Mecz nadziei dla jednych i drugich. Zwycięstwo było dzisiaj nie za trzy, lecz za sześć punktów. Miedź Legnica i Wisła Płock potrzebowały tego, niczym zapalniczka ognia i pustynia wody. Zawodnicy trenera Nowaka wygrali po raz pierwszy w tym roku i oderwali się od strefy spadkowej.
W pierwszej połowie przeważała Miedź Legnica. Mimo to goście mieli swoje okazje, aby wyjść na prowadzenie. Grzegorz Kuświk próbował najpierw strzelać zza pola karnego. Za pierwszym razem na posterunku stał Sapela. Druga okazja pomocnika Wisły była zdecydowanie lepsza. Kuświk wyszedł „sam na sam” z Sapelą i nawet nie trafił w bramkę… Ostatnią bramkę w ekstraklasie strzelił 25 lutego 2017 roku. I jeszcze sobie poczeka. Varela również próbował. Na nic się to zdało. Sapela co prawda wypluł piłkę, ale nie było nikogo, kto chciałby dobić, praktycznie na pustą bramkę. Nie można odmówić jakości zawodnikom gości. Raz po raz zagrażali bramce Sapeli, jednak nie było z tego żadnego pożytku w postaci bramki. A niewykorzystane sytuacje szybko się zemściły. W 23 minucie idealnie zagrywa Forsell do Santany. Ten wychodzi sam na sam. Przytomnie podaje do Zielińskiego i piłkarz Miedzi strzela bramkę dającą prowadzenie. Wisła Płock próbowała szybko zareagować. Znów w akcji Grzegorz Kuświk. Ponownie wychodzi sam na sam, ale znów nie strzela! Tyle dobrego, że teraz trafił w bramkę i jednocześnie prosto w Sapele. No, demonem skuteczności to Kuświk nie jest. Wisła jednak nie musiała się bardzo męczyć, aby zdobyć bramkę. Podopieczni trenera Nowaka tak się rozochocili, że postanowili wyręczyć gości. Ot, taka to wielka gościnność w Legnicy. Gospodarze w ostatnich dwóch spotkaniach podarowali swoim rywalom tyle bramek, że weszło im to w krew. Oczywiście nikt inny jak Mijlkovic postanowił strzelić samobója. I od 43 minuty było 1:1.
W drugiej połowie to Miedź zdecydowanie kontrolowała przebieg spotkania. W środku pola świetnie spotkanie rozgrywał Santana, do spółki z Fernandezem. Wygrywali większość pojedynków, byli bardzo często pod grą. Sielewski i Rasak tylko biegali za piłką. Zresztą jak cały zespół z Płocka. Posiadanie piłki 58% do 42%. Ponad to, zawodnicy trenera Nowaka mieli ponad 90% celności podań. Jak na polskie warunki, robi to wrażenie. Zawodnikom z Legnicy najwyraźniej bardziej zależało i mieli dziś więcej sportowych argumentów. Zawodnicy z Płocka nie specjalnie przeszkadzali. Wręcz przeciwnie. Bramkarz przyjezdnych tak pozazdrościł gościnności, że postanowił się odwdzięczyć. Przy okazji, Niemiec chyba za dużo naoglądał się Kanibolotski’ego. W 74 minucie piłka zostaje wrzucona w pole karne. Szczepaniak uderza. Dobrze, że piłka chociaż zmierzała w światło bramki. Leciała w tempie co najmniej żółwim, po drodze odbijając się od murawy. Dähne próbował ją łapać, niczym bokser próbujący złapać komara w rękawicach bokserskich. Nie trudno przewidzieć efekt. Piłka wpada do bramki i niemiecki bramkarz nie zdążył jej zgarnąć przed linią. Wyglądało to przynajmniej komicznie. Jakby taki Kanibolotsky, ale nie do końca. Wisła próbowała się otrząsnąć. Dopiero w 88 minucie, stworzyła sobie pierwszą „dogodną” sytuację, w drugiej połowie. Uderzenie, z pola karnego, jednak znów niecelne. W 90 minucie po niezbyt dobrym dośrodkowaniu w pole karne i zgraniu na 11 metr, żaden z zawodników Wisły nie kwapił się, aby piłkę uderzać. Wiślacy nie potrafili w drugiej połowie wymienić nawet kilku podań. Brakowało wymienności pozycji i walki w środku pola. W ostatnich 10 minutach ograniczyli się do „lagowania” w pole karne gospodarzy i liczeniu na to, że tym razem ktoś będzie chciał dołożyć nogę, głowę, udo, brzuch, tyłek… cokolwiek. Na nic się to zdało. Rozpaczliwie uderzał jeszcze zza pola karnego Zawada. Tyle. Miedź wytrzymała ten „napór” gości, a na koniec mogła strzelić bramkę na 3:1 Niestety Ojamaa nie dograł do Szczepaniaka, aby ten mógł wpakować piłkę z 5 metrów do bramki.
Ósmy mecz bez zwycięstwa Wisły Płock. Trzeci przegrany w tym roku. Zaczyna się równia pochyła płocczan? Następny mecz z Cracovią, też może się okazać bardzo trudny. Dalej na rozkładzie m.in.: Lechia Gdańsk, Pogoń Szczecin czy Piast Gliwice. Jeżeli w tych spotkaniach płocczanie nie zdobędą punktów, będą musieli poważnie myśleć, jak nie spaść do I ligi. A Miedź. Miedź wzięła głęboki wdech, niczym Górnik Zabrze. I będą dalej myśleć, jak zrobić tak, aby takich spotkań było więcej. Nie mówię tutaj o stylu, lecz o zdobyczy punktowej.