Wisła Kraków pokonała na wyjeździe Lecha Poznań 5:2. Spotkanie było naprawdę ciekawe, jednak ostatecznie to Poznaniacy muszą znieść gorycz pierwszej porażki w tym sezonie.
Od samego początku obie drużyny chciały pokazać, że zależy im na komplecie punktów i nie zamierzają się jedynie bronić. Pierwszą świetną okazję miał Maciej Gajos, który dostał prostopadłe podanie od Tiby, jednak trafił jedynie w słupek. To, co nie udało się chwile wcześniej powiodło się w 8. minucie spotkania. Joao Amaral wymanewrował defensywę rywala i ładnym strzałem otworzył wynik spotkania. Parę minut później mógł być już remis, jednak Jakub Bartosz w dogodnej okazji minimalnie się pomylił i piłka minęła słupek. Pójść za ciosem postanowił jednak Lech. W 16. minucie Makuszewski chciał wrzucić piłkę w pole karne, a ta trafiła w rękę Pietrzaka i mieliśmy rzut karny. Do piłki podszedł oczywiście Gytkjaer i pewnie podwyższył prowadzenie Kolejorza. Nie był to koniec bramek w pierwej połowie. W 24. minucie Martin Kostal wykorzystał, że rywal nie trafił w piłkę i pokonał Buricia. Obie drużyny miały jeszcze kilka okazji, jednak nikomu nie udało się ich wykorzystać i do przerwy Lech prowadził 2:1.
Druga cześć spotkania to czysty popis krakowskiej ofensywy. Już w 50. minucie po koncertowej akcji Wisły Ondrasek wyrównał, choć bramka została uznana dopiero po analizie VAR. Wiślacy poczuli krew i już w 55. minucie wyszli na prowadzanie za sprawą samobójczego trafienia Gytkjaera. Wisła z minuty na minutę grała coraz lepiej, czego efektem były kolejne bramki. W 61. minucie swoje drugie trafienie zaliczył Ondrasek, który mocnym strzałem pokonał Buricia. Lech próbował się podnieść i nawiązać kontakt, jednak za każdym razem brakowało dokładności. Nie brakowało jej z kolei po stronie krakowian, którzy w 90. minucie podwyższyli na 5:2. Imaz wymanewrował bramkarza Lecha i zagrał do Kolara, który po prostu nie mógł zmarnować takiej sytuacji. Takim też rezultatem zakończyło się całe spotkanie i to Wisła schodziła z murawy w zdecydowanie lepszym nastroju.