Dostał to, czego chciał – okres przejściowy kluczowych sezonie 2016/17, transfery kluczowych zawodników jeszcze przed rozpoczęciem sezonu 2017/18, a także duży kredyt zaufania ze strony kibiców poznańskiego Lecha, którzy jak wiemy, potrafią być bardzo wymagający. Efektów pracy Chorwata jednak na Bułgarskiej nie widać. Sprawia to ból fanom ,,Kolejorza”, ale chyba większy powoduje jednak przekonanie, iż Bjelica pogubił się już totalnie w swoich wizjach.
Samo oglądanie Lotto Ekstraklasy dla kibica, który nie jest mocno zaangażowany emocjonalnie w którąkolwiek z drużyn w niej występujących jest wyzwaniem, a co dopiero obejrzeć ekipę, która gra futbol jeden z gorszych dla oka. To właśnie Lech Poznań. W meczach zespołu Nenada Bjelicy pada najmniej bramek. Tylko 46 w 22 spotkaniach. Równie słabym bilansem może się ,,pochwalić” Arka Gdynia, a gorszego w Lotto Ekstraklasie nie ma nikt! I byłoby to wybaczalne, gdyby Lech prowadził w tabeli, gdyby jego trudny do oglądania futbol przynosił regularnie komplet oczek, ale tak niestety dla kibiców Lecha nie jest. Więcej remisów niż zwycięstw i seria prawie 400 minut bez gola w delegacji. Cierpliwość do Chorwata się kończy.
Żadne wymówki już nie przysługują Bjelicy. Koncertowo na początku sezonu zawalił rozgrywki Ligi Europy oraz Pucharu Polski. Został mu już tylko jeden front. Dobrze, że chociaż ten najważniejszy, bo Chorwat nigdy w swojej karierze trenerskiej nie był mistrzem kraju, a dla Lecha sprawa tytułu jest priorytetowa. Jednakże inny scenariusz niż świętowanie mistrzostwa Polski w maju na placu Adama Mickiewicza lub Starym Rynku w Poznaniu będzie uznany za klęskę i niemal pewny koniec 46-latka na Bułgarskiej.
A tak jak zostało zaznaczone we wstępie. Dostał to, czego chciał. Nawet w ostatnim czasie obwieścił koniec procesu aklimatyzacyjnego Niklasa Barkrotha, który na razie całkowicie zawodzi, a także potwierdził, że zimą sprowadził zawodników o takiej charakterystyce, jakiej chciał. Wszystkie szczegóły się zgadzają…no prawie, bo na boisku wciąż wieje nudą i nieskutecznością, z którą ,,Kolejorz” zmagał się jesienią. Minął najważniejszy okres dla Chorwata podczas jego przygody z Lechem, a to, co było bolączką poznaniaków pod koniec roku 2017, jest także bolączką na początku roku 2018. Coś chyba poszło nie tak.
Oczywiście, za nami dopiero jedno spotkanie, ale w Gdyni kibice z Poznania nie obejrzeli niczego nowego i nie mają podstaw do myślenia, że najbliższe potyczki Lecha z innymi zespołami będą wyglądały inaczej. Drużynie Nenada Bjelicy brakuje polotu w akcjach ofensywnych. Gra się nie klei tak, jak chociażby rok temu, gdzie ,,Kolejorz” niemalże jak leciało aplikował rywalom trzy bramki nie tracąc przy tym żadnej. ,,Protokół 3:0” został przypisany ekipie prowadzonej przez Chorwata i kojarzony wyłącznie z jego piłkarzami.
Obecna poznańska Lokomotywa być może się nie wykoleiła, ale sama już chyba nie wie, dokąd zmierza. Grając tak w piłkę nie osiągnie niczego spektakularnego, a już na pewno nie osiągnie mistrzostwa Polski. Tytułowe pytanie: ,,Quo vadis, Nenad” zdaję się być jak najbardziej na miejscu. To chyba najważniejsze z serii niewygodnych pytań, na które będzie musiał odpowiedzieć nie dziennikarzom, nie kibicom, ale samemu sobie były reprezentant Chorwacji.