Lech Poznań po trudnym meczu z Karabachem Agdam mógł z zadowoleniem opuszczać murawę poznańskiego stadionu miejskiego. Zwycięstwo 1:0 w pierwszym meczu to niezła zaliczka przed rewanżem. Trzeba jednak przyznać, że choć goście z Azerbejdżanu optycznie przeważali, to Lech miał szansę na strzelenie dwóch, a nawet trzech bramek. Teraz czas na regenerację, przygotowanie drugiej “11” na Superpuchar z Rakowem i podróż do stolicy Azerbejdżanu.
Lech był częściej pod presją rywala, ale wygrał i mógł strzelić więcej niż 1 bramkę
Pierwsze dziesięć minut meczu przy ul. Bułgarskiej minęło w mgnieniu oka. Głównie za sprawą Lecha Poznań, który od początku próbował różnych ataków na bramkę Karabachu. Po tym czasie zdecydowanie inicjatywę przejęli goście, a czas jakby zwolnił. Rywale łatwo przedostawali się pod karne z lewej strony boiska. Skóraś oraz Pereira nie bardzo mogli sobie poradzić z atakami Zoubira. Z kolei, gdy Lech próbował zaatakować, wyraźnie brakowało kogoś w środku pola. Kilka razy Ishak schodził na niższą pozycję, aby wypełnić tę lukę.
Do 41. minuty z trybun wielokrotnie było słychać jęk zawodu, ale wtedy nastroje w Poznaniu uległy diametralnej zmianie po golu Ishaka. W akcji bramkowej od momentu wyrzutu piłki z autu przez Karlstroma w kolejności chronologicznej udział brali: Skóraś – Karlstrom – Ishak – Amaral – Velde – Amaral – Pereira – Ishak. Piłka w tym czasie szybko przemierzyła drogę z jednego boku boiska na drugi.
Jednobramkowe zwycięstwo po niełatwym meczu brzmi bardzo dobrze. Warto jednak wspomnieć o dwóch sytuacjach, które przy większym szczęściu mogłyby zagwarantować ogromny spokój przed rewanżem. Pierwsza z nich to 48. minuta i dośrodkowanie Pereiry, do którego usilnie próbował doskoczyć Mikael Ishak. Szwed piłki jednak nie sięgnął, a za nim w idealnym położeniu znajdował się Skóraś.
Druga akcja to szansa z 67. minuty, gdy wchodzący z ławki Filip Szymczak bardzo dobrze wywalczył sobie miejsce w polu karnym, ale oddał nienajlepszy strzał. Bramkarz jednak też się nie popisał i wybił piłkę pod nogi Skórasia. Młody Lechita, zamiast oddać od razu strzał próbował znaleźć lepszą pozycję, co zakończyło się asekuracją azerskiej obrony.
Rudko również zaliczył dobry debiut
Należy przyznać, że Artur Rudko rozegrał bardzo dobry debiut w bramce Lecha Poznań. Ukrainiec z każdą minutą wyglądał coraz pewniej i zaliczył dwie naprawdę bardzo dobre interwencje, które dodały pewności wszystkim piłkarzom i kibicom obecnym na stadionie.
Innym zawodnikiem, który zasługuje na szczególne wyszczególnienie po tym meczu jest Rebocho. Portugalczyk był skuteczny nie tylko w obronie, ale potrafił również w dobrym stylu podłączać się pod akcje ofensywne. Główna obserwacja jest jednak taka, że tam gdzie znajdował się Rebocho, tam rywale niewiele byli w stanie zdziałać.
Oprócz tej dwójki warto również wyróżnić Lubomira Satkę oraz Mikaela Ishaka. Słowak dobrze wywiązywał się ze swoich zadań defensywnych i był jednym z pewniejszych punktów drużyny. Natomiast Szwed nie tylko strzelił gola, ale też cofał się na niższą pozycję, aby wspomóc rozegranie piłki. Ponadto kolejny raz okazał się kluczowym elementem do zwycięstwa.
Finalnie – nie można wspomnieć o tym, że pomimo pojedynczych błędów, które nastraszyły poznańskich kibiców, defensywa Lecha dobrze się spisała i utrzymała czyste konto.
