Czerwiec 2007 był dla reprezentacji Polski czasem, w którym przyszło jej się zrewanżować drużynom, które gościły u nas w marcu.
Na początku kadra Leo Beenhakkera udała się do Azerbejdżanu. W 5. minucie fatalny błąd popełnił jednak Artur Boruc, w konsekwencji czego Polacy przegrywali jedną bramką. Bramkę dla rywali zdobył Subasic, który wykorzystał odkrycie krótkiego słupka przez polskiego golkipera. Wcześniej ogranym został Dariusz Dudka. Polacy grali niedokładnie, było mnóstwo niecelnych podań. Tchu dodawał Jakub Błaszczykowski, który był aktywny na prawej stronie boiska.
Losy spotkania zmieniły się w drugiej części gry. W 63. minucie gola po rzucie wolnym wykonywanym przez Krzynówka strzelił głową Smolarek. Kilka minut później gola z 12 metrów strzelił sam Krzynówek. Ten sam zawodnik trafił do siatki w 90. minucie, kiedy to wykorzystał dobrą akcję z Saganowskim.
– Nerwowy, trudny, twardy, momentami dramatyczny mecz – komentował Beenhakker.
W kolejnym spotkaniu Polacy zmierzyli się z Armenią. Ormianie już w Kielcach mocno utrudnili życie Polakom pozwalając na skromne zwycięstwo 1:0. W Armenii było jeszcze gorzej. Polacy nie dość, że nie strzelili bramki, tak pozwolili rywalom na strzelenie jednej w związku z czym sytuacja w tabeli nieco się zmieniła. – Różnice punktowe się zmniejszą, a walka będzie trwała do końca. Gorsze jest to, że porażka w Erewanie to nie tylko strata planowanych punktów przez piłkarzy, ale też znacznie osłabiony optymizm i wiara kibiców – mówił na łamach RZ Stefan Szczepłek.
Zdenerwowania zachowaniem trenera Beenhakkera nie krył były bramkarz reprezentacji Polski, Jan Tomaszewski. – Z kim my graliśmy? Z Brazylią czy Portugalią? Chyba tak, bo w Erewanie mieliśmy aż sześciu obrońców. Armenia w rankingach jest bardzo daleko i nie było sensu wystawiać dwóch defensywnych pomocników! – mówił dla magazynu SE.
Jak się okazuje, twórcą poprawy formy Ormian, którzy w jesiennej części eliminacji zdołałi wywalczyć raptem 1 pkt, jest Szkot – Ian Portefield. Z pewnością nie rozwinął sportowych umiejętności piłkarzy z Armenii, ale w znaczący sposób zmienił ich nastawienie. – Vardan Minasyan powiedział mi, że piłkarze reprezentacji byli przerażeni, żeby tylko nie przegrać różnicą sześciu-siedmiu bramek i nie upokorzyć narodu. Dlatego tylko cofali się i bronili – mówi po latach jego asystent, Tom Jones.
W czerwcu Armenia miała zmierzyć się na wyjeździe z Kazachstanem i liderem grupy – Polską.
Historia trenera Portfielda jest jednak znacznie bardziej dramatyczna. Okazało się, że Szkot choruje na nowotwór. Nie chciał jednak kończyć współpracy ze swoją drużyną, która w trudnej chwili złączyła się i w sierpniowym meczu z Portugalią zdołała wywalczyć punkt po remisie 1:1. To w jakiś sposób przywróciło nadzieje Polsce na zakończenie eliminacji na 1. miejscu. Kilkanaście dni później Portfield jednak zmarł, a stery w kadrze objął Duńczyk – Jan Poulsen.
Ostatecznie Armenia zakończyła eliminacje z 9 oczkami, choć nie rozegrała dwóch anulowanych spotkań z Azerbejdżanem. Obie federacje od momentu ustalenia terminarza gier nie zdołały uzgodnić lokalizacji obu spotkań. Ormianie proponowali rywalizację na zasadach mecz i rewanż na swoich stadionach, Azerowie – odmówili goszczenia drużyny rywali u siebie i proponowali boiska neutralne. Rywalizacja miałaby się odbyć – na Ukrainie, w Austrii, Szwajcarii, Hiszpanii.
Praca zmarłego trenera wciąż przynosiła efekty.
W 2009 roku głównym trenerem został Minasyan, który w 2014 zaprowadził reprezentację Armenii na 30. lokatę w rankingu FIFA.
Źródło: Gazeta.pl, WP Sportowe Fakty, TVP Sport, UEFA, 90minut.pl, wislaportal.pl, Nasze Miasto