Wygląda na to, że FC Barcelona po ściągnięciu Roberta Lewandowskiego znów jest w stanie zapełniać Camp Nou. W ubiegłym sezonie był z tym spory problem, ponieważ na stadionie pojawiało się średnio niecałe 54 tysiące widzów. Wszystko więc wraca do normy, ale nie na długo.
Tłumy wracają na Camp Nou
Frekwencja na legendarnym Camp Nou w minionym sezonie, pomimo pełnego otwarcia trybun po kilku pierwszych kolejkach była najmniejsza od lat. Dumę Katalonii z trybun oglądało średnio 53 982 osoby. Głównym powodem tak niskiego zainteresowania były oczywiście kiepskie wyniki oraz brak gwiazdy światowego formatu po odejściu Leo Messiego.
Joan Laporta doskonale zdawał sobie sprawę, że musi zrobić wszystko, aby tę sytuację odwrócić. Przede wszystkim dlatego, że większa frekwencja oznacz wyższe wpływy, a za rok piłkarze Barcelony będą rozgrywać domowe spotkania na stadionie olimpijskim zlokalizowanym na wzgórzu Montjuïc, 6 km od Camp Nou.
Dziś można już chyba powiedzieć, że plan Laporty się powiódł, a pierwszoplanowym aktorem w jego planie stał się Robert Lewandowski. Reprezentant Polski rozkochał w sobie kibiców Blaugrany i zdaje się być najpoważniejszym argumentem w dyskusji pt. “Czy warto iść na Camp Nou?”.
Najlepszym dowodem na to jest fakt, że spotkanie ze słabiutką Viktorią Pilzno w Lidze Mistrzów obejrzało z trybun ponad 77 tysięcy fanów. Była to jednocześnie największa frekwencja na meczu Ligi Mistrzów w pierwszej kolejce nowych rozgrywek. Dla porównania, na oficjalnym debiucie Lewandowskiego pojawiło się ponad 81 tysięcy osób.
Frekwencje pierwszej kolejki fazy grupowej. Najwyższa na meczu Barcelony z Viktorią. pic.twitter.com/JXnYwv4cz2
— Jan Sikorski (@JS_rankingUEFA) September 9, 2022
Podczas sezonu 2023/2024 na spotkania Barcy będzie mogło wejść maksymalnie 55 tysięcy widzów, co oznacza poważne uszczuplenie wpływów z dnia meczowego.
Rosja wraca do gry w piłkę z Europą! Skandal w Bośni i Hercegowinie