John van den Brom miał najlepszy debiut na ławce Kolejorza od wielu lat
Mecz z Karabachem był nie tylko debiutem Artura Rudki, ale także Johna van den Broma. 55-letni trener z Holandii w pierwszym oficjalnym meczu poprowadził Lecha do zwycięstwa w meczu przeciwko drużynie faworyzowanej, ze znacznie większym portfolio w europejskich pucharach i przede wszystkim z 19-meczową serią bez porażki, która trwała od lutego.
Biorąc pod uwagę debiuty Rumaka, Urbana, Bjelicy, Djurdjevicia, Nawałki, Żurawia i dwukrotnie Skorży, van den Brom wypada zdecydowanie najlepiej. Nie dość, że większość z nich nie zdołała wygrać pierwszego meczu na ławce Kolejorza, to na dodatek żaden z wymienionych trenerów nie musiał mierzyć się z tak trudnym rywalem, jak Karabach.
Debiuty trenerów w @LechPoznan:
▶️Rumak, 0:0, Wisła Kraków
❌Skorża, 0:1, Jagiellonia
▶️Urban, 2:2, Ruch
✅Bjelica, 3:1, Pogoń
✅Djurdjević, 2:0, Gandzasar
❌Nawałka, 0:1, Cracovia
▶️Żuraw, 2:2, Jagiellonia
❌Skorża, 1:3, Raków
✅van den Brom, 1:0, Qarabag pic.twitter.com/wilnuVM5uk— Filip Macuda (@f_macuda) July 5, 2022
Wszystko to stanowi naprawdę obiecujący prognostyk przed nadchodzącym sezonem i pozwala póki co pozytywnie patrzeć na przyszłość Lecha w europejskich pucharach. Zwłaszcza że podczas pomeczowej konferencji van den Brom zwrócił uwagę, że drużyna nie gra jeszcze tak, jak powinna.
— Przeciwko Karabachowi zagraliśmy bardziej defensywnie, ale mecze w Europie rządzą się swoimi prawami. Karabach dłużej utrzymywał się przy piłce, my staraliśmy się odbierać piłkę, grać z kontry i szukać miejsca za plecami linii obronnej. To dało nam bramkę, po niej graliśmy lepiej, mieliśmy więcej sytuacji, cieszę się, że wygraliśmy na początek mojej pracy, ale ze świętowaniem trzeba poczekać — powiedział John van den Brom.
Szkoleniowiec zaznaczył również, że wielu piłkarzy było wykończonych po meczu i zapowiedział, że w meczu o Superpuchar Polski zagra innym składem. Niemal pewny wydaje się występ dwóch nowych nabytków, a więc Sousy i Citaiszwiliego. Fani Lecha mogą być jednak spokojni i nie powinni się obawiać Rakowa. Dość długa i silna ławka rezerwowych powinna wystarczyć do tego, aby na równi walczyć z drużyną Marka Papszuna.
Wystarczy, że Karabach poprawi skuteczność w rewanżu i będzie bardzo ciężko
Pomimo solidnej gry w defensywnie, Lech Poznań miał też dużo szczęścia. Piłkarze Karabachu kilka razy bardzo łatwo dostali się w pole karne gospodarzy, ale w kluczowych momentach zawodzili.
Zdecydowanie brakowało im skuteczności w doprowadzeniu kilku obiecujących ataków do końca. Często piłka plątała im się wokół nóg, a gdy już oddawali strzały, to w zdecydowanej większości nie mogły one stanowić żadnego realnego zagrożenia.
Van den Brom musi znaleźć sposób na to, aby w rewanżu Karabach nie mógł tak łatwo przedostawać się w okolice pola bramkowego. Nie można liczyć, że w Azerbejdżanie skuteczność piłkarzy Qurbana Qurbanowa będzie na równie niskim poziomie.
— Za tydzień zagramy tak samo, jak dziś, bo uważam, że byliśmy lepsi od rywala. Wynik tego nie potwierdza, jednak jeśli za tydzień zagramy tak samo, lecz skuteczniej, to będziemy mieli szanse na awans — słowa trener Karabachu zaraz po meczu.
Jeżeli Lechici nie zagrają w defensywie jeszcze lepiej, a jednocześnie Karabach będzie pewniej “stał na nogach”, to mistrz Azerbejdżanu będzie miał nawet bardzo duże szanse na awans.