Ile może znieść człowiek? Przykład Damiana Radowicza.

Aktualizacja: 28 paź 2014, 16:00
10 wrz 2014, 00:06

Są w życiu takie chwile, że człowiekowi odechciewa się wszystkiego. Są gorsze dni, chwile podłamania. Zastanawiamy się wtedy co jest nie tak, dlaczego jest nie tak i co możemy zrobić, aby w końcu było lepiej. Często bardzo się staramy, próbujemy coś osiągnąć, dążymy do wcześniej postawionych sobie celów i w niespodziewanym momencie, w chwili, wszystko się wali. Traktować to jako naukę, doświadczenia? Łatwiej byłoby się załamać, opuścić ręce i poddać się, ale są na tym świecie, a nawet bliżej niż myślimy osoby, które nigdy się nie poddają i mimo wielu przeciwności losu ciągle o coś walczą. Jedną z takich osób jest Damian Radowicz, człowiek, któremu kontuzje niszczą marzenia, ale który ma w sobie niesamowitą moc i dąży do tego, aby jednak te marzenia spełnić.

Ilu z Was nazwisko Radowicz coś mówi? Zazwyczaj, gdy je usłyszycie, od razu kojarzycie z Miroslavem, zawodnikiem Legii Warszawa. W tym tekście jednak chciałbym przedstawić innego człowieku o bardzo podobnym nazwisku. Nazywa się Damian Radowicz. Zawodnik, który jeszcze w 2009 roku był w A-klasie, grał w barwach Czarnych Radomsko. Następnie, sezon spędził w 3 lidze, w Omedze Kleszczów. W 2010 roku zaczął występować w Młodej Ekstraklasie. W tym samym roku, w październiku zadebiutował w barwach Widzewa w Ekstraklasie. W listopadzie 2011 roku odniósł niestety pierwszą kontuzję. W lutym 2012 roku przeszedł operację Achillesa. Po operacji rozpoczął rehabilitację, która niestety nie pozwoliła mu wrócić do najlepszej dyspozycji. Ból powrócił i potrzebna była druga operacja. Przeszedł ją w lipcu 2012 roku. Niestety rana się rozeszła i Damian musiał poddać się kolejnej, trzeciej już operacji. W styczniu 2013 roku rozpoczął kolejną rehabilitację. 31 sierpnia 2013 roku Radowicz wrócił na boisko w barwach Mechanika Radomsko. Tego lata Damian był na testach w Śląsku Wrocław, z którego został odrzucony ze względu na wcześniej przebyte kontuzje. Znalazł jednak zatrudnienie w trzecioligowym Sokole Aleksandrów Łódzki. Chciał się odbudować i wrócić na wyższy poziom, udowodnić wszystkim, że jeśli tylko się czegoś chce to wszystko jest możliwe. Niestety, w drugim oficjalnym meczu w barwach nowego klubu Damian Radowicz doznał fatalnej kontuzji. Okazało się, że zerwał więzadła krzyżowe przednie i uszkodził więzadła poboczne, a jego chrząstka została zgnieciona. Marzenia uciekły przez palce w jednej chwili. Damian kiedyś zapowiadał się na niezłego zawodnika. Dziś znów dostał kontuzji, która nie wiadomo czy nie spowoduje końca jego kariery. Coś jednak mi mówi, że Damian nie da za wygraną kolejny raz i tym razem również uda mu się podnieść. Być może nie wróci już na taki poziom, jaki prezentował w momencie debiutu w Widzewie, ale wierzę, że uda mu się jeszcze gdzieś zagrać. Ten chłopak zasługuje na to, aby spełniać swe marzenia. Jest to wzór, dla wszystkich ludzi, a przede wszystkim dla młodych piłkarzy. Wielu zawodników juniorskich, dostając poważnych kontuzji odpuszcza sobie granie w piłkę. Historia Damiana Radowicza powinna być jednak dla nich obrazem tego, że nie wolno się poddawać i wszystko jest możliwe.

Autor: Kamil Kwiatkowski

Podobne teksty

Komentarze

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA