Jak już wiemy, w sierpniu urząd Prezydenta RP przejmie Andrzej Duda. W dużej mierze może on podziękować bardzo słabej kampanii jego kontrkandydata. Co, przynajmniej w małym stopniu, łączy Legię z Komorowskim?
Warszawski klub, podobnie jak ustępującego Prezydenta, już w grudniu ogłoszono zwycięzcą. Legia prezentowała się w bardzo dobrym stylu. W polskiej ekstraklasie po 9. kolejce objęła prowadzenie i bardzo długo je później utrzymywała, a w Lidze Europejskiej była zdecydowanym liderem. Ba! W europejskich pucharach podopieczni Berga mieli wyśmienitą passę bez straconej bramki – ponad 600 minut. Jednak pycha i także inne błędy spowodowały, że zamiast brnąć w górę, Legia zaczęła tonąć. Orlando Sa w grudniu strzelał bramki jak na zawołanie. Wpisał się na listę strzelców w trzech kolejnych meczach, ale trener Henning Berg nie widział wciąż dla niego miejsca w podstawowym składzie. Portugalczyk musiał obserwować swoich kolegów z drużyny tylko i wyłącznie z ławki rezerwowej. Efektem tego był i jest do dziś konflikt na linii Sa – Berg. Legia w lutym podjęła Ajax, ale tuż przed pierwszym meczem w Holandii ogłoszono, że z klubu odchodzi jej największa gwiazda, Miroslav Radović. Jak można było nie wystawić tak znaczącego piłkarza na Amsterdam Arenie?! Stołeczny klub pożegnał się z europejskimi pucharami i pozostały już tylko krajowe rozgrywki. Legioniści w najgorszym momencie złapali zadyszkę. Jednak nie była ona brakiem kondycji fizycznej, ale raczej brakiem jakiejkolwiek motywacji. Przecież dobrze wiedzieli, że mistrzostwo już mają w kieszeni. Przyszły trzy mecze z Lechem, z których co prawda jedno wygrali (finał Pucharu Polski), ale ciężko powiedzieć czy okazali się lepsi w którymkolwiek z nich. W ostatnich spotkaniach T-Mobile Ekstraklasy zwycięstwa przychodziły z dużą dawką szczęścia. Kiedy piłkarze Legii obudzili się było już za późno.
Druga część tego sezonu jest dla Legii sporą nauczką na przyszłe sezony. Przegrane mistrzostwo świadczy z jaką dużą pewnością siebie przystępowali do tych rozgrywek. Sytuacja ta przypomina kampanię Bronisława Komorowskiego, który widząc, że ma 70% poparcia w sondażach, uświadomił sobie, iż nie musi nic robić, bo przecież zwycięstwo ma w kieszeni. Przepraszam, MIAŁ…