Jak widać ciężko polskim klubom połączyć grę w europejskich pucharach i rodzimej lidze. Na otwarcie niedzieli Wisła Płock pokonała 1:0 poznańskiego Lecha.
Przed meczem największą zagadką było to, czy Lecha również dopadł syndrom europejskich pucharów. Po wyeliminowaniu norweskiego Haugesund FK w II rundzie eliminacji Ligi Europy humory i morale zawodników z Wielkopolski były wysokie. W pierwszej kolejce Lech zremisował z Sandecją a Wisła uległa gdańskiej Lechii. Zatem jedni i drudzy walczyli o pierwsze ligowe zwycięstwo w tym sezonie.
Pierwsze fragmenty meczu nie należały do najciekawszych. Inicjatywę niemal natychmiast przejęli goście, a gospodarze liczyli na kontry. Sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo, w środku rządził Tetteh, sporą aktywność przejawiali skrzydłowi obu zespołów. Spotkanie niestety nie porywało i nie można było go nazwać atrakcyjnym. Jedynie strzał Recy z dystansu był wart odnotowania, lecz skutecznie interweniował Burić. Mecz niestety nie miał jakości, dominowała walka i realizacja taktyki. Do przerwy nie oglądaliśmy żadnego gola.
Najciekawsza sytuacja miała miejsce cztery minuty po wznowieniu gry. Nie było to jednak związane z zagrożeniem bramki a zdrowia, bowiem w nogę Recy trafił Tetteh, co sędzia ukarał czerwoną kartką. Mimo przewagi Wisły niewidoczna była różnica w jakości gry. Dopiero od 65. minuty gospodarze atakowali śmielej, m.in szczęścia próbował Merebashwili. Chwilę potem świetny rajd Furmana i jeszcze lepszy strzał z dystansu, który dał prowadzenie Nafciarzom. W 72. minucie mogło być 2:0, jednak strzał Bilińskiego obronił bramkarz Kolejorza. Do końca meczu już nic się nie wydarzyło i komplet punktów pozostał w Płocku.
Wisła Płock – Lech Poznań 1:0 (0:0)
66′ Furman