Robert Kubica w rozmowie z redaktorem TVP Sport podzielił się swoją opinią na temat panującego na świecie koronawirusa.
Krakowianin nie ukrywa, że pandemia przyszła w najgorszym możliwym momencie. Kubica dodaje, że po testach w Barcelonie znów jest głodny ścigania się bolidem Formuły 1. – Jako kierowca wolałbym się ścigać, niż być rezerwowym. Czas leci. Z roku na rok staję się coraz starszy. Po Barcelonie, po testach nabrałem dużej chęci do Formuły 1, która niestety w ubiegłym roku trochę przygasła – komentuje Kubica, który daje do zrozumienia, że chciałby, żeby ten sezon został dokończony, co wiązałoby się z zachowaniem umów w stanie pierwotnym. Gdyby przedłużono je o kolejny rok, Polak czekałby na powrót do regularnego ścigania do 2022 roku.
– Ta sytuacja z koronawirusem wydarzyła się w jednym z najgorszych momentów. W tym momencie, w którym najbardziej chciałbym jeździć – zauważa polski kierowca.
Kubica odniósł się do wirtualnej rywalizacji organizowanych przez F1. – To fajne przedsięwzięcie, ale przekaz może być różny, kiedy widzi się bolidy uderzające w ściany lub w inne bolidy i nie ma żadnych uszkodzeń. Myślę, że powinno to być odbierane jako zabawa i interakcja z kibicami. Nie można patrzeć na to, jako zastępstwo rzeczywistości – tłumaczy członek Alfa Romeo Racing Orlen.
Polak jest też związany z DTM, gdzie przeprowadzić rywalizację bez kibiców jest łatwiej. Według kierowcy nie ma to jednak sensu. – Bardzo chciałbym już jeździć, ale kibice dla DTM są bardzo ważni. Istotne jest jednak, że DTM to seria bardzo otwarta dla kibiców. Każdy, kto zakupi bilet, może wejść do padoku. W Formule 1 trzeba mieć wejściówkę dla mediów lub specjalne zaproszenie, by wejść do takiego miejsca. DTM bez kibiców jest trudna do wyobrażenia. Organizacyjnie wyścigi samochodowe to dużo droższe przedsięwzięcie od np. meczu piłki nożnej. Przy takich zawodach pracuje też dużo więcej osób, a organizatorzy swoje wpływy opierają na kibiców – mówi Kubica.