Coraz gorzej wygląda sytuacja czołowego piłkarza warszawskiej Legii. Do końca roku już raczej nie wybiegnie na boisko.
– To będzie długa przerwa, chyba nie obędzie się bez zabiegu –słowa trenera Jacka Magiery na wtorkowej konferencji prasowej brzmiały jak wyrok. Przerwa Miroslava Radovicia okazuje się dłuższa niż można było się spodziewać.
Popularny „Rado” mimo niemłodego wieku, wciąż wiele znaczy dla legionistów. 33- latek w poprzednim sezonie zaliczył 11 goli i 10 asyst, czym walnie przyczynił się do zdobycia mistrzostwa Polski. To wokół niego budowano drużynę.
Serbski skrzydłowy na problemy z kolanem narzekał już minionej wiosny. Wówczas zaciskał zęby i walczył razem z drużyną. Jacek Magiera wystawiał Radovicia mimo ze względu na to, że obojętnie z kim by Legia nie grała, Serba kryje dwóch-trzech rywali. To daje o wiele więcej swobody reszcie drużyny.
W rundzie finałowej, „Rado” niemalże nie miał już sił. Dyskomfort uniemożliwiał mu grę na pełnych obrotach. Przeważnie nie dogrywał spotkania do końca. Pomagał drużynie przez 60-70 minut.
Zamierzony cel został osiągnięty. Legia zdobyła mistrzostwo Polski, a Radović mógł cieszyć się z kolejnego tytułu. Na końcu lipca, były zawodnik m.in. Partizana Belgrad dołączył do kolegów na przedsezonowym zgrupowaniu. Szybko jednak opuścił Warkę, bo kontuzja znów dała o sobie znać. I to znacznie mocniej niż wcześniej.
Wówczas został skierowany do serbskiego lekarza, który z niemal identycznych opresji wyciągnął bez zabiegu Zlatana Ibrahimovicia i Gianluigiego Buffona. Radović wytrwale pracował, by wrócić na boisko. Niestety, rehabilitacja nie poszła po jego myśli. Trener Magiera chciał by „Rado” zagrał w drugiej połowie meczu 1/16 Pucharu Polski z Wisłą Puławy. Specjalnie pod to przygotował nawet trening przedmeczowy. Ból znów okazał się nie do zniesienia.
Tym razem, Serb może nie zagrać nawet do końca 2017 roku. Są to poniekąd konsekwencje tego, że wiosną grał z urazem. Teraz Legia ma naprawdę poważny kłopot z jakością w ofensywie.