Już w najbliższą niedzielę rozegrane zostaną Derby Krakowa. „Święta wojna” to wydarzenie, które elektryzuje nie tylko kibiców małopolskiej piłki. Przed tym spotkaniem Arkadiusz Oczko rozmawiał z Michałem Trelą, dziennikarzem Przeglądu Sportowego, który odniósł się także do aspektów pozaboiskowych w krakowskich klubach.
Polski-Sport.pl: Niedziela, godzina 18:00 stadion przy Kałuży. Kto jest faworytem derbów?
Michał Trela: Wydaje mi się, że więcej szans na zwycięstwo ma Wisła, choć jeszcze przed dwoma miesiącami na pewno bym tak nie powiedział. Od początku sezonu Biała Gwiazda gra lepiej, i jak pokazuje boisko, ma lepszą drużynę. Aczkolwiek w ostatnim czasie nieco się to wyrównuje. Wisła złapała zadyszkę i jest w lekkim dołku, natomiast Cracovia wydaje mi się, że ten najgorszy moment ma już za sobą i idzie teraz w górę tabeli. Mecz jest bez publiczności, to znaczy wstęp mają jedynie dzieci, i paradoksalnie uważam, że to dla gospodarzy nie jest najgorsze. Pasy wiosną grały przy pustych trybunach i szło im naprawdę dobrze. To nie są łatwe trybuny. Gdy drużynie nie idzie, nagonka na własnych piłkarzy przychodzi naprawdę szybko. Podsumowując – faworytem jest Wisła, ale Cracovii nie można przekreślać.
Na czym polega fenomen tych drużyn? Jak wiadomo Wisła to problemy finansowe i organizacyjne, a przy tym wszystkim jeszcze afera z kibicami. Natomiast Cracovia to pewna stabilizacja od kilku lat. Mimo wszystko to Biała Gwiazda niemalże rokrocznie jest lepszym zespołem.
– Nie chcę tutaj iść w jakiejś irracjonalne teorie, ale już bardzo, bardzo dawno temu się mówiło, że: „Jedni ukochali Wisłę w sukcesy bogatą, ci Cracovię serce dali z jej dolą garbatą“. I to się nie zmieniło, mimo że teoretycznie powinno. Wszystko wskazywało na to, że Wisła będzie miała problemy, a Cracovia będzie błyszczeć. Wisła na pewno trafiła z letnimi zmianami. Okazało się, że w tej kadrze było kilku zawodników niedocenianych na których, gdy się postawi, okazują się całkiem nieźli. Trener Maciej Stolarczyk zaczął lepiej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Jest duża stabilizacja w tym składzie, wielu zawodników gra ze sobą od lat. Ponadto trener Stolarczyk i jego sztab to osoby, które mają w sobie gen wielkiej Wisły. Nawet jeżeli ten klub już nie jest wielki, to oni trochę życzeniowo sprawiają, że Wisła ma dobrze grać i ma dominować. I to się opłaca. A w Cracovii? Wiele rzeczy było nie do przewidzenia. Bo o ile wiadomo było, że Krzysztof Piątek odejdzie, to widać, iż ciężko zastąpić Pasom zawodnika takiego formatu. Drugi cios to Miroslav Covilo, bo od czterech lat, gdy on był w formie to i Cracovia była w formie. Nagle Covilo odszedł i drużyna została bardzo osłabiona.
Ewenementem na skalę krajową jest z całą pewnością cierpliwość prezesa Filipiaka do trenera Probierza. Czy ewentualna porażka w derbach może jednak przelać czarę goryczy i trener pożegna się z posadą?
– Ciężko powiedzieć kategorycznie nie. Taka klęska, jak była w grudniu zeszłego roku 1:4 połączona ze słabym startem w tym sezonie, na pewno mogłaby wywołać jakiś impuls. Natomiast wydaje mi się, że Michał Probierz gra w niedzielę o posadę. Na czym polega fenomen? Na pewno zacznijmy od tego, że chodzi o trenera Probierza, który na przekroju tylu lat spędzonych w Ekstraklasie wyrobił sobie już dużą markę, a poza tym z całą pewnością jego umowa jest tak skonstruowana, że jej ewentualne rozwiązanie na pewno nie będzie dla klubu tanie. Poza tym wydaje mi się, że zrobiono z prezesa Filipiaka trochę mniej cierpliwego człowieka niż w rzeczywistości jest. Podczas swoich kilkunastoletnich rządów miał na pewno impulsywne ruchy, ale nie można go zestawić w jednej kategorii z Bogusławem Cupiałem czy Józefem Wojciechowskim. Warto również spojrzeć na hokej. Rudolf Rohaczek pracuje już 14 lat, będąc w tej sekcji wszystkim. I myślę, że jest to odwieczne marzenie prezesa Filipiaka, aby znaleźć sobie takiego trenera również do sekcji piłkarskiej.
A jak z cierpliwością Janusza Filipiaka wobec kibiców? Jak wiadomo najzagorzalsi fani Pasów domagają się mocnych zmian.
– Kompletnie nie mogę tego zrozumieć. Oczywiście wiem, że bycie kibicem Cracovii jest bardzo trudne. Z drugiej strony nie można być tak krótkowzrocznym. Pasy złoty okres przeżywały przed wojną, ale teraz przeżywają jeden z najlepszych okresów w historii „nowożytnej”. Cracovia zawsze była w cieniu Wisły, która najpierw była nieco faworyzowana przez poprzedni system, później przyszedł Bogusław Cupiał i zrobił „dream team” na długie lata. To, że Janusz Filipiak doprowadził klub do Ekstraklasy – mimo tego, że drużyna nie jest z reguły w czubie tabeli – należy zaliczyć jako sukces, który trzeba doceniać. Znajmy proporcje. Czego tak w ogóle fani Pasów się domagają? Bo jeżeli się domagają więcej kompetencji, transferów i lepszych wyników, to w porządku. Ale jeżeli się domagają dymisji i odejścia Comarchu, to nie wiem czy tacy ludzie mogą nazwać się kibicami Cracovii. Janusz Filipiak to jeden z najbogatszych Polaków, który na klub przeznacza spore środki. Raczej nie znajdzie się żadna inna firma, która będzie w stanie wpompować większą kasę. Dlatego nie dziwię się, że prezes jest mocno rozgoryczony, bo to jest po prostu niewdzięczność.
Skoro jesteśmy przy kibicach to zajrzymy również na drugą stronę Błoń. Mocny reportaż o grupie Sharks, która domniemanie ma rządzić Wisłą. Zarząd Białej Gwiazdy jednak sprawy nie chce komentować, co może bardzo dziwić.
– Zgadza się. Jestem tym rozczarowany. Wydaje mi się, że jeżeli jakaś firma miałaby naprawdę czyste ręce i pojawiłby się nieprawdziwy materiał bijący w jej wizerunek, to ta firma powinna się bronić. Wisła tego nie robi. Co z tego, że prezes Wisły powie sponsorom, że jest inaczej, niż przedstawiono w reportażu, jeśli sponsorzy chcą, by odciąć się od tego także publicznie. Domyślam się, że nie wszystkie szczegóły klub chce poruszać i zostawia to sądowi. Ale zdrowy rozsądek klubu dbającego o wizerunek nakazuje jednak coś z tym zrobić, wytłumaczyć i odnieść się do tego. Wisła ponownie jest w kryzysie wizerunkowym.
Zostańmy przy Wiśle. Kolejny powrót na Reymonta Pawła Brożka. Legenda Białej Gwiazdy podkreśla, że nie wrócił, aby odcinać kupony, tylko pomóc drużynie. Czy Brożek jest w stanie jeszcze wnieść coś do zespołu?
– Jest to realne, bo w skali Ekstraklasy był to ponadprzeciętny piłkarz i to nie tak znowu dawno. Nawet w jego pożegnalnym meczu przeciwko Lechowi było widać, że u poprzedniego trenera nie dostawał tyle szans, na ile zasługiwał. Brożek umie dojść do sytuacji strzeleckiej i potrafi ją wykorzystać. Ja w tej sytuacji Wisłę w pełni rozumiem, ponieważ wobec problemów kadrowych, zwłaszcza w ofensywie, sięgnęła po zawodnika oddanego klubowi, który zna tutejszy klimat i potrafi grać. Wydaje mi się, że latem popełniono błąd nie przedłużając z nim umowy. Nie ma co się oszukiwać, że Białej Gwiazdy nie stać, aby ściągnąć kogoś lepszego. Dziwię się natomiast Brożkowi, bo jego mecz pożegnalny był tak pięknym spięciem klamrą jego kariery, że szkoda ją odpinać jeszcze raz. Nie wiem, czy da się to jeszcze raz tak zakończyć. Brożek nieco ryzykuje swoją reputację. Nie chciałbym, aby został zapamiętany jako ten, który był słaby, któremu coś nie wychodziło, bo jest to zbyt dobry napastnik.
Brożek będzie o tyle wartościowy, że ostatnio na dłużej wypadł Marko Kolar i Wisła została tylko z jednym napastnikiem. Zdenek Ondrasek ma świetny początek sezonu, ale czy jest w stanie stać się gwiazdą na miarę Carlitosa?
– Ondrasek jest w stanie zostać królem strzelców, co już pokazał w mocniejszej od naszej Ekstraklasy, norweskiej lidze. Zwłaszcza, że Wisła gra ofensywnie i w każdym meczu ma sporo sytuacji. Oczywiście Zdenek i Carlitos są zupełnie innymi zawodnikami, ale myślę, że już udowodnił, że może stać się kluczowym zawodnikiem. Pytanie jednak czy zostanie tu na wiosnę, bo jego kontrakt wygasa w grudniu i nie ma gwarancji, że zostanie przedłużony.
Jerzy Brzęczek ogłosił powołania na mecze z Portugalią oraz Włochami. Krakowski akcent to Rafał Pietrzak. Czy obrońca Wisły jest w stanie na dłużej zadomowić się w kadrze?
– Tak i to nie tylko dlatego, że jest dobrym zawodnikiem. Należy spojrzeć na rywalizację na lewej obronie. Za granicą mamy trzech zawodników z tym, że Maciej Rybus jest kontuzjowany, Arkadiusz Reca jeszcze nie zadebiutował Seria A, a Paweł Jaroszyński zagrał we Włoszech tylko 90 minut. W polskiej lidze w większości klubów na lewej stronie defensywy grają zagraniczni zawodnicy. Wyjątkami są: Adam Marciniak z Arki, Michał Koj z Górnika, Michael Gardawski z Korony, Daniel Dziwniel z Zagłębia Lubin i Patryk Stępiński z Wisły Płock. Powołanie Pietrzaka, więc nie dziwi. Szkoda mi trochę Macieja Sadloka, który z konieczności w Wiśle gra na stoperze. Gdyby regularnie był ustawiany na lewej obronie, to prawdopodobnie on byłby dziś reprezentantem.
Kraków to jednak nie tylko Wisła i Cracovia, ale również m.in. Garbarnia, która w I lidze nie radzi sobie najlepiej zamykając tabelę. Czy beniaminek ma szansę na utrzymanie?
– Będzie trudno. Garbarnia gra składem – czasami się mówi, że II-ligowym – ale tak naprawdę III-ligowym. Klub zaliczył dwa awanse z rzędu, nie zmieniając kadry. Beniaminek gra w kratkę. W Opolu wszyscy się zastanawiali co ta drużyna robi w tej lidze, ale w niektórych meczach potrafi stoczyć równorzędną walkę. I liga jest bardzo specyficzna. Wiele klubów boryka się z problemami finansowo-organizacyjnymi. Nie wiadomo czy wszystkie drużyny zostaną zgłoszone do przyszłorocznych rozgrywek. Może się okazać, że beniaminek nie będzie musiał przeskoczyć trzech drużyn, ale dwie albo jedną, aby się utrzymać. Poza tym śledząc wyniki Garbarni z lat poprzednich widać, że ta drużyna gra lepiej na wiosnę. Jeżeli w tej rundzie zespół nie zakopie się w dole tabeli, tylko strata do bezpiecznych miejsc będzie niewielka, to należy mieć jeszcze nadzieję.
Michał Trela to jednak nie tylko krakowska piłka, ale również Bundesliga. Bardzo ciekawi mnie temat Roberta Lewandowskiego i jego potencjalnego transferu do innego klubu, o którym mówi się od kilku okienek. Na ile jest to prawda, a na ile po prostu dziennikarska mrzonka?
– Wydaje mi się, że Robert rzeczywiście chciał odejść do Realu. Polskie społeczeństwo piłkarskie, mocno jednak nie docenia Bayernu Monachium. Przez to, że od paru lat nie wygrali Ligi Mistrzów i przez to, że Bundesliga nie jest tak prestiżowa jak Premier League czy La Liga sądzi się, że gdy do Bayernu zgłosi się Real lub Barcelona po zawodnika, to Bayern od razu go sprzeda. A tak nie jest. Bayern jest na tyle potężnym klubem, że nie zrobi tego. Im nie jest potrzebna kasa, tylko wartościowi piłkarze. Wystarczy spojrzeć, że jedyny topowy zawodnik, który został sprzedany w ostatnim czasie, to Toni Kroos. Z tym, że w Monachium niespecjalnie poznali się na jego talencie. Wydaje mi się, że Bayern sprzeda Lewandowskiego tylko wtedy, gdy będzie miał dla niego następcę. A tak wybitnych napastników jest naprawdę niewielu.