Nie jest tajemnicą, że Jagiellonia Białystok nie jest finansowym potentatem ligi. Latem by utrzymać płynność finansową klub z Podlasia będzie zmuszony do sprzedaży swoich zawodników.
Latem prezes klubu – Cezary Kulesza i trener – Michał Probierz zdecydowali, że skład zostaje niezmienny by drużyna walczyła o jak najwyższe lokaty. Niestety teraz jednak musi dojść do transferów z klubu, by ten mógł funkcjonować.
– Jagiellonia jest zmuszona do tego, żeby sprzedawać piłkarzy. Wszyscy o tym wiemy. Nawet kiedy przychodziłem na moją drugą kadencję, takie były ustalenia. Wiedzieliśmy, że chcąc działać na odpowiednim pułapie finansowym, musimy raz na jakiś czas sprzedać jednego czy dwóch piłkarzy.
Warto przypomnieć, że Jagiellonia ma smykałkę do transferów, o czym świadczą m.in.: sprzedaż Michała Pazdana (do Legii), Patryka Tuszyńskiego i Niki Dzalamidze (do tureckiego Rizesporu) oraz Macieja Gajosa (do Lecha), co przyniosło 2,7 mln euro. Podczas letniego okienka było jeszcze lepiej. Za Bartłomieja Bartłomieja Drągowskiego trafiło ok. 3 mln euro od włoskiej Fiorentiny.
– Kiedy sprzedaliśmy większą liczbę zawodników, odbiło się to na jakości naszej gry i mieliśmy problem z regularnym punktowaniem. Wszystko trzeba jakoś wypośrodkować. Wierzę, że działacze zrobią to mądrze. Budżet musi się spinać. Dla Jagiellonii ważna jest też budowa bazy treningowej. To jest chyba najistotniejsze, bo może sprawić, że zrobimy duży krok do przodu w rozwoju klubu.
Ostatnimi czasy prezes Kulesza nie myślał o transferach, które wzmocniłyby skład, bowiem nie jest pewny, kto odejdzie. Na celowniku innych są jednak: Karol Świderski (oferty od klubów włoskich sięgające miliona euro), Taras Romanczuk (Konyaspor proponował za niego 1,5 mln euro), Fedor Černych (interesują się nim kluby Championship) i Przemysław Frankowski (zimą miał propozycję m.in. z PAOK Saloniki). Dotychczasowe propozycje nie przekraczały 2 mln euro, jednak wszyscy liczą, że wysokie miejsce na koniec sezonu podniesie stawkę.
Transfery Świderskiego, czy Romanczuka byłyby rozsądne z punktu widzenia kibiców, jednak najbardziej prawdopodobne wydaje się odejście Cernycha oraz Frankowskiego, dla których opuszczenie Polski byłoby krokiem do przodu.
– Jeżeli ktoś gra w Legii, Lechu, Lechii czy nawet u nas, to cały czas może się rozwijać. Co roku trzeba udowadniać, że jest się lepszym od reszty, a to sprawia, że umiejętności rosną. Poza tym obaj jeszcze nic nie wygrali. Lepiej wyjechać z jakimś sukcesem w dorobku, bo wtedy inaczej na ciebie patrzą w nowym środowisku. Oczywiście rozumiem, że każdy zawodnik chce wyjechać do zagranicznego klubu, ale nie można tego zrobić za wcześnie. Przykład Bartosza Kapustki pokazuje, że nie wszyscy są na to gotowi, zwłaszcza od strony obciążeń treningowych.
Źródło: PrzeglądSportowy