Mecz pomiędzy Zawiszą a Piastem miał przynieść sporo emocji i wiele bramek ze strony gospodarzy. Wystąpili oni w optymalnym zestawieniu, natomiast koszmarne problemy kadrowe Piasta, spędzały sen z powiek szkoleniowca „Piastunek”
Trener Latal miał prawdziwy problem z zestawieniem formacji ofensywnej w dzisiejszym spotkaniu. Kontuzjowani byli po kolei Wilczek, Hurado, Kędziora a młody napastnik gliwiczan – Ciechański usiadł na ławce rezerwowych. Paradoksalnie ustawienie defensywne praktycznie 4-5 z wysuniętym Szeligą przyprawiło niesamowitych problemów gospodarzom.
Jeżeli Zawisza spadnie z ligi, to głównie za fatalną grę w defensywie. Skoro Piast niemal broniąc się rozpaczliwie, był w stanie 3, 4 razy zagrozić poważnie gospodarzom, to problemem są linie. Ofensywa w meczu z gliwiczanami wyglądała z kolei na zupełnie zagubioną. Pawłowski próbował atakować bokiem, ale przy ustawieniu gdzie jest 4 obrońców i na dodatek dwóch defensywnych pomocników, nie ma po prostu szans na skuteczną grę. Pierwsza połowa rozpoczęła się jak można było przewidzieć od ataków gospodarzy. Niestety dla nich, właśnie zasieki obronne ustawione przez trenera czeskiego spowodowały niemal Cattenacio. To zmusiło Zawiszę do ataków głównie skrzydłami. Dwa, trzy razy próbował także pociągnąć z dystansu Alvarinho. Goście tymczasem ograniczyli się do momentami dramatycznego wybijania na auty i ekspediowania piłki w stronę Sandomierskiego. Mogli też objąć prowadzenie, lecz strzały Vassiljeva i Szeligi minęły nieznacznie bramkę gospodarzy. Paradoksalnie z ustawienia 4-5-1, można też szybko przejść do ustawienia 4-3-3, dlatego też jeśli gliwiczanie nie byli zbyt daleko cofnięci, mogli wyprowadzić groźne kontry. Ta sytuacja z kolei doprowadziła do pewnego rodzaju frustracji wśród piłkarzy Zawiszy. My męczymy się w ofensywie, nic nie idzie. Piłka się odbija od obrońców, a tymczasem oni spokojnie sobie rozgrywają w obrębie czy granicach naszego pola karnego.
Po wznowieniu, Zawisza wciąż próbował pokonać Szmatułę. Wspomniane zasieki jednak nie puszczały. Pawłowski dwukrotnie wyłożył futbolówkę w pole karne, lecz za pierwszym razem fatalnie spudłował Mica, natomiast za drugim Drygas był zablokowany. Z czasem Piast podobnie jak w pierwszej połowie, delikatnie przejmował wydarzenia na boisku. To wynikało z ustawienia 4-3-3. Skutecznie wybijał w ten sposób bydgoszczan z uderzenia i raz po raz kontrował. W pewnym momencie to spowodowało prawdziwą frustrację Zetki. Pawłowski wybił piłkę piętką na aut bramkowy, innym razem Drygas nie atakowany przez nikogo chciał chyba sprawdzić wytrzymałość tablicy zegarowej. Skuteczna gra „Piastunek” w obronie wciąż przynosiła spodziewane efekty. Pod koniec spotkania szkoleniowiec gości wpuścił na plac Dytkę i Podgórskiego. To był kolejny manewr, który zupełnie wybił gospodarzy z uderzenia. Piast chciał wywalczyć remis i to mu się udało. Zawisza tymczasem, jeśli z Piastem chce zagrać w przyszłym sezonie w lidze, musi znacznie poprawić skuteczność i psychikę.
Trener Latal zdawał sobie sprawę z faktu, że Piast tracił sporo bramek, na dodatek nie mógł liczyć na swoich napastników. Jedynym wyjściem było tak ustawić obronę, aby w każdym możliwym momencie była możliwa asekuracja obrońców i defensywnych pomocników.
Szkoleniowiec Zawiszy tego nie przewidział. Sprawiał wrażenie, że nie ma kompletnie pomysłu na rozmontowanie tej obrony. Liczył bardziej na jakiś błąd w tylnej formacji. To bardzo źle wróży piłkarzom Zawiszy, gdy trener nie potrafi dotrzeć do zawodników.