PŚ: O krok od sukcesu! Polacy ulegli Brazylii dopiero po tie-breaku!

0
105
foto: CEV

Końcowa faza Pucharu Świata zgotowała kibicom walkę gigantów. W Hiroszimie Polacy podjęli niezwyciężoną do tej pory reprezentację Canarinhos. Zespół prowadzony przez Vitala Heynena rozegrał bardzo dobre spotkanie, jednak na wielką Brazylię było to wciąż za mało.

Mecz lepiej otworzyli Polacy (4:1). „Kanarkowi” otrząsnęli się z niemocy i starali się dorównywać drużynie mistrzów świata, lecz na pierwszą przerwę techniczną zespoły zeszły przy znacznym prowadzeniu Biało-Czerwonych (8:5). Kilka minut wystarczyło, żeby polscy skrzydłowi niemalże całkowicie roztrwonili przewagę. Na szczęście Wilfredo Leon zrehabilitował się i zaczął punktować zarówno w ataku, jak i serwisie, co pozwoliło odbudować „Orłom” przewagę (11:8). W kluczowym momencie podopieczni Renana Dal Zotto postawili „ścianę” i doprowadzili do remisu (13:13). Miała miejsce walka punkt za punkt, kiedy w polu serwisowym zameldował się Karol Kłos, który diametralnie odmienił sytuację na boisku (18:15). Przy stanie 19:15 trener Dal Zotto wykorzystał ostatni przysługujący mu czas, po którym zapunktował Souza. Brazylijczycy nie zdołali już zagrozić naszej reprezentacji, a popsuta zagrywka Lucarelliego zakończyła zmagania w premierowej odsłonie (25:19).

Druga partia rozpoczęła się od dotknięcia siatki przez Lucasa (1:0). Po chwili środkowy popisał się efektywnym atakiem, Leon na lewej flance także nie próżnował (3:2). Canarinhos nie chcieli, aby wydarzenia poprzedniego seta powtórzyły się, więc wynikiem trzymali się blisko naszych reprezentantów. Drzyzga uruchomił Bieńka na środku siatki, za to brazylijski rozgrywający powierzył rolę bombardiera Joandremu Lealowi (11:10). Mimo to Polacy sukcesywnie budowali zaliczkę punktową, lecz zepsuty serwis Fabiana Drzyzgi i blok na Michale Kubiaku przesądziły o remisie. Kiwka w taśmę kapitana „Orłów” dała przeciwnikom pierwszą w tym meczu przewagę (15:16). Gra „Kanarków” była mocno szarpana, jednak z każdej akcji wychodzili obronną ręką. Kuriozalny błąd Alana Souzy kosztował jego zespół utratę prowadzenia, co pozwoliło Biało-Czerwonym ponownie podjąć walkę (20:20). Aleksander Śliwka świetnie radził sobie na parkiecie, lecz nie wytrzymał presji, która zamknęła Polakom drogę do zwycięstwa w partii (23:25).

W trzecią odsłonę korzystniej weszli Canarihos (1:3), lecz dzięki Muzajowi Polacy wrócili na właściwe tory (4:4). Leal nie dawał przeciwnikom spokoju na prawej flance, a w drugiej linii musieliśmy jeszcze stawić czoła Lucarelliemu. Po kolejnym nieudanym ataku szkoleniowiec Heynen wziął time-out, którym skutecznie wybił z uderzenia brazylijskiego przyjmującego (8:12). Kontry Brazylijczyków były spektakularne, Polacy nie mogli znaleźć sposobu na ich zatrzymanie, a wynik powoli zaczął się oddalać (11:17). W końcówce „Orłom” udało się nawiązać kontakt punktowy z rywalami (17:20), jednak niuanse zadecydowały o tym, że finalnie partia padła łupem „Kanarków” (19:25).

Początek kolejnego seta był do tej pory najlepszy ze wszystkich, gdyż Biało-Czerwoni podporządkowali sobie brazylijskich siatkarzy, wymuszając na nich popełnianie podstawowych błędów (5:0). Leon wrócił od swojej wysokiej dyspozycji na zagrywce, dzięki czemu Polacy utrzymywali znacznie prowadzenie. Trener Dal Zotto postanowił etapowo zastępować część pierwszego składu, spodziewając się piątej odsłony (11:3). Sytuację starał się ratować doświadczony Lucas, jednak w pojedynkę mógł niewiele zdziałać. Reprezentanci kraju z Ameryki Południowej kompletnie zgubili rytm gry, co działało pobudzająco na naszych siatkarzy (18:9). Kubiak bawił się na siatce, a Kłosa można było śmiało nazwać „królem bloku”. Alan chciał jeszcze  tchnąć w swoich kolegów powiew świeżości, lecz po ataku Bieńka Canarinhos musieli pogodzić się z tym, że jeszcze nie oddaliśmy tego meczu (25:16).

Tie-break zaczął się od ofiarnośći ze strony kapitana Biało-Czerwonych, który cudem wyratował straconą już piłkę (1:1). Brazylijska maszynka zaczynała się rozkręcać, a ukrócić to wszystko postanowił Vital Heynen, prosząc o przerwę (2:5). Chwila oddechu nie przyniosła jednak pożądanych efektów, przez co „Kanarkowi” wykorzystywali każdą słabość polskich graczy. Polskie trio w końcu efektownie zatrzymało Leala, lecz na własne życzenie nie kończyliśmy ważnych akcji. Mateusz Bieniek postawił wszystko na jedną kartę i zaryzykował w polu serwisowym, dając rywalom serię „meczówek”. Brazylijski atakujący posłał piłkę na blok-aut i zakończył batalię (11:15).

Polska – Brazylia 2:3 (25:19, 23:25, 19:25, 25:16, 11:15)

Polska: Muzaj, Kubiak, Drzyzga, Bieniek, Kłos, Leon, Zatorski

Brazylia: Bruno, Leal, Maurico, Lucas, Lucarelli, Alan Souza, Thales

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię