Artur Jędrzejczyk nie ma łatwego życia. Lwią część poprzedniego sezonu stracił z powodu kontuzji i żmudnej rehabilitacji. Teraz, kiedy jest już zdrowy nie ma pewnego miejsca w pierwszym składzie i grze kolegów przypatruje się tylko z ławki rezerwowych.
Reprezentacyjny obrońca sam przyznawał przed mikrofonami, że ,,kontuzja przytrafiła się w najgorszym momencie”. Polak pauzował prawie osiem miesięcy, ale 17. czerwca wrócił do treningów z drużyną, a kilka dni później wziął udział w jednym ze spotkań klubu FK Krasnodar.
Nikt po Polaku nie spodziewał się cudów, przypuszczano, że powrót do formy sprzed urazu może długo potrwać. Tym większe było zaskoczenie, kiedy wyszedł w podstawowym składzie swojej drużyny na inauguracje ligi w spotkaniu z Amkarem Perm. Następnie rozegrał pełne 90 minut w spotkania ze Slovanem Bratysława w 3. rundzie kwalifikacji do Ligi Europy. Od rewanżowego spotkania FK Krasnodar zdążył już jednak rozegrać cztery kolejne spotkania, a Jędrzejczyk nie pojawił się na boisku nawet na minutę.
Podobnie było dzisiaj, drużyna popularnego ,,Jędzy” podejmowała na własnym boisku Mordovie, a Polak nawet nie podniósł się ze swojego krzesełka. Kiedy ta sytuacja ulegnie zmianie?
Być może Aleh Konanau zastosuje rotację i na przykład w europejskich pucharach da szansę zaprezentowania się rzadziej wystawianym zawodnikom. Wtedy Jędrzejczyk mógłby pokazać się z dobrej strony i udowodnić trenerowi, że na nowo może stać się jednym z filarów FK Krasnodar.
Możliwe, że nie trzeba będzie czekać nawet do startu Ligi Europy. Pomocną dłoń wyciągnął Adam Nawałka, który powołał Artura na wrześniowe mecze z Niemcami i Gibraltarem. To właśnie w starciu z najsłabszą drużyną naszej grupy Jędrzejczyk powinien dostać szansę na grę i dać odpowiedź na pytanie, czy pomimo przejściowych (miejmy taką nadzieję) problemów w klubie jest w stanie zagwarantować odpowiedni poziom w meczach reprezentacji.