Antyreklama żużla, kompromitacja, skandal…

19 kwi 2015, 02:27

…to chyba najczęściej wypowiadane dziś słowa przez sympatyków „czarnego sportu” na całym świecie. To co wydarzyło się na Stadionie Narodowym w Warszawie będzie jeszcze szeroko komentowane w mediach, bynajmniej nie ze względu na czynnik sportowy tego widowiska.

Kiedy kilka miesięcy temu okazało się, że żużel zawita na „Narodowy”, kibice byli zachwyceni. Bilety na zawody LOTTO Warsaw FIM SGP of Poland rozeszły się w niecałe dwie doby! Chyba żaden z tych fanów nie spodziewał się wtedy jak bardzo może być to nietrafiony zakup.

Speedway w naszym kraju nie ma zbyt łatwego „życia”. W mediach głównego nurtu najczęściej mówi się o tej dyscyplinie przy okazji groźnych wypadków na torze lub skandali (których swoją drogą w żużlu nie brakuje). Warszawska runda cyklu o Indywidualne Mistrzostwo Świata miała radykalnie odmienić ten obraz, no bo przecież była to impreza robiona z wielkim rozmachem.

O wyjątkowości tego wydarzenia miało świadczyć kilka aspektów. Po pierwsze organizatorzy zapowiadali rekord frekwencji na zawodach Grand Prix – i faktycznie na trybunach zjawiło się ponad 53 tysiące widzów (poprzednim rekordzistą był Cardiff Stadium w Walii – ok. 45 tysięcy ludzi). Kolejna sprawa to pożegnanie legendy polskiego żużla Tomasza Golloba z cyklem GP – „Chudy” przez prawie 20 lat ścigał się w zawodach o MŚ (w 2010 roku zdobył tytuł). No i po trzecie sprawa stadionu – słynny już „Narodowy” miał działać na wyobraźnie i być najlepszą reklamą dla tego sportu…

Jeszcze kilka dni temu nic nie wskazywało na jakiekolwiek problemy organizatorów. Dopiero w piątek, gdy miał odbyć się jedyny oficjalny trening przed zawodami, okazało się, że tor nie nadaje się do jazdy. Zawodnicy spytani o stan nawierzchni, odpowiedzieli ustami Nickiego Pedersena, że „tor jest g*wniany”. Słynący z ostrego języka Pedersen jako jeden z dwóch zawodników wziął udział w treningu, jednak zdania na temat toru nie zmienił. Organizatorzy podjęli decyzję o przeniesieniu treningu na sobotę. Po całonocnych pracach nawierzchnia nadawała się do jazdy i trening odbył się, choć zawodnicy nie byli zadowoleni z wyniku prac organizatorów.

O dziwo podczas zawodów, to nie nawierzchnia  była największym bólem głowy „gangu Olsena” – jak potocznie nazywa się duńskich działaczy odpowiedzialnych za organizację tych zawodów – a maszyna startowa, która nie działała równo i niemożliwe były sprawiedliwe starty zawodników. Po kilku biegach postanowiono puszczać zawodników bez taśmy, a jedynie na znak zapalenia się zielonego światła, co było zdecydowanie niecodzienną sytuacją. Jak powiedział trzykrotny mistrz świata Greg Hancock, ostatni raz widział coś podobnego… 20 lat temu.

Dochodziło do nietypowych zdarzeń, jak zbyt szybki start Jasona Doyle’a, kiedy to sędzia sam do końca nie wiedział jak to interpretować (najpierw ogłosił powtórkę biegu w czterech, by po chwili wykluczyć jednak  Australijczyka, który mocno przeciw temu protestował). Pomijając fakt maszyny startowej to w wielu biegach dochodziło do upadków, zawodnicy mieli często problem z utrzymaniem motocykla. Po trzynastym biegu żużlowcy definitywnie odmówili startu i stało się pewne, że fani na trybunach i przed telewizorami są świadkami ogromnej kompromitacji. Parę minut później Tomek Gollob wykonał jeszcze rundę honorową na pożegnanie z GP, jednak działo się to już praktycznie przy pustych trybunach.  Na pewno nie tak mogliśmy sobie wyobrażać pożegnanie mistrza…

Niezadowoleni fani nie mogą liczyć na zwrot pieniędzy za bilety. Odbyło się 12 biegów, a to według regulaminu już wystarczająco by uznać zawody za odjechane. Wygrał Słoweniec Matej Zagar przed Chrisem Harrisem. Najlepszy z naszych reprezentantów – Jarosław Hampel był trzeci, choć po tym jak wyglądała ta impreza, wyniki wydają się mało istotne.

W ciągu ostatnich kilku lat, w polskich mediach było dwa razy głośno o żużlu – raz, gdy na skutek nieszczęśliwego upadku zginął Lee Richardson, drugi raz, gdy Unibax Toruń odmówił jazdy w finale Drużynowych Mistrzostw Polski. Impreza na Stadionie Narodowym miała sprawić, że przeciętny „Kowalski” znów usłyszy o  „czarnym sporcie” i zapewne tak się stało, choć aspekt sportowy po raz kolejny wylądował na drugim lub trzecim planie. Powtórka Grand Prix Warszawy już za rok, tylko czy po tym co się wydarzyło, kibice znów tak tłumnie będą chcieli przyjść na stadion, ryzykując całkiem spore pieniądze za bilety?

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA