Legia Warszawa od dłuższego czasu zawodziła i nawet wysoki triumf nad Lechią Gdańsk nie przyniósł długofalowej poprawy gry. Przełomem może okazać się jednak prestiżowe zwycięstwo mistrzów Polski w starciu z Lechem Poznań, dzięki któremu “Wojskowi” mają już tyle samo punktów, co ekipa ze stolicy Wielkopolski i opuściła przedostatnie miejsce w tabeli.
Pierwszą bardzo groźną akcję gospodarze mieli w 21. minucie. Strata piłki przez defensywę Lecha mogła być brzemienna w skutkach, jednak strzał Nemanji Nikolicia przeleciał tuż obok prawego słupka bramki Matusa Putnocky’ego. Węgierski król strzelców Ekstraklasy kolejną dogodną sytuację miał dwadzieścia minut później. Gdy minął golkipera “Kolejorza” kibice widzieli już piłkę w bramce, lecz 28-letni snajper nie trafił do “pustaka” i pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.
W pierwszej odsłonie Legia miała przewagę w posiadaniu piłki i stworzyła sobie klarowniejsze okazje do wyjścia na prowadzenie. Blisko tego był na początku drugiej połowy Tomasz Jodłowiec, który nieczysto uderzył po dośrodkowaniu z rożnego i Putnocky miał okazję do pokazania swoich umiejętności. Był to dopiero pierwszy celny strzał w tym pojedynku. W 51. minucie ofensywną akcją odpowiedzieli przyjezdni, lecz próba Szymona Pawłowskiego okazała się niecelna.
Po godzinie gry Lech mógł zamienić korner na gola. Kilku centymetrów zabrakło jednak Lasse Nielsenowi, by wślizgiem pakować futbolówkę do siatki i kibice nadal czekali na premierowe trafienie. Doczekali się już po czterech minutach – Nikolić, który chwilę wcześniaj zmarnował kolejną świetną okazję tym razem nie zawiódł. Po szybkim kontrataku gospodarzy, Węgier oddał strzał na bramkę Putnocky’ego, a Słowak w dość nietypowy sposób dał się zaskoczyć – piłka przeleciała mu między nogami i Legia wyszła na upragnione prowadzenie.
Lech chciał szybko odrobić stratę, jednak zarówno Marcin Robak, jak i Łukasz Trałka nie byli w stanie trafić choćby w światło bramki. Gdy wydawało się już, że niewiele emocji czeka nas przy Łazienkowskiej i Legia utrzyma korzystny wynik, sędzia Szymon Marciniak odgwizdał rzut karny dla “Kolejorza” po faulu Michała Kopczyńskiego na Marcieju Makuszewskim. Jedenastkę wykorzystał Robak, którego uderzenie miał szansę obronić Arkadiusz Malarz, wyczuwając intencje byłego zawodnika Jagiellonii Białystok, czy Tereka Grozny. Piłka znalazła jednak drogę do bramki i na tablicy widniał rezultat 1:1.
Doliczony czas gry przyniósł ogromne emocje, które poniosły między innymi rezerwowego bramkarza Lecha – Jasmina Buricia. Bośniak za przepychanki z Malarzem otrzymał czerwoną kartkę. Golkiper “Wojskowych” oraz Dawid Kownacki ujrzeli natomiast po żółtym kartoniku. Kontrowersje wzbudzać może również zwycięskie trafienie dla gospodarzy. W trzeciej dodanej minucie Łukasz Broź zdecydował się na rozpaczliwe uderzenie z dystansu, a nie najlepiej zachował się Putnocky, “wypluwając” piłkę przed siebie. Na siódmym metrze dopadł do niej wprowadzony chwilę wcześniej z ławki i będący na pozycji spalonej Kasper Hamalainen i bez kłopotów umieścił ją w siatce, ustalając wynik na 2:1 oraz powodując jeszcze większą nienawiść do swojej osoby w Poznaniu. W ostatnich sekundach przyjezdni nie byli już w stanie otrząsnąć się po ciosie swojego byłego gracza, w wyniku czego Legia zgarnęła trzy punkty, dające im awans na ósme miejsce w tabeli, tym samym spychając “Kolejorza” do strefy spadkowej.
Lotto Ekstraklasa – 13. kolejka
Legia Warszawa – Lech Poznań 2:1 (0:0)
Nikolić 64, Hamalainen 90+3 – Robak 90 (k)