Jurgen Klopp kontra Niko Kovač. Ciągle prawie lider Premier League kontra wielokrotny mistrz Niemiec. Rywalizacja Liverpoolu z Bayernem jest dość długa. Dziś w 1/8 finału oba kluby napisały kolejny rozdział tej historii.
Jeszcze dłuższa jest rywalizacja obecnego szkoleniowca angielskiej drużyny. Charyzmatyczny trener angielskiej ekipy, walczy z niemieckim potentatem już ponad 10 lat! Klopp miewał w tym czasie cudowne wzloty, ale i bolesne upadki. 29 meczów rozegrały drużyny Kloppa z Bayernem. Najczęściej mierzył się właśnie z tym przeciwnikiem. 16 razy Niemiec schodził z murawy pokonany, z czego sześciokrotnie prowadząc jeszcze FSV Mainz. Wygrywał dziewięć razy – za każdym razem w Borussii. Dla Kloppa było to 191. spotkanie w roli menedżera Liverpoolu.
Liverpool do tego spotkania przystąpił z problemami kadrowymi. Z powodu urazu nie mógł zagrać Lovren. Chorwat wciąż odczuwa skutki urazu uda, jakiego nabawił się w FA Cup przeciwko Wolverhampton (1:2). Za żółte kartki pauzował Virgil van Dijk. Ponad to, Klopp nie mógł skorzystać również z Joe Gomeza. Anglik musiał przejść dodatkowy zabieg i nie będzie gotowy nawet na rewanż. Na środku obrony wystąpił duet Matip – Fabinho. Pierwszy z nich jest rezerwowym, po którego rzadko sięga Niemiec. Drugi natomiast nominalnie zajmuje miejsce w środku pola. Brazylijczyk wystąpił, z konieczności, na pozycji środkowego obrońcy w ligowym meczu z Brighton. Bayern to jednak większy kaliber.
– Nie martwię się o niego. Ma myślenie obrońcy i radzi sobie nie tylko na tej pozycji – uspokajał Klopp.
I słusznie, Niemiec miał rację. Wydawało się, że Robert Lewandowski będzie miał ułatwione zadanie w dzisiejszym spotkaniu. Nic z tych rzeczy. Nowy duet stoperów skutecznie powstrzymał Polaka.
W pierwszej części spotkania optyczną przewagę miał Bayern. To on częściej utrzymywał się przy piłce. Jednak Bawarczycy nie byli w stanie przeprowadzić żadnej groźnej akcji. Podopieczni Kovača starali się grać wysokim pressingiem. Co momentami znacznie utrudniło rozgrywanie podopiecznym Kloppa. W jednej sytuacji bardzo blisko straty był bramkarz The Reds, ale ostatecznie obrońcy gospodarzy wyszli z opresji cało. Bayern próbował, ale brakowało dostarczenia piłki do napastnika. Robert Lewandowski w pierwszej połowie nie oddał nawet strzału na bramkę. Aktywny był Kimmich i Gnarby, ale to trochę za mało, aby zdobyć bramkę na Anfield.
Za to podopieczni Kloppa mieli kilka naprawdę dobrych sytuacji, aby objąć prowadzenie. W 11 minucie niezła szansę miał Salah, któremu niewiele zabrakło, aby strzałem z powietrza wykończyć zagranie za linie obrony. W 24 minucie ponownie Egipcjanin stanął przed szansą. Spudłował jednak po strzale głową. Zdecydowanie najlepszą okazję miał Mane. Piłka po strzale Keity odbiła się od środkowego obrońcy Bayernu, Suele i trafiła pod nogi Mane. Senegalczyk próbował strzałem z półobrotu pokonać Neuera. Nie trafił jednak z kilku metrów w bramkę.
W pierwszej połowie nie oglądaliśmy nic szczególnego w wykonaniu Bayernu. Pomimo większego posiadania piłki, to Liverpool był znacznie groźniejszy i bliższy zdobycia bramki.
Druga połowa zaczęła się od ataków Bayernu. Zdecydowanie najaktywniejszy był Gnabry. Raz po raz urywał się skrzydłem, próbując zagrywać piłkę do kolegów w polu karnym. W 58. minucie groźnie uderzył zza pola karnego. Piłka minimalnie przeleciała nad poprzeczką. Liverpool nie potrafił za to stworzyć sobie tak dogodnych sytuacji, jak w pierwszej części. Skutecznie powstrzymywany był Salah oraz Mane. Anglicy przegrywali również pojedynki główkowe w polu karnym gości. Szansą dla gospodarzy były indywidualne akcję, wyprowadzane bardzo często ze środka pola. Bayern jednak lepiej prezentował się w tej strefie boiska. Keita i Wajnaldum zagrali się w tym spotkaniu dość przeciętnie. Na skrzydłach The Reds też nie mieli za wiele do zaoferowania. Alexander Arnold oraz Robertson co prawda brali udział w akcjach ofensywnych, aczkolwiek bez większego zagrożenia dla bramki Neuera.
Bawarczycy próbowali uderzeń zza pola karnego, m.in.: James Rodriguez oraz ciągle aktywny Gnabry. Obaj byli bardzo daleko od celu. W drugiej części na murawie, w drużynie gości, pojawili się Ribery, Sanchez oraz Rafinha. Jurgen Klopp też zdecydował się na zmiany. Posłał do boju Milnera oraz Origiego. Ani jedni, ani drudzy nie wnieśli większego ożywienia w poczynania swoich drużyn. Pierwsza dogodna sytuacja dla Liverpoolu przyszła dopiero w 82 minucie. Po dośrodkowaniu w polu karne, głową uderzał Mane. Bramkarz gości sparował piłkę na rzut rożny. I to chyba tyle. Nic godnego uwagi w drugiej części spotkania się nie wydarzyło. W dalszym ciągu bez strzału na bramkę pozostał Robert Lewandowski.
Jedna i druga drużyna zagrała dość zachowawczo. Obaj trenerze nie chcieli przede wszystkim stracić bramki. Zdecydowanie był to mecz środkowych obrońców. Fabinho oraz Matip nieźle się spisali. Szczególnie Brazylijczyk, który zaliczył kilka naprawdę świetnych interwencji. Z drugiej strony duet Suele – Hummels, wzmocniony Martinezem na pozycji defensywnego pomocnika, skutecznie wyłączył z gry Salaha i spółkę. Mecz bardzo wyrównany, szczególnie w drugiej części spotkania. Można powiedzieć, że nawet trochę nudny. Na pewno nie spełnił oczekiwań trenerów i oczywiście kibiców.
Czekamy na zaprezentowanie pełni możliwości obu ekip. Pamiętajmy, że i Anglicy i Bawarczycy walczą z czasem i urazami. Jeżeli obaj szkoleniowcy będą mogli wystawić optymalne, najsilniejsze jedenastki, wówczas możemy się spodziewać, z pewnością, lepszego widowiska na Allianz Arenie. Zasłużony remis. Szkoda jedynie, że bezbramkowy.