Pewne mistrzostwa Leicester wygrało z Evertonem 3:1. W wyjściowej “jedenastce” wystąpił Marcin Wasilewski. Ostatnie spotkanie przy swojej publiczności gospodarze potraktowali bardzo poważnie.
Spotkanie na King Power Stadium było wielką kibicowską fetą. Fani drużyny prowadzonej przez Claudio Ranieriego od 2 maja cieszą się z mistrzostwa kraju. Moment kiedy Eden Hazard dał remis Chelsea w meczu z Tottenhamem okazał się historycznym. Klub z Leicester jest mistrzem Anglii pierwszy raz w historii klubu. Do tej pory raz zajął drugie miejsce. Było to w… 1929 roku. W maju 2015 roku Leicester plasowało się na 14 miejscu z dorobkiem 37 punktów. Dziś ma tych punktów 80. Klub, który jest na językach całego piłkarskiego świata, który dokonał niemożliwego i kolejno po cudownym awansie i takim samym utrzymaniu w końcu zdobywa tytuł, wygrał i dziś. Nie efektownie, a efektywnie. To domena gry zespołu z King Power Stadium.
Posiadanie piłki dla Evertonu. Wynik dla Leicester. Zawodnicy Ranieriego byli groźni już od początku. Mahrez, Albrighton czy Vardy. Wszyscy byli tego dnia zagrożeniem. Ten ostatni już w 6. minucie zdobył bramkę. Dośrodkowanie Kinga z bocznej strefy boiska sprytnie wykorzystał napastnik “lisów”, który dostawił tylko stopę i piłka wpadła do siatki. Gospodarze gdy już mieli piłkę w swoim posiadaniu byli bardzo groźni. W 34. minucie zawodnik, który w Leicester jest 12 sezon zdobywa bramkę. Andy King mocnym strzałem pokonuje Roblesa. Niefortunnie futbolówkę wybijał Leighton Baines. Było już 2:0 dla gospodarzy. Co prawda obrońcy “lisów” nie mieli dużo pracy, ale Marcin Wasilewski wykazał się kilkoma dobrymi interwencjami. Polak znalazł się w składzie najprawdopodobniej w wyniku absencji Roberta Hutha, którego FA ukarała za starcie z Fellainim. Everton zupełnie niewidoczny w pierwszej połowie.
Druga partia rozpoczęła się mocnym akcentem przyjezdnych. Gracze Roberta Martineza pokazali, że dojechali w końcu na mecz. W pierwszych 3. minutach mogli zdobyć dwie bramki. Genialnie w bramce zachowywał się jednak Kasper Schmeichel. Po tych wydarzeniach spotkanie wróciło do takiego przebiegu jak w pierwszej połowy. Rożnica widoczna była w atakach gości. Everton oddawał więcej strzałów, okazał się groźniejszy. Co z tego jeśli Leicester w swoich poczynaniach jest niesamowicie konkretne. Jamie Vardy podszedł do rzutu karnego, którego notabene był inicjatorem. Mocnym strzałem po ziemi zdobył swoją 24 bramkę w lidze. Do Harry’ego Kane’a brakuje tylko jednego trafienia. Co ciekawe 4. minuty później sędzia ponownie wskazał na “wapno”. Do piłki podszedł nie kto inny jak Vardy. Tym razem mocno przestrzelił. Piłka poleciała wyżej niż po strzale Ramosa w półfinale przeciwko Bayernowi. Przebieg meczu upływał dosyć intensywnie. Gospodarze mieli dwie genialne okazje. To co dzisiaj wyprawiał bramkarz Evertonu było niesamowite. Niewiele gorzej Schmeichel, który kilkakrotnie bronił groźne strzały. Leicester starało się o czwartą bramkę bardzo mocno. Jak gdyby od tego spotkania zależało kto zdobędzie tytuł. My jednak szanujemy taką postawę. W 88. minucie przerwał tę nawałnice Mirallas. Zmiennik Barkleya popisał się indywidualną akcją i zdobył bramkę. Nieco zawiedzeni zawodnicy Claudio Ranieriego tym incydentem. W 91. minucie boisko opuścił Ryiad Mahrez. Piłkarz sezonu rozegrał świetne spotkanie. Marcin Wasilewski w swoim 3 meczu w sezonie (mimo nietrafionego wślizgu) zagrał całkiem nieźle. Do końca meczu nic istotnego nie miało już miejsca na King Power stadium.
Leicester wygrywa 3:1. Ich piękna przygoda trwa w najlepsze. Jak na mistrza przystało nie odpuścili tego meczu i wygrali swój 23 mecz w sezonie. A Everton? Goście pogratulowali rywalom i ze spuszczonymi głowami zeszli do szatni. Po meczu odbyła się jak najbardziej zasłużona wielka mistrzowska feta. Gratulujemy Leicester i Marcinowi Wasilewskiemu. Pomyśleć tylko, że jeszcze 7 lat temu drużyna ta borykała się z problemami w III lidze angielskiej.