Kamil Kosowski w ostatnim czasie mocno dba o to, aby nikt przypadkiem nie zapomniał, że wciąż mocno siedzi w tematach piłki nożnej. Dawniej piłkarz, a dziś ekspert Canal+ Sport czy TVP Sport oraz felietonista Przeglądu Sportowego kontynuuje wygłaszanie swoich kontrowersyjnych opinii na tematy związane z Lechem Poznań. Najpierw było o braku przyszłości z van den Bromem, a teraz o “pucharze Biedronki”. Niedocenianie może i niewielkich sukcesów w Lidze Konferencji Europy jest bardzo szkodliwe.
I pokazuje ignorancję osób, które takie słowa wypowiadają. Gdy w dodatku wypowiada je ktoś taki, jak Kamil Kosowski, to czuję się, jakbym nagle przybył z innej planety albo wybudził się z co najmniej 10-letniego snu i nie miał bladego pojęcia, co działo się w piłce nożnej przez ten czas.
Ciężary polskiego futbolu klubowego
Polska piłka, jaka jest, każdy widzi. Pomimo rozwoju PKO BP Ekstraklasy jako produktu, wciąż regularnie otrzymujemy kiepskie mecze, których oglądanie mogłoby służyć jako kara. Pozornie wydaje nam się, że idziemy do przodu, bo nasza topowa liga jest coraz lepiej opakowana, grają coraz ciekawsze nazwiska i coraz więcej talentów przewija się w klubach. Jednak póki co niewiele z tego wynika. Oczywiście poza tym, że kluby wydają coraz więcej na pensje, w zamian dostając niewiele albo nic. Czasem uda się zarobić ładną sumkę na transferze.
W konsekwencji nasze rodzime kluby mają co roku ogromne problemy z tym, żeby dostać się na europejskie salony. Ich postawa w eliminacjach do tychże pucharów już wielokrotnie sprawiła, że wielu kibiców powinno dostać refundację za leczenie na tle nerwowym, albo przynajmniej za uszkodzony telewizor. Wówczas część tych niewielkich tak naprawdę jak na europejską piłkę nożną budżetów byłaby znacznie lepiej wydana. Kompromitujące i powtarzające się na przestrzeni lat porażki z zespołami o znacznie mniejszym potencjalne finansowym, marketingowym i wreszcie sportowym sprawiły, że jesteśmy w fatalnym położeniu.
I tutaj na ratunek przyszła UEFA, tworząc nowe rozgrywki na szczeblu europejskim. Szczerze mówiąc zastanawiałbym się, czy za takim rozwiązaniem intensywnie nie lobbowali na przykład Zbigniew Boniek i Dariusz Mioduski, bo Liga Konferencji Europy wydaje się być stworzona z dedykacją dla polskich klubów. Przy ogłaszaniu tych rozgrywek zabrakło tylko takiego hasła – Dla naszych polskich braci i sióstr w podziękowaniu za dzielne znoszenie porażek. Przyszłość należy do Was!
UEFA – Polsko, macie europejskie rozgrywki
Kosowski – na co nam puchar Biedronki?
Polskie kluby – Cicho! Bierzemy to!
Tymczasem Kamil Kosowski na antenie Kanału Sportowego mówi o tym, że “nie chce niczego odbierać”, ale w sumie to Lech Poznań awansował do pucharu Biedronki i marzy mu się, aby taki klub grał jednak w Lidze Europy. Hehe. Wszyscy chcemy. Chcemy, żeby co roku Legia, Lech i dwa inne kluby – na ten moment Raków i Pogoń – grały co roku w Lidze Mistrzów, Lidze Europy, no i w pucharze o tytuł Gangu Świeżaków, no bo jak. Polska piłka jest tak silna!
– Co do Lecha. Moim zdaniem on (trener – przyp. red.) nie wykorzystuje potencjału swoich piłkarzy i im dalej w las, tym będzie gorzej. W pucharach europejskich, oczywiście, Lech awansował, tutaj nie chcę odbierać […] Ja nie atakuję Lecha i absolutnie jest mi to obojętne, a chciałbym żeby Lech jednak grał w Lidze Europy, nie w pucharze Biedronki – Kamil Kosowski w Kanale Sportowym 27.02.2023 r.
Właśnie dlatego uważam, że Kamil Kosowski lansuje się na Lechu Poznań. Zaczynam podejrzewać, że opracował jakąś strategię tego, jak zadbać o promocję swojego nazwiska w świecie sportu, aby wzmocnić swoją pozycję negocjacyjną z jakimś potentatem medialnym. Brawo! Brawo, bo w jakimś stopniu na pewno się to udało. Mam jednak wątpliwość czy o taki kierunek chodziło.
Miało być trochę zabawnie, miało być swojsko, a wyszło coś w stylu lotów Roberta Matei na Letalnicy w 2004 roku, gdy zamiast skoczyć około 200 metrów, lądował na 77. i 85. metrze. Pamiętacie to poczucie wstydu? Niby to nie my tam skakaliśmy, ale i tak było niezręcznie. Panie Kamilu, właśnie tak poczuli się dziś fani piłki nożnej po powyższych słowach. Przynajmniej Ci, którzy realnie oceniają otaczającą nas rzeczywistość.
Rzut oka na ranking UEFA
Czas więc na konkretną porcję mięsa. W europejskiej piłce nożnej istnieje coś takiego jak współczynnik UEFA (ranking), który służy do przyznawania miejsc w pucharach europejskich. Oczywiście w naszym, polskim przypadku, mowa wyłącznie o miejscu w eliminacjach do danych rozgrywek, a następnie o ewentualnym rozstawieniu i rozpoczynaniu od dalszej fazy. A dlaczego? Polska znajduje się na kozackim 27. miejscu.
Tuż za naszymi plecami mamy Azerbejdżan i Kazachstan, ale co tam, nie oglądajmy się za siebie. Nie oglądajmy się na jakieś piłkarskie żarty. Przed nami mamy Rumunię, Węgry, Szwecję (stamtąd są kolejne “ogórki” do ogrania w 1/8 LKE – Djurgårdens IF, czyli rywal Lecha w 1/8 finału LKE. Co wiemy o tym klubie?), Cypr i Izrael.
Idąc dalej, w pierwszej 20. mamy m.in. Danię, Norwegię, Czechy, Ukrainę czy Serbię. Zróbmy jeszcze coś fajnego. Sprawdźmy, jak wygląda ranking dla krajów, z których pochodzili grupowi rywale Lecha.
– Villarreal (Hiszpania – 2. miejsce)
– Austria Wiedeń (Austria – 10. miejsce)
– Hapoel Beer Szewa (Izrael – 21. miejsce)
– Lech Poznań (Polska – 27. miejsce)
No, więc taka sytuacja.
LKE to szansa na zmianę oblicza polskiej piłki
I teraz tak. Jest jeszcze jeden istotny powód, dla którego powinniśmy być wdzięczni UEFA za Ligę Konferencji Europy. Pieniądze. Lech Poznań na ten moment dzięki grze w pucharze Biedronki zarobił ponad 25 mln złotych (nie licząc pieniędzy z transmisji i zarobku z dnia meczowego – Jak Lech Poznań wzbogacił się na grze w Europie? Kwoty robią wrażenie).
Proszę sobie wyobrazić, jak w przeciągu najbliższych 10 lat może zmienić się polska piłka, jeśli co roku będziemy mieć 2-3 zespoły grające w fazie grupowej LKE (hehe, ciężko w to uwierzyć, ale bądźmy ambitni). Niektóre kluby mogłyby w kilkunastu meczach zarobić prawie na cały swój roczny budżet.
No i nie zapomnijmy o najważniejszym, Polska w końcu zaczęłaby się piąć w górę w rankingu/współczynniku UEFA, dzięki czemu polskie kluby miały by łatwiejszą drogę do Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Wymarzonej nie tylko przez Kamila Kosowskiego.
Jeszcze króciutko na koniec, schodząc na temat Johna van den Broma. Też nie raz miałem wątpliwości co do jego pracy w Lechu, ale za każdym razem myślałem o tym, że Holender przejął całkowicie rozbity zespół po tym, jak nagle niespodziewanie opuścił go “ojciec sukcesu” po mistrzowskim sezonie czyli Maciej Skorża. Rozbita była nie tylko szatnia, cały klub był w szoku. Ostatnie wpadki w lidze nie zmienią faktu, że ten trener bardzo skutecznie łączy rywalizację krajową z tą europejską.
Być może Kamil Kosowski był takim mentalnym kozakiem w czasach swojej piłkarskiej świetności, że tego typu sytuacja spłynęłaby po nim, jak spływają po nim sukcesy polskiego klubu na arenie europejskiej.
Fernando Santos oglądał awans Lecha z trybun. Kto z Poznania trafi do jego kadry?