Od bankruta do miliardera. Jak Real Madryt stał się galaktyczny?

Aktualizacja: 29 lut 2024, 19:21
8 cze 2023, 22:00

Przed nami czasy formowania się nowej wersji galaktycznego Realu Madryt. Odejście Karima Benzemy sprawiło, że z drużyny osiągającej nieprawdopodobne wyniki na arenie europejskiej niewiele już pozostało. W przyszłym roku Madryt najpewniej opuszczą również Luka Modrić oraz Toni Kroos, a więc duet, który wspólnie rządził w środku pola od 2014 roku, kreując grę Królewskich. Florentino Perez ma już plan na nowy zespół i wielkie doświadczenie – nie tylko w budowaniu zwycięskiej drużyny, ale też wyciągania klubu z kryzysu finansowego. Jak więc doszło do tego, że stworzył słynne Galacticos?

1 lipca 2007. Początek letniego okienka transferowego w Hiszpanii. David Beckham i Roberto Carlos opuszczają Santiago Bernabeu. Dla Carlosa to naturalny koniec 11-letniej pięknej przygody z klubem, w którym cieszył się statusem legendy. Beckham był ostatnim z wielkich Galacticos w składzie Realu. Wcześniej ze stolicą Hiszpanii pożegnał się Zinedine Zidane, który zakończył karierę po mundialu w 2006 roku. Luis Figo odszedł do Interu, a w zimowym okienku transferowym sezonu 2006/2007 w Mediolanie dołączył do niego Ronaldo. Z tą różnicą, że brazylijski snajper zasilił szeregi Milanu.

Cała czwórka kosztowała Real ponad 200 milionów dolarów, kwotę, która 20 lat temu przyprawiała piłkarskich kibiców o zawrót głowy. Mimo ogromnych pieniędzy i sukcesu marketingowego, jaki Galacticos odnieśli na całym świecie, projekt Florentino Pereza nie przyniósł Madrytowi zbyt wielu upragnionych pucharów. W trakcie 6 lat pierwszego panowania Pereza, z naprawdę liczących się trofeów Real dwukrotnie wygrał mistrzostwo Hiszpanii i raz, jeszcze bez Beckhama i Ronaldo, sięgnął po Ligę Mistrzów.

Latem 2007 roku era wydawała się skończona, a zamiana Los Blancos w piłkarskich Beatelsów nie koniecznie była uważana za udaną. Wykończeni letnimi tournée po krajach całego świata zawodnicy mieli spore problemy z utrzymaniem formy, co nierzadko kończyło się kompromitującymi porażkami w lidze i europejskich pucharach. Największym problemem okazało się znalezienie trenera, który będzie cieszył się u zawodników szacunkiem porównywalnym z Vicente Del Bosque. Wystarczy nadmienić, że w ciągu 7 sezonów od odejścia Del Bosque w 2003 roku, Real aż dziewięciokrotnie zmieniał trenera. Z tej dziewiątki tylko Fabio Capello i Bernd Schuster zdołali wygrać ligę. Rekordowy pod tym względem był fatalny dla klubu rok 2004. Od maja do grudnia tego roku zespół prowadziło… 3 szkoleniowców.

W tym czasie w siłę rosła FC Barcelona. W przeciwieństwie do swojego największego rywala Duma Katalonii cieszyła się stabilizacją na ławce trenerskiej, a Frank Rijkaard i Pep Guardiola w ciągu 9 lat wygrali dla klubu 19 trofeów.

Mało kto zdawał sobie sprawę, że wkrótce Real Madryt przyćmi wszystkie kluby w Europie i znów, niczym w latach 60., zdominuje najważniejsze rozgrywki na kontynencie. Przyszłością klubu zostać mieli młodzi zawodnicy, którzy w czasie głośnych rozstań z wielkimi gwiazdami dołączyli do zespołu. Sergio Ramos, Marcelo i Pepe rok po roku zasilali szeregi drużyny, która po latach bycia skupiskiem piłkarskich legend od nowa szukała swojej tożsamości. Wkrótce na horyzoncie pojawił się nowy-stary wybawca. Florentino Perez wrócił na fotel prezesa i kolejnymi wielkimi transferami z Cristiano Ronaldo (choć Portugalczyk zobowiązał się do przenosin do Madrytu jeszcze za prezydentury Calderona) i Karimem Benzemą na czele otworzył nowy rozdział w historii klubu. Czy byłoby to możliwe, gdyby nie nieco rozczarowująca era Galacticos?

Wszystko zaczęło się od pustej kasy w Realu Madryt

24 maja 2000 roku, na oczach 73 000 kibiców na Stade de France i milionów widzów przed telewizorami, Real Madryt rozprawił się z rywalem z krajowego podwórka, Valencią i pewnie sięgnął po ósmy Puchar Europy. Był to pierwszy w historii finał Champions League z udziałem dwóch drużyn z tego samego kraju. Widok Raula biegnącego samotnie z kontrą, mijającego Canizaresa i pakującego piłkę do bramki na 3:0 do dziś gości w sercach kibiców Los Blancos. A jednak, mimo wielkiego sukcesu na europejskich boiskach, po latach złego zarządzania klub z Madrytu był blisko bankructwa.

Ówczesny prezes, Lorenzo Sans, po zwycięstwie w Lidze Mistrzów był tak pewny wygranej w wyborach, że… postanowił przeprowadzić je rok wcześniej, niż były zaplanowane. Ku jego zdziwieniu trafił na godnego przeciwnika. Jako wytrawny biznesmen z doświadczeniem w polityce, Florentino Perez okazał się dla socios (których liczba spadała) dużo bardziej atrakcyjnym wyborem. Głównym zmartwieniem socios były piętrzące się długi, m.in. wobec stacji telewizyjnych, przez które klubowi groziło przekształcenie w spółkę SAD – w skrócie, przejęcie klubu przez wierzycieli i wyłonienie większościowego właściciela. Oznaczałoby to koniec tradycyjnego modelu klubowego, a co za tym idzie wpływu członków stowarzyszenia kibiców na przyszłe losy klubu. Wkrótce okazało się, że troska o klubowy budżet i jego przyszłość przyćmiła nawet europejskie trofea. Madridistas wybrali. W lipcu 2000 roku nowym prezesem został Florentino Perez.

Jeszcze zanim zdobył fotel prezesa, Perez rozesłał do wszystkich socios ankietę. Sam był członkiem klubu od 1961 roku i doskonale wiedział jakie nastroje panują wśród zagorzałych sympatyków Realu. Ankietowani mieli m.in. nadać priorytet poszczególnym klubowym sprawom. Okazało się, że najbardziej pożądane przez kibiców nie były trofea, a transparentność i wypłacalność. Dopiero na kolejnych miejscach znalazły się zwycięstwa na boisku. Kiedy przejął drużynę, wynajął firmę konsultingową Deolitte & Touche, aby jej specjaliści przejrzeli klubowe sprawozdania i przedstawili faktyczny stan finansowy Realu. Wyniki nie napawały optymizmem.

W 2000 roku przychody klubu były dwukrotnie mniejsze, niż jego dług brutto. Mało tego, na kolejny rok przewidziano nadwyżkę wydatków nad przychodami, co stawiało dalsze istnienie Realu Madryt w takiej formie pod znakiem zapytania. Obeznany w biznesie Perez (z małej lokalnej katalońskiej firmy zrobił warty miliardy koncern budowlany Grupo ACS) zmontował grupę menedżerów i obrał na cel szybkie i skuteczne podreperowanie klubowego budżetu. Plan był prosty – zrobić z Los Blancos drużynę grającą piękny, ofensywny futbol z udziałem największych gwiazd. Zainteresowanie i pieniądze miały być naturalnym następstwem. Warto nadmienić, że przy zaciąganiu kredytów na uratowanie zespołu, Perez często sam był żyrantem. Tuż po objęciu prezydentury udzielił w bankach osobistych gwarancji na prawie 150 mln euro. Dodatkowe finanse zapewniła sprzedaż działki należącej do klubu w ręce miasta Madryt za ponad 400 milionów dolarów. Pomogła ona spłacić długi i zainwestować w nowy kompleks treningowy.

Era pierwszych Galacticos nadeszła wraz z Zidanem i Figo

Plan okazał się strzałem w dziesiątkę. Wkrótce do Madrytu zawitały największe gwiazdy, a Real Madryt był autorem najdroższego (Zidane) i najbardziej kontrowersyjnego (Figo) transferu tamtych czasów. Pierwszy sezon z Figo w składzie przyniósł Realowi mistrzostwo Hiszpanii. Pierwszy sezon z Zidanem – Puchar Europy. Wraz z sukcesami na boisku pojawiły się także ogromne sukcesy marketingowe, które, jak miało się wkrótce okazać, były także przyczyną spadku formy.

Po zakupie Davida Beckhama latem 2003 roku, Real wyruszył na 17-dniowe tournée po krajach azjatyckich. W nieco ponad dwa tygodnie klub zarobił na czysto 10 milionów euro. W trakcie sezonu nietrudno było zauważyć zmęczenie najlepszych zawodników, których w Azji i Ameryce traktowano jak gwiazdy rocka. Taki scenariusz miał się powtarzać w kolejnych latach. Real nie odnosił sukcesów na boisku (od 2003 do 2007 roku nie wygrał krajowego mistrzostwa), jednak jego sytuacja finansowa była coraz lepsza. W porównaniu z rokiem 2000, sześć lat później klubowe przychody wzrosły o 150%, a dług zmalał niemal o połowę. Tournee po świecie nie tylko zapewniało zyski ze sprzedanych biletów i merchandisingu – ściągało także globalnych sponsorów. Dