W sobotę w hotelu Hilton w Warszawie rozdano nagrody tygodnika „Piłka Nożna” za piłkarskie osiągnięcia w 2014 roku. Przyznano osiem statuetek, z czego 3 trafiły w ręce Mistrzów Polski. Jest to kolejny dowód na to, że Legia Warszawa panuje na krajowym podwórku. I to panowanie zdaje się nie mieć końca.
Przeanalizujmy kategorie, w których triumfowali “Wojskowi”. Drużyna roku – tutaj, mimo historycznego zwycięstwa Reprezentacji Polski nad Niemcami i brązu Reprezentacji Polski Bezdomnych na MŚ, Legia była murowanym faworytem do wygranej. O nikim bowiem nie mówiło się tyle w 2014 roku, co o niej. Świetna gra wiosną w lidze, absolutna dominacja T-Mobile Ekstraklasy i Mistrzostwo Polski. Latem błyskotliwa gra w eliminacjach do Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej (5 zwycięstw* i remis), a także sprawa z Celtikiem, która przyniosła rozgłos nie tylko w Polsce. W końcu świetna gra jesienią w LE, pierwsze miejsce w swojej grupie, a także w miarę dobra gra w ekstraklasie i zdobycie mistrzostwa jesieni. Drużyną roku musiała zostać Legia, innego wyboru nie było.
Obcokrajowiec roku. Został nim Henning Berg. Może to być mała niespodzianka, ale tylko dlatego, że… tej statuetki nie zdobył Ondrej Duda, a pominięto Miroslava Radovicia (może dlatego, że ma polskie obywatelstwo?). Przyznanie tej nagrody było o tyle ciekawe, że po raz pierwszy od czasów Leo Beenhakkera zdobył ją nie-piłkarz. Uważam, że w tej kategorii brane były pod uwagę sukcesy, dlatego też z automatu wykluczono świetnych przecież jak na polskie warunki braci Paixao i Semira Stilicia. Pozostali zatem Duda i Berg. Mając na uwadze sukcesy, trzeba przyznać, że bardziej przyczynił się do nich Norweg, bo tak naprawdę on był ich głównym architektem (nie umniejszając niczego świetnemu Dudzie).` Nie pamiętam, by ostatnimi czasy w polskiej lidze ktoś tak mocno przyczynił się do rozwoju drużyny, jak Berg.
Ligowiec roku. Kamil Wilczek? A może Marcin Robak? Dobra, bez żartów. Jeżeli Miro Radović miał takich kandydatów po tę nagrodę, to nikt nie mógł mieć wątpliwości, że ją otrzyma. Zresztą, miałby innych, to też nie byłoby wątpliwości, że wygra. “Rado” mógłby przegrać tylko z PSLem.
Najlepszy napastnik w tej części Europy – mawia Berg. “Jest naszym prawdziwym liderem, (…) Rado to Legia, Legia to Rado” – mówił po przyznaniu nagrody Maciej Wandzel. Najlepszy gracz w najlepszym klubie – idealne połączenie.
Sobotnia gala “Piłki Nożnej” tylko utwierdziła wielu w przekonaniu, że Legia dobrze się rozwija, a te nagrody były zwieńczeniem tytanicznej pracy wykonanej w 2014 roku. Jest to dowód na to, że “Wojskowi” w Polsce dominują. Ale to dowód nie jedyny…
******
Kilka dni temu do drużyny Mistrza Polski dołączył Michał Masłowski – najlepszy piłkarz zdobywcy Pucharu Polski – Zawiszy Bydgoszcz i jeden z czołowych przedstawicieli, z którym polska piłka wiąże wielkie nadzieje. Legię stać było, by kupić czołowego gracza ligi, płacąc za niego ok. miliona euro. Ulepszono dzięki temu znacznie siłę ofensywną, a “Masło” wydaje się świetnym zastępcą kontuzjowanego Ondreja Dudy. Sprowadzenie wychowanka Strzelinianki Strzelin wzmocniło rywalizację i poszerzyło kadrę zespołu, która na tle innych drużyn ekstraklasy jest piekielnie mocna.
Można powiedzieć, że Legia dzięki takim ruchom transferowym zaczyna przypominać Bayern Monachium. Zaczyna, bo Bawarczycy strategię kupowania najlepszych graczy swoich przeciwników mają opanowaną do perfekcji. Wystarczy wymienić kilka nazwisk: Lewandowski i Goetze z Borussii, Neuer z Schalke, a we wcześniejszych latach Klose z Werderu, Podolski z Kolonii, Lucio i Ballack z Bayeru. Szkielety swoich byłych drużyn, które zdecydowały się na transfer do klubu lepszego. To jest właśnie śmiertelny atut największych – możliwość wykupienia czołowych piłkarzy, których kuszą pieniądze, większa rozpoznawalność klubu, do którego mają przejść oraz większe możliwości rozwoju stawiane nad przywiązanie do barw, do kibiców czy dobrą atmosferę w szatni.
Tak zresztą robiła Wisła w swoich najlepszych latach (ściągnięcie Sobolewskiego z Groclinu, czy Garguły z Bełchatowa), tak robił również Lech w 2010 roku (przyszli Tshibamba z Arki, Ślusarski z Cracovii, Kiełb z Korony i Wołąkiewicz z Lechii). Jak wiemy, na dłuższą metę zdominować ligi się nie udało i teraz żaden z tych klubów “polskim Bayernem” nie jest. Legia (jeszcze) Bayernem nie jest, ale wszystko na to wskazuje, że w najbliższym czasie uzyska monopol na krajowym podwórku. Obecnie “Wojskowi” nie pozwolą sobie rzecz jasna na ściągnięcie najlepszych graczy największych rywali, np: Jevticia z Lecha, czy Brożka z Wisły ale “za rok, może dwa”… Ściągnięcie na Łazienkowską Bereszyńskiego, Kozaka i Bielika jest tego preludium.
To pokazuje, że trio Leśnodorski – Mioduski – Wandzel biorą przykład z najlepszych i wszczepiają ich pomysły w polskie realia. Metoda to słuszna, bo od kogo się uczyć, jak nie od najlepszych? Tym bardziej, że są pieniądze, są kibice, jest stadion. Warszawa się rozwija, co ma niebagatelny wpływ na rozwój futbolu (tak tak, spójrzcie na sytuację Widzewa i ŁKSu w porównaniu ze słabo rozwijającą się Łodzią).
Odpowiadając zatem na pytanie postawione w tytule – TAK, Legia po raz trzeci z rzędu zostanie Mistrzem Polski. Tylko istny kataklizm mógłby jej to odebrać, a największym rywalem “Wojskowych” znowu wydają się… oni sami. Teoretycznie możliwa byłaby powtórka z 2012 roku, kiedy na własne życzenie mistrzostwo oddano w ręce Śląska. Teoretycznie. Praktycznie jest to bowiem niemożliwe, bo tej zimy włodarze nie sprzedali trzech podstawowych zawodników, jak wtedy.
* Pod uwagę brane były wyniki po 90 minutach (+ to co doliczył arbiter, a nie to co zostało ustalone po meczu)