Starcie Lechii Gdańsk z Legią Warszawa było zapowiadane jako hit kolejki i kluczowy mecz. Trudno się dziwić, w końcu lider podejmował na swoim stadionie wicelidera. Wyszło jak zwykle- 0:0,po słabym meczu.
Od początku oglądaliśmy tak zwane piłkarskie szachy. Niby oba zespoły próbowały wykreować jakieś sytuacje, ale jednak głównie skupiały się na przeszkadzaniu rywalowi. Ilość strat i niedokładnych podań porażała. Właściwie jedyna groźna okazja to kontra Legii. Jednak Michał Kucharczyk po otrzymaniu piłki, zamiast dograć na wolne pole, do kolegi zdecydował się na strzał. Uderzenie to jednak, z trudem ale jednak, obronił Kuciak.
Jeśli ktoś myślał, że w drugiej połowie zespoły bardziej się otworzą i zagrają o pełną stawkę, to musiał szybko zmienić swoje poglądy. Jeśli już coś się zmieniło, to chyba tylko na gorsze. Podania do nikogo, wybicia byle przed siebie, zero kreatywnej gry. i tak 45 minut. A właściwie to 90 minut. Jedyną szansę miał w samej końcówce Artur Sobiech, który dostał piłkę prosto nas głowę, a miał przed sobą pustą bramkę. Jednak po jego główce piłka poleciała na poprzeczkę i na tym skończyły się emocje.
Najgorsze, że nawet trudno jakiegoś zawodnika wyróżnić albo zganić. Wszyscy tego dnia byli równie słabi i akurat pod tym aspektem zgrywali się idealnie. Następnym razem solidnie zastanówmy, zanim nazwiemy jakiś mecz hitem, bo jak widać zawodnicy Ekstraklasy nie radzą sobie z taką presją.
Lechia zostaje liderem z przewagą 5 punktów nad Legią. Choć za taki mecz to powinno się chyba karnie odjąć punkty obu zespołom.