„Ch*ja grają, opie*dolimy ich”, czyli trochę o mentalności i wolności słowa

Aktualizacja: 15 paź 2016, 09:05
14 paź 2016, 00:49

Na początku są litery. Te składają się w słowa, a słowa w zdania. Liryczny morderca, który mówi praktycznie wszystko, co myśli-Janusz Wójcik, błyskotliwy Franciszek Smuda czy groteskowo proste dialogi Jana Urbana, to tylko niektóre przykłady mistrzów owych zdań. Po tekście tym nie wyjdziecie mądrzejsi czy bardziej dokształceni, dowiecie się za to o kilku anegdotach, niekoniecznie stojących na wysokim poziomie. Widnieć tu będą jedne z najwybitniejszych wypowiedzi. Poczytacie tu również o problemach w polskiej piłce. Nie zabraknie też przykładów „gwiazdeczek”. Dawid Janczyk, przepraszam…

To, co się tutaj znajdzie jest, po części, subiektywnym strumieniem myśli i możesz się z tym nie zgadzać, ale możesz też mieć to w głębokim poważaniu, podobnie jak Maciek Iwański, który widocznie nie słuchał trenera, kiedy ten mówił o agresywnym pressingu.

„Chuja grają, opierdolimy ich”. Marcin Broniszewski odpowiadał w polskiej kadrze podczas Euro 2012 za rozpracowywanie taktyki rywali. Przez dość długi czas przygotowywał raport o Grekach. W końcu, gdy uważał dzieło za kompletne, oddał je trenerowi Smudzie. Ten, zachowując stoicki spokój, patrzy chwile na jedną stronę, po kilku sekundach przewraca na drugą, po czym śmiało wypala: –Chuja grają, opierdolimy ich. Polska zremisowała z Grecją na Stadionie Narodowym 1:1.

Wypij, pobiegaj…

To co dzieje się na polskich, a ostatnio też europejskich boiskach, może frustrować. Nawet nie chodzi o to, że niektórzy piłkarze dłużej się leczą niż grają, że zawodnicy doznają kontuzji, gdy odbierają medal za tytuł mistrza Polski. Chodzi o to, w jaki sposób piłkarze angażują się w grę. Dziś szokiem jest fakt, że zawodowy grajek pójdzie się napić piwka. Kiedyś Szamotulski z kolegami chodzili co weekend troszkę się „odstresować”, ale jak na drugi dzień przyszedł czas na mecz, to Ci po prostu golili frajerów i na Pana Boga, nikt im tego nie wypominał. Niedawno Steeven Langil pokazał na salonach jak nie powinno się bronić w futbolu. Gość w defensywie praktycznie nie istniał. Po każdym, nazwijmy to, rajdzie, Langil zamieniał się w słup soli. Nie wybiegając poza stolice widzimy Michała Kucharczyka czy wspomnianego już Iwańskiego, którego pressing przypominał obraz małego kotka atakującego lwa, Maciek niby naciskał, ale jednak coś go powstrzymywało. Niektórych za to powstrzymuje coś innego. No cóż, niedziela, 17:00, ciepłe popołudnie, to przecież nie są odpowiednie warunki do gry w piłkę!

Łańcuszkowo prosta łacina uliczna

Pomeczowe wywiady, rozmowy w przerwie – tam dzieje się zawsze wiele. Na początek nieco niefortunny przykład… –Michał, fatalnie wyglądasz. Powiedz mi jak to było z tą sytuacją w pierwszej połowie. -Fatalny to Ty jesteś. Następne pytanie proszę. Po prostu fenomen. Liga Europy, Legia podejmuje Ajax i przegrywa przy Łazienkowskiej 0:3. Po meczu Kucharczyk rozmawia z dziennikarzami i do jednego z nich mówi wspomniane słowa. Każdego wgniotło w fotel. Skrzydłowy stołecznych tego dnia rzeczywiście wyglądał tego dnia źle, a w dodatku zmarnował kilka dobrych okazji. Frustrować mógł jednak fakt, że zaangażowanie Michała w grę w tamtym spotkaniu było jak zaangażowanie Dawida Janczyka w terapię odwykową od alkoholu. „Kuchy” w Warszawie jest już długi czas, ma wyrobioną renomę, ale mimo to często dostaje mu się za brak odpowiedniej pracy podczas meczów.

Druga strona to, nomen omen, szanowana cecha, czyli samokrytyka. Takim samokrytycznym zawodnikiem piłkarzem jest Jacek Wiśniewski, który po każdym meczu wyklina sam siebie, czasem krytykuje drużynę i sposób jej prowadzenia. Były gracz Cracovii będąc w Jastrzębiu zdradził dziennikarzom metody treningowe, powiedział trochę o swojej grze i przekazał oponentowi jak powinien zachować się oddany piłkarz. Taka postawa musi imponować.

A propos samooceny. Widzieliście już Grzegorza Skwarę nazywającego siebie i kolegów „dziadami”. Wszystko to wskutek beznadziejnego meczu przeciwko Arce Nowej Soli, po którym Raków nie awansował do II ligi. Piłkarz nie krył swojego zażenowania.

Jedni określają się „dziadami”, a inni „dziwkami”. Tomasz Wróbel po przegranym meczu przy Kałuży w Krakowie powiedział dziennikarzowi krótkie słowa: –czuję się jak dziwka wydymana po jakimś gang bangu. Wow. Nie obrażając ów kobiet śmiało możemy stwierdzić, że dla zawodnika GKS-u Katowice nie było to przyjemne uczucie.

Czasem w grze, oprócz pogody, przeszkadza też stan techniczny stroju sportowego… Pamiętny był to moment, gdy Marcin Wasilewski poniekąd obarczył swoją słabą dyspozycje rozregulowanymi sznurkami w spodenkach. W polskiej lidze liczy się siła, a na boisku trzeba zapieprzać. No, ale co z tego, przecież „ciągle pękają sznurki”. Fatalnie.

Na koniec Radosław Janukiewicz. Wtedy gracz Pogoni. Tutaj po prostu umieszczę wideo, bo nawet sam liryczny morderca Słowacki nie zdołałby oddać tego na tyle dobrze, aby wyszło naturalnie. Przed Państwem Radosław Janukiewicz. W gwoli wyjaśnienia: padły 53 „ku*wy”.

Jeszcze chwilę o sprawach bardziej merytorycznych. Wielu zarzuca grajkom Ekstraklasy obijanie się, brak harówy na placu gry, sporo osób zarzuca też zbyt intensywną działalność w social-media czy nieodpowiedni ubiór. Bartosz Ślusarski wdarł się w słowną przepychankę z fanem, który narzekał na skuteczność napastnika. Lechita być może pomylił sporty, bo namolnie zapraszał tego człowieka do siebie, na dół, aby coś sobie wyjaśnić. Do konfrontacji ostatecznie nie doszło.

Fighterów w polskiej piłce, jak się okazuje, mamy więcej. Wychodzący z szatni Radović usłyszał jak Małkowski, bramkarz Korony, mówi do kolegów, że Serb, ładnie mówiąc, powinien zacząć pracę w teatrze. Piłkarz Legii usłyszawszy ten zarzut jak kukiełka we wspomnianym teatrze zamachnął się, ale jego pięść ostatecznie nie zaznała woni skóry oponenta.

Skoro przy Ślusarskim do pojedynku nie doszło, przy Radoviciu prawię doszło, to czas na przykład, w którym działo się coś więcej niż pogróżki. Mecz Polonia-Lecha, walka Smolarek kontra Arboleda. Wściekły „Ebi” nokautuje stopera poznańskiej drużyny ciosem prawą ręką. Rywal upada, a były napastnik Polski zgarnia szybciutkie „czerwo”. Sam Błachowicz nie powstydziłby się takiego uderzenia. Ale „czy to jest piłka?” Cytując Arbolede: „to nie jest piłka”.

Na poprawę humoru przychodzi… Kuba Kosecki. „Kosa” po meczu z Jagiellonią chciał wymierzać sprawiedliwość rękoma, bo jeden z rywali rzekomo „kopnął ich panią” (działaczkę sztabu szkoleniowego Legii). Wyglądało to dość groteskowo, bo niegrzeszący centymetrami skrzydłowy, odziany w koszulkę z dosyć odważnym dekoltem, jaskrawe spodnie i streetwearową czapkę, był pierwszy do bitki. Dzięki Bogu nikt nikogo nie pobił.

Są jednak osoby, które trzymają piłkarzy „za mordę”. Janusz Wójcik, Franciszek Smuda, Czesław Michniewicz, Ryszard Tarasiewicz czy Orest Lenczyk. Pewnie wielu z Was uważa Wójcika za buca, ale pies to drapał.  To jedna z tych postaci, która najbogatsza jest w kontrowersyjne wypowiedzi i być może dlatego tak często konotacje dotyczące „Wójta” mają wydźwięk pejoratywny. Oprócz trenerki „Wujo” zajmował się alkoholem, imprezami, kobietami i drogimi gadżetami. Często chwalił się „czego to on nie widział”. Okej, to było próżne, ale za najlepszych lat Wójcika zawodnicy pod jego wodzą zwyczajnie zasuwali. Trener wiedział kiedy żartować, kiedy tego nie robić, kiedy być zupełnie poważnym, a kiedy nakrzyczeć trochę na „misiów’. Misie-tym honorowym mianem określany był jego gracz. Kiedyś spóźnił się godzinę na debiutancki trening w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki. Zajęcia pierwotnie miał odbyć się o 10:00, a ostatecznie wystartowały o 11:00. Prezes drużyny z Mazowsza, widząc Wójcika, delikatnie sugeruje mu, że powinien w końcu poprowadzić trening. „Wójt” szybciutko ten pomysł wyperswadował i mówi: –Prezesie, tu już kurwa nie ma co trenować, tu dzwonić trzeba.   Były trener reprezentacji Polski często w wywiadach przyznaję, że on zna się na wszystkim najlepiej i on w życiu widział wszystko. Jednak czy zawsze? Dla przykładu: w jego książkach nie praktycznie nie zobaczymy przemyśleń trenerskich, jest ich tam tyle, co włosów na głowie Pazdana. Śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że Wójcik jest w sobie zadufany i stawia swoją osobę w centrum. Prawdziwy oryginał. Mimo to „Wujo” miał szacunek. Tak, Wójcik miał szacunek u swoich piłkarzy. Kiedy wchodzi do szatni do bólu szczery i twardy gość, to każdy zawodnik widzi, że nie będzie łatwo, a przekonać do siebie można jedynie poprzez pracę. Dzisiaj nieco inaczej, trenerzy często nie mają autorytetu, zawodnikom miesza się w głowach i tak powstają „gwiazdeczki” polskich boisk. „Gwiazdeczki”, które jedzą batony bezglutenowe i hummus.

W końcu mamy polski zespół w Lidze Mistrzów, ale chyba nie tak miało to wyglądać. Być może potrzeba więcej pracy, może chodzi o pieniądze. Problem na pewno po części siedzi w głowach zawodników, którzy szybko wariują. W futbolu najważniejsze jest to, co nie dotyczy nóg, najważniejsza jest głowa, a konkretniej nastawienie do futbolu i to, ile w niej pokory i cierpliwości do piłki. Zanim nasza liga osiągnie poziom tej z Niemiec czy Anglii miną długie lata albo tak się po prostu nigdy nie stanie. Prawdopodobnie tego nie dożyjecie, ale nie przejmujcie się zbytnio, bo raczej dziwnie wyglądałby Ford Eskort z drzwiami Lamborghini, prawda?

źródła: Youtube: Przegląd Sportowy, tvs, TV, Rosiaaak

 

 

 

 

 

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA