Legia Warszawa w dobrym stylu zaprezentowała się przed własną publicznością i pokonała Śląsk Wrocław 4-1. Hat tricka dla gospodarzy strzelił Kasper Hamalainen, po jednym trafieniu dla swoich ekip dołożyli także Jarosław Niezgoda oraz Robert Pich.
Od początku było ciekawie przy Łazienkowskiej, już w 4. minucie z dystansu strzału spróbował Robert Pich, ale zawodnik Śląska nie trafił w światło bramki. Siedem minut później Malarz miał nawet niemałe problemy, ale finalnie udało mu się obronić kąśliwy strzał Sebastiana Bergiera. Mimo braku ataków ze strony Legii to właśnie gospodarze objęli prowadzenie w 23. minucie. Na listę strzelców wpisał się Kasper Hamalainen. Wszystko zaczęło się od rozegrania piłki przed polem karnym. W końcowej fazie akcji Eduardo da Silva dograł do Hamalainena, a ten w sytuacji sam na sam przymierzył obok bramkarza i wyprowadził Legię na prowadzenie.
Podopiecznych Romeo Jozaka jednobramkowa przewaga nie zadowalała i wciąż atakowali, to opłaciło się już w 30. minucie, kiedy to Legioniści prowadzili 2-0 dzięki kolejnemu trafieniu Kaspera Hamalainena. Fin najpierw podał do Eudardo, jednak wślizgiem wybił futbolówkę obrońca Śląska. Piłka wróciła do Hamalainena, a ten technicznym strzałem z ok. 17 metrów pokonał Słowika. Futbolówka prześlizgnęła się pod ręką bramkarza. Dopiero minutę po drugiej bramce zaatakował Śląsk, a konkretnie były zawodnik gospodarzy – Jakub Kosecki. Jego próba z dystansu minimalnie minęła bramkę Malarza. Kiedy Śląsk mógł myśleć o tym jak zdobyć dwie bramki w Warszawie Hamalainen trafił po raz trzeci. Reprezentant Finlandii trzecie trafienie zdobył w 33. minucie, co oznacza że zdobył on hat tricka w 10 minut. Łukasz Broź dograł z prawej strony, Niezgoda nie doszedł do piłki. Udało się to zamykającemu akcję Hamalainenowi, który dokonał tego wieczoru wielkiej rzeczy przy Łazienkowskiej.
W 35. minucie podłamani goście obudzili się za sprawą trafienia Roberta Picha i była honorowa bramka dla Śląska Wrocław. Riera do Bergiera ładnie podał piętką do Picha, a pomocnik strzałem z pola karnego dał jeszcze nadzieję gościom. Trzy minuty przed końcem pierwszej połowy sytuacji sam na sam nie wykorzystał Jakub Kosecki, który wywrócił się w polu karnym. Arbiter faulu się jednak nie dopatrzył. W doliczonym czasie pierwszej połowy czwartą bramkę dla Legii zdobył Jarosław Niezgoda, czym mocno przybił całą ekipę wrocławian. Fatalny błąd w tej akcji popełnił Piotr Celeban, który nie potrafił wybić piłki. Przejął ją Niezgoda i w sytuacji sam na sam trafił na 4-1.
Po gradzie bramek w pierwszej połowie wiadomo było, że druga musi być gorsza. Żaden zespół nie potrafiłby wytrzymać tempa z pierwszej połowy w drugich 45 minutach. Legia mocno starać się nie musiała, ale i tak spokojnie prowadziła grę na połowie Śląska. Goście wiedzieli już chyba jak zakończy się to spotkanie i nie chcieli się zbytnio zmęczyć przed następną kolejką Lotto Ekstraklasy. W 62. minucie jedna z ciekawszych akcji w drugiej części, lokalni kibice odpalili środki pirotechniczne i czekała nas przerwa w grze. W końcówce oba zespołu próbowały atakować wysoko, ale nic z tego nie wychodziło.
Jedyną groźną próbą mógł zaskoczyć w 75. minucie z rzutu wolnego Michał Chrapek, ale nie było to zaskoczeniem dla bramkarza Legii – Arkadiusza Malarza. W czwartej minucie doliczonego czasu gry z przed pola karnego groźnie uderzył jeszcze Michał Kucharczy, ale piłka minęła światło bramki o metr. Ostatecznie Legia spokojnie pokonała Śląsk Wrocław 4-1 po znakomitych zawodach Kaspera Hamalainena. To był bardzo udany piątek dla mistrzów Polski.