Michał Śpiczko dla Polski-Sport.pl: “Istnieje szansa, że do najlepszej ligi świata załapie się nawet czterech Polaków”

Aktualizacja: 19 gru 2017, 06:34
8 gru 2017, 13:45

Kabaddi to w Polsce wciąż sport nieznany, który jednak uważany jest przez wielu za dyscyplinę z największym potencjałem na globalny rozwój. O postępach ligi Pro Kabaddi, ogromnych pieniądzach inwestowanych w Indiach, oraz polskich zapędach do “podboju” najlepszej ligi na świecie porozmawialiśmy z Michałem Śpiczko – byłym zawodnikiem Bengaluru Bulls oraz pomysłodawcą i kapitanem reprezentacji Polski w kabaddi, która w październiku ubiegłego roku wzięła po raz pierwszy w historii udział w Mistrzostwach Świata.

Czytelnikom, którzy o tej dyscyplinie słyszą po raz pierwszy, przypominamy o dotychczasowych publikacjach – TUTAJ dowiecie się czym naprawdę jest kabaddi, a kilkając TUTAJ przeczytacie nasz reportaż z przygotowań Polaków do wyjazdu na World Cup.

W ubiegłym roku braliście udział w Mistrzostwach Świata. Niestety nie udało wam się wyjść z grupy. Było rozczarowanie?

Naszą postawą nie jesteśmy rozczarowani. Jako zespół wyglądaliśmy dosyć dobrze. Jasne, że liczyliśmy na wyjście z grupy, nie byliśmy wcale tak daleko od tego osiągnięcia. Niestety mecze poukładały nam się nie tak, jak moglibyśmy tego chcieć. Pierwsze spotkanie graliśmy z Kenią. Później okazało się, że było to najchętniej oglądane starcie w całym turnieju, w którym nie wystąpili Hindusi. Nie pamiętam dokładnie, oglądało nas chyba 13, bądź 17 milionów osób. Obie drużyny zaprezentowały się wówczas bardzo dobrze. Po pierwszej połowie był remis, lecz ostatecznie niestety przegraliśmy kilkoma punktami (48:54 – red.). Później trafiło nam się takie nieciekawe z różnych względów starcie z Japonią, gdzie nie najlepiej zagraliśmy. Kilka osób się wówczas rozchorowało ze względu na zatrucia pokarmowe. Teraz gdy o tym myślę, to może gdybyśmy na samym początku mistrzostw zagrali z jakimś słabym przeciwnikiem, wówczas byśmy się z czasem bardziej rozkręcili, bo zespół z każdym kolejnym treningiem stawał się coraz lepszy. Trzeba przyznać, że do samego turnieju przygotowywaliśmy się dosyć krótko, a i tak na nasz zespół spadło wiele pochwał, z tego względu, że wzięliśmy bardzo dobrych atletów, osoby które szybko adaptują się do nowych sportów. Trener, który nas podczas Mistrzostw Świata prowadził, Hindus – Harwinder Singh był bardzo pozytywnie zaskoczony. Na zakończenie turnieju sensacyjnie wygraliśmy przecież z Iranem, który potem uległ dopiero Indiom w finale i sięgnął po srebro. Życie później potoczyło się tak, że po kilku miesiącach jedna z irańskich gwiazd, obecny kapitan finalisty ligi Pro Kabaddi, Fazel Atrachali, przyleciał do Polski i trenował z nami przez półtora miesiąca. Pod jego okiem zrobiliśmy ogromny postęp. Pytałeś mnie o rozczarowanie. Muszę przyznać, że moim największym jest współpraca z Hindusami. Różnica kulturowa między nami jest ogromna i trudno mi na nich polegać. My dostawaliśmy różne zapewnienia, że będą nas bardzo wspierać, ponieważ kolejne mistrzostwa już za rok i chcą żeby poziom szedł w górę. Mówili, że zrobią wszystko, by kabaddi pojawiło się nawet na Igrzyskach Olimpijskich. Nie wszystko, co nam obiecywali zostało spełnione, przez co mieliśmy też czasami takie spadki motywacji do dalszych działań. Podam świeży przykład takiej trudnej współpracy, tu akurat chodzi o Kenijczyków. Zaprosili nas na turniej dwa tygodnie temu, uzgodniliśmy z nimi wszystko, a dosłownie dzisiaj rozmawiałem z ich menedżerką, która powiedziała, że musimy znaleźć sobie dodatkowe finansowanie, bo każdy z nas poniesie dodatkowy koszt rzędu około stu dolarów. I taką informację dostałem na cztery dni przed naszym wylotem. Jeszcze nie mamy nawet biletów, oni dorzucają nam kolejne zmartwienie i to trochę blokuje drużynę, demotywuje zawodników, którzy są przecież pasjonatami. Nie są to ludzie, którzy na kabaddi zarabiają. Mają swoje prace, muszą załatwić sobie urlop. Kenijczycy proszą nas o dofinansowanie, gdzie my tych pieniędzy po prostu nie mamy i wiele wskazuje na to, że niestety będziemy musieli zrezygnować z udziału w turnieju. Chyba, że na przykład jutro zadzwonią do mnie i powiedzą, że jednak znaleźli jakieś dodatkowe fundusze (śmiech). (Ostatecznie Kenijczycy przełożyli turniej o kilka dni, lecz z powodu utrudnionego kontaktu z nimi, Polacy nie zdecydowali się na wylot do Afryki – red.)

Foto: 2016kabaddiworldcup.com

Jednym z waszych głównych celów było sprowadzenie kolejnych Polaków do Indii. Tymczasem aktualnie nie ma tam ani jednego, nawet tobie nie udało się dostać kolejnego angażu.

Ja dopiero teraz zaczynam rozumieć, jak to tak naprawdę działa. Z jednej strony dostajemy sygnały z ligi, że chcą stać się sportem globalnym, ale widzę, że chyba nie są na to jeszcze gotowi. Tymczasem do nowego sezonu nie tylko nie wzięli żadnego Polaka, ale nie wzięli nikogo z całej Europy. Ta decyzja wywołała zresztą spore zamieszanie i rozgoryczenie ludzi, którym zależy na globalizacji tej dyscypliny. Według mnie powód takiego stanu rzeczy był prosty – niedługo po zakończeniu sezonu, odbyły się Asian Games i oni doskonale wiedzieli, że muszą teraz promować przede wszystkim zawodników ze swojego kontynentu, żeby to potem lepiej się ”sprzedawało”. Dosłownie przed chwilą rozmawiałem ze wspomnianym Fazelem i on twierdzi, że następny sezon ligi ruszy w maju i tam już Europejczyków będą brali, ponieważ zaraz po zakończeniu rozgrywek będziemy mieli Mistrzostwa Świata. Muszę powiedzieć, że kluby są zainteresowane zawodnikami z Polski, ponieważ tak jak powiedziałem, mamy doskonałych atletów. Problem jednak w tym, że kluby chcą nas ściągać, a liga mówi im jasno – możecie sprowadzać zawodników skąd chcecie, trenować ich w Indiach, ale i tak nie macie żadnego potwierdzenia, że będziecie mieli go w drużynie, bo wszystko odbywa się w aukcji. Klubom więc nie opłaca się płacić za bilety, utrzymanie i rozwój zawodnika, ponieważ nikt nie da im gwarancji utrzymania go w zespole na dłuższy czas.

Czyli jednak szanse na kilku Polaków w Pro Kabaddi League wciąż są?

Jasne, tak jak powiedziałem – dobrze pokazaliśmy się na Mistrzostwach Świata. Ja na przykład byłem tam w czołówce punktujących graczy całego turnieju, ale kilku moich kolegów także zrobiło bardzo dobre wrażenie. Według mnie głównym powodem tego, że obecnie nie mamy w indyjskiej lidze żadnego Polaka były właśnie te wytyczne, zalecające jednak klubom branie Azjatów i przygotowywanie ich do Asian Games. Wydaje mi się też, że oni w tej lidze mają tak wiele pracy wewnątrz, że zapominają o rozwoju na zewnątrz, bardziej globalnie. My na pewno będziemy wrzucani do puli graczy dostępnych w kolejnej aukcji, przed następnym sezonem, tylko że mówię, tak trudno jest z nimi rozmawiać… Ja już kilkukrotnie pisałem do International Kabaddi Federation z prośbą o przysłanie oficjalnych dokumentów, potwierdzających, że nasza fundacja zajmuje się rozwojem tej dyscypliny w Polsce. Oni przez telefon zawsze mówią mi, że jasne, potwierdzamy, ale tylko telefonicznie, bo żeby przedstawić to na piśmie nie mamy jeszcze odpowiednich procedur i nie jesteśmy w stanie tego na ten moment zrobić. Takie coś bardzo blokuje, bo byłaby to świetna „podkładka” pod współpracę z Ministerstwem Sportu, które mogłoby nam również pomóc.

Właśnie, myśleliście już nad oficjalnym zarejestrowaniem Polskiego Związku Kabaddi?

Oczywiście! Spotkałem się z paroma osobami, które takimi rzeczami się już zajmowały, bądź zajmują, na przykład z zarządu Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego. Ja sam grałem wiele lat w futbol i znam ludzi, którzy powiedzieli mi, że znają te wszystkie procedury i chętnie mi pomogą. My jednak najpierw musimy mieć większą pomoc ze strony Indii, a na ten moment tego jeszcze nie ma i póki tego nie będzie, sprawa wydaje się nierealna. Jeżeli największa liga na świecie nie będzie nas wspierała, chociażby tylko potwierdzeniem faktu, że jesteśmy zawodnikami, którzy tam byli i występowali, to ogromnie ciężko będzie z tym tematem ruszyć.

Paradoksem tej sytuacji z Polakami w lidze Pro Kabaddi jest fakt, że poprzez Mistrzostwa Świata nie wypromował się żaden zawodnik, a… fizjoterapeutka.

Tak, Oliwia Witek bardzo pomagała nam na tamtym turnieju i cieszy mnie to, że udało się jej zostać tam na dłużej. Jest teraz główną fizjoterapeutką w klubie, który w ostatnim sezonie doszedł aż do finału. Masz rację, też śmieliśmy się z tego z chłopakami z reprezentacji, że skoro nam nie wyszło, to dobrze, że chociaż Oliwia została w Indiach na dłużej, jeden pozytyw naszego wyjazdu (śmiech). Wracając jeszcze do twojego pytania o Polaków w lidze – rozmawiałem później z kolegami z Bengaluru Bulls – mojego byłego klubu, gdzie grałem dwa sezony i mogę przypuszczać, jaki w moim przypadku mógł być powód, że nie zaoferowano mi angażu. Podczas aukcji zawodników, są oni podzieleni na początku na trzy koszyki. Pierwszy jest przeznaczony dla najlepszych i tam najmniejsza pensja jaką można zaoferować to około 120 tysięcy złotych za sezon, który przypomnijmy trwa tylko niespełna trzy miesiące. Koszyk B to minimalne wynagrodzenie oscylujące w okolicach 70 tysięcy, a ten najniższy koszyk to około 30-40 tysięcy złotych. Tak mniej więcej wygląda finansowo liga Pro Kabaddi. Największy kontrakt to obecnie jakieś pół miliona złotych. No i mnie wrzucono do tego drugiego koszyka, czyli musiałoby się to wiązać z większym wydatkiem. Nie dziwię się, że kluby mogły nie chcieć inwestować we mnie i woleli wziąć kogoś z grupy C, czyli tańszych zawodników. Dziwna sytuacja, potem okazało się, że byłem w tej środkowej grupie jedynym Europejczykiem, ale też jedyną osobą, której nie zaproponowano kontraktu.

Oliwia Witek wraz z drużyną Gujarat Fortunegiants/Foto: sportskeeda.com

Zapewne obserwujesz stały rozwój profesjonalnej ligi w Indiach. Z każdym sezonem wygląda to coraz lepiej?

Ta liga bardzo szybko zaczęła się rozwijać. Przed sezonem, który stosunkowo niedawno się zakończył podpisali umowę sponsorską, na mocy której dostali 3 miliardy rupii indyjskich, czyli ponad 46 milionów dolarów za 5-letni kontrakt od nowego sponsora tytularnego, dlatego teraz nazywa się to VIVO Pro Kabaddi League. W tym też upatruję szansę dla nas. Może kiedy już zwrócą się pierwsze wielkie inwestycje, zaczną przeznaczać więcej pieniędzy w nowe kierunki i miejsca rozwoju kabaddi nie tylko w Indiach. Może wreszcie podejmą ku temu poważne kroki, na przykład zawiązując jakąś organizację, której celem będzie bardziej globalny rozwój tej dyscypliny. Bez takiego wsparcia będzie nam bardzo ciężko utrzymać duże tempo rozwoju i nie zatracić do tego motywacji.

Jakie są wasze kolejne cele?

Takim głównym celem, który jestem przekonany że zrealizujemy, są Mistrzostwa Świata, które odbędą się albo w styczniu 2019, albo w okolicach listopada przyszłego roku. Mamy już oficjalne zaproszenie, chociaż ja nadal nie mogę być tego pewny na sto procent. Kilkukrotnie zawiodłem się już na osobach z Indii, które w ostatniej chwili potrafiły zmienić zdanie, więc mam podstawy do tych wątpliwości, choć rozmawiałem na ten temat z najważniejszymi osobami związanymi z kabaddi. Jak już pojadę na Mistrzostwa Świata, wtedy dopiero będę miał pewność, że wszystko poszło zgodnie z planem i ich zapewnieniami (śmiech). To jest nasz cel bardziej odległy, natomiast obecnie zaczniemy się skupiać na przygotowywaniu zawodników do nowego sezonu ligi Pro Kabaddi. Chcemy ponownie do Polski ściągnąć kilku Irańczyków, by pomogli nam w szlifowaniu umiejętności. Jeśli uda nam się wywalczyć jakiś budżet, to chcielibyśmy sprowadzić jakichś klasowych atakujących z Indii. My jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że ja dużą część tych gwiazd tamtejszej ligi znam po prostu osobiście i mogę do nich zadzwonić. Myślę, że spora część by się zgodziła na przylot do naszego kraju, choćby po to, żeby spędzić tu trochę czasu, zobaczyć jak wygląda Polska, a przy okazji przez tydzień-dwa pomagaliby nam w treningach. Musimy jednak najpierw znaleźć jakieś konkretne dofinansowanie. Jeden z moich kolegów powiedział, że pod koniec grudnia będzie leciał do Indii, gdzie ma dosyć majętnego znajomego, który chciałby wysyłać zawodników z Indii tutaj do Polski. Chodziłoby oczywiście o graczy z rozgrywek akademickich, czy licealnych, którzy odbywaliby u nas 2-3-tygodniowe obozy. Dla nas byłaby to super sprawa, po pierwsze mielibyśmy okazję do treningów z zawodnikami, którzy od małego grają w kabaddi, a po drugie dostalibyśmy wreszcie jakieś finansowanie, bo w grę wchodziłyby także indyjskie programy sponsorskie. Ale to jest melodia przyszłości, musimy czekać na rozwój spraw.

Jesteś zadowolony z tempa rozwoju kabaddi w Polsce?

Muszę przyznać, że jestem czasami trochę smutny, z tego powodu, że myślałem, że pójdzie to znacznie szybciej. Ale z drugiej strony zdaję sobie jednak sprawę, że jest to dopiero początek mega dużego projektu. Liga cały czas się bardzo szybko rozwija. Niedawno zakończył się piąty sezon, do którego przystąpiły cztery nowe zespoły. Przed kolejnymi rozgrywkami mają powstać kolejne cztery kluby, czyli w Pro Kabaddi League byłoby ich już 16. Słyszałem napawające mnie ogromnym optymizmem pogłoski, że ma zostać wprowadzona nowa reguła, że każda drużyna ma mieć obowiązek posiadania w składzie przynajmniej jednego zawodnika spoza Azji, co jest na pewno wielką szansą dla Polaków, będących bez dwóch zdań najsilniejszym zespołem w Europie. To jest według mnie normalna kolej rzeczy i bardzo dobrze, że oni są jednak świadomi tego, że muszą otworzyć się na nowe rynki, co ma plusy w obie strony. To jest zasada win-win. Przecież byłem tam na miejscu, widziałem jak to wygląda, jak Hindusi byli zaskoczeni, że na Starym Kontynencie ktoś uprawia ich niemal narodowy sport. Jeśli w klubie znajdował się gracz spoza Azji, był to doskonały ruch marketingowy, to przyciąga niesamowitą atencję mediów, co potem daje profity. I na pewno w tym kierunku się to będzie rozwijało. Chciałbym tylko zauważyć jedną rzecz – ta liga potrzebuje po prostu czasu! Cały projekt funkcjonuje przecież dopiero od niecałych 4 lat.

Od Mistrzostw Świata doszło w waszym składzie do znaczących zmian personalnych?

Jeżeli były jakieś rezygnacje, to po prostu związane też z tym, że niektórzy wyjechali z Warszawy. Na przykład Filip Szczeski mieszka teraz w Krakowie, my teraz mieliśmy zresztą małą przerwę w treningach. Mieliśmy poćwiczyć jeszcze przed Kenią, ale wyszło jak wyszło. Z większą intensywnością przystąpimy do ćwiczeń zaraz po Nowym Roku. Cały czas szlifujemy jednak swoje umiejętności. Chłopaki w czerwcu byli na przykład na takim turnieju w Danii, który udało im się zresztą wygrać. Ja wtedy nie mogłem polecieć razem z nimi, bo zdecydowałem się pomóc mojej drużynie futbolowej, Warsaw Eagles i miałem wówczas półfinał Topligi, ale tym bardziej cieszę się, że dali sobie radę. Jeśli chodzi o nowe twarze, to przede wszystkim trenuje z nami dużo Hindusów mieszkających w Polsce. To była śmieszna sytuacja, gdy przyszli na trening, a tam byłem ja i Fazel Atrachali, czyli osoby, które wcześniej oglądali co najwyżej w telewizji w rozgrywkach ligi Pro Kabaddi (śmiech). Jeśli chodzi o zainteresowanie nami, to ja obstawiam, że zwiększy się ono gdy już będzie publicznie ogłoszona data, miejsce i uczestnicy następnych Mistrzostw Świata. Będziemy mieli wówczas pewnie około pół roku na intensywne przygotowania do World Cup i wtedy pewnie znajdzie się więcej chętnych.

Czujecie, że na następnym turnieju możecie już poważnie namieszać?

Uważam, że niesamowicie podnieśliśmy swoje umiejętności ze względu na przyjazd Fazela. To moim zdaniem najlepszy zawodnik obrony na świecie. Grał ostatnio w jednym z nowych klubów – Gujarat Fortunegiants, gdzie był kapitanem. Robił tam świetną robotę, mówi się, że to obrona wygrywa mecze, a tymczasem to właśnie jego klub miał w sezonie zasadniczym najwięcej zwycięstw. Szkoda więc, że przegrali w finale. Gdy był w Polsce trenowaliśmy bardzo intensywnie i miał ogromny wpływ na nasz rozwój. Trzeba pamiętać, że my kabaddi uczyliśmy się w taki dość nieoczywisty sposób. Ja byłem trochę takim grającym trenerem, a to bardzo ciężkie zadanie, bo jeżeli grasz, to ciężko ci jest obserwować co robią twoi koledzy z drużyny. A Fazel po prostu przyszedł, patrzył na nas, każdego ustawił i powiedział „Słuchajcie, ja tak robię od 12. roku życia i udaje mi się z powodzeniem grać od kilku lat w lidze Pro Kabaddi, po prostu róbcie tak samo”. Poprzestawiał kilka czasami nawet detali i zaczęło to „śmigać” dużo lepiej. Moim zdaniem byłby z niego doskonały trener. Jestem przekonany, że jeśli mielibyśmy u siebie na treningu Fazela przed tamtymi Mistrzostwami Świata, to Kenię i Japonię na pewno byśmy pokonali. A czy będziemy ich w stanie pokonać za rok, w kolejnej edycji World Cup? Zobaczymy. Wiem, że Kenia mocno się rozwija, ponoć załapali się na rządowe dofinansowanie. My bardzo żałujemy tego meczu z nimi, bo było bardzo blisko zwycięstwa, popełniliśmy parę głupich błędów i musieliśmy za nie zapłacić. To był też przecież nasz pierwszy oficjalny mecz na arenie międzynarodowej, byliśmy bardzo niedoświadczeni.

Mecz Polska – Iran na MŚ, po prawej Michał Śpiczko, w środku Fazel Atrachali

Jak aktualnie wygląda sytuacja kabaddi w Europie? W jakich jeszcze krajach postawiono na szkolenie w tej dyscyplinie?

W Europie to wygląda trochę tak, jak było w przypadku Polski, czyli najpierw była jedna osoba, u nas byłem to ja, pojechałem do Indii do ligi. U siebie w kraju graliśmy na dosyć średnim poziomie i nagle okazało się, że jesteśmy zaproszeni na Mistrzostwa Świata, była duża chęć, intensywne przygotowania i podekscytowanie. Po turnieju, gdy emocje już opadły, to się trochę „wygładziło”. W tym momencie Anglicy (drugi europejski uczestnik MŚ – red.) cały czas trenują, cały czas mają nawet swoją ligę akademicką. Wiem, że treningi odbywają się też na pewno w Danii. Słyszałem o Włochach, nie miałem okazji z nimi jeszcze zagrać, ale właśnie Duńczycy powiedzieli mi, że od czasu do czasu zdarza im się zmierzyć ze sobą. W Holandii także ponoć kabaddi ma się całkiem nieźle. Sprawa wygląda przede wszystkim tak, że dużo Hindusów wyjeżdża z Indii do Europy na studia i oni mogą mieć spory wpływ na inne kraje. Ogólnie poza Azją na dobrą sprawę poważnie liczymy się raczej my i Kenijczycy. Na Mistrzostwach Świata byli jeszcze Amerykanie, ale u nich to słabo wygląda (Polska rozbiła w fazie grupowej USA aż 75:29, co było najwyższym zwycięstwem w całym turnieju – red.). Ameryka Południowa też nie za bardzo stawia na rozwój, no i jest jeszcze Australia, z którą mam związaną śmieszną historię. Przed jednym z ich meczów rozmawiałem z kapitanem Australii i zapytałem się co w życiu robi, odpowiedział lakonicznie że grał w rugby. Później sprawdziłem go w internecie, okazało się, że jest legendą ich odmiany tego sportu, czyli futbolu australijskiego i w czasie kariery zarabiał miliony dolarów. Po jakimś czasie patrzę, a on wrzuca na instagrama zdjęcia z Super Bowl, także z zawodnikami, po kolejnych kilku tygodniach trafiłem na jego fotkę z jakiejś imprezy, gdzie był razem z Usainem Boltem. Okazało się więc że to wielka gwiazda w Australii, a po zakończeniu kariery wpadł na pomysł pogrania w kabaddi (śmiech).

Na koniec powiedz, kto z waszej reprezentacji ma największe szanse, oczywiście poza tobą, na angaż w Pro Kabaddi League?

Najbardziej liczę na Piotrka Pamulaka, który na Mistrzostwach Świata miał dobre statystyki i dużo osób mówiło, że ma talent. Fazel bardzo mocno lobbował, żeby jego zespół sprowadził go do siebie, tylko to jest bardzo trudne. Bo nawet jak taka gwiazda pokroju wicemistrza świata i czołowego obrońcy ligi mówi, że chciałaby mieć Pamulaka u siebie w drużynie, to i tak wszystko później załatwiane jest w aukcji i nie wiadomo w którym zespole zawodnik wyląduje. My na pewno będziemy się starali zrobić wszystko, by Piotr zagrał w Indiach w przyszłym sezonie. Ja jeszcze w sumie ostatecznej decyzji nie podjąłem, bo Piotrek to młody chłopak, ciekawa przyszłość przed nim. A ja muszę pracować, jakbym miał wyjechać na drugi koniec świata na cztery miesiące, na jakiś wcale może nawet nie pewny kontrakt, to nie wiem, czy będzie mi się chciało. Chociaż prawda jest taka, że jak przyjdzie co do czego, to będzie mi się chciało (śmiech). Bo to naprawdę świetna przygoda, aczkolwiek gdybym to ja miał wybierać z nas dwóch, to postawiłbym na Piotrka Pamulaka, bo on ma przed sobą przede wszystkim dłuższą karierę, może więcej zaoferować niż ja. Ale nie wiemy, jak to się skończy, równie dobrze, jeśli w życie wejdzie ten przepis, o którym mówiłem, istnieje przecież szansa, że nagle do ligi załapie się czterech Polaków. A to już byłoby dla nas solidnym bodźcem do dalszych działań. Bo jeżeli chcemy w naszym kraju rozwijać tę dyscyplinę, trzeba to robić na bazie reprezentacji Polski i wyjazdów do Indii. Jeśli naprawdę mielibyśmy 3-4 Polaków w lidze Pro Kabaddi, to oni potem wrócą do kraju, by tutaj ćwiczyć i przygotować się razem z drużyną do Mistrzostw Świata, a to już napędzi całą „karuzelę”. Zrobi się spora liczba zawodników i może nawet powstać liga. Co więcej, ćwiczyła z nami dziewczyna, która jest wicemistrzynią Europy w zapasach, 19-letnia Angelika Błońska. To jest tak bardzo atletyczna i zwinna zawodniczka, a w Indiach jest przecież także liga żeńska, czemu nie mamy spróbować iść również w tym kierunku? Młodym zapaśnikom bardzo trudno jest się utrzymać tylko ze sportu, mogą ewentualnie zostać trenerami, lub załapać się na jakieś stypendium, na przykład w Stanach. A przerzucenie się z zapasów na kabaddi wcale nie jest trudne, przynajmniej jeśli chodzi o grę w obronie, gdzie mamy wejścia nisko w nogi i rzucanie się na rywali. Dobry zapaśnik, jeżeli jest inteligentny, bez problemu jest w stanie zostać dobrym zawodnikiem kabaddi. Byłaby to doskonała okazja dla młodych ludzi, by łączyć swoją pasję z możliwością zarabiania naprawdę niemałych pieniędzy.

Foto: 2016kabaddiworldcup.com

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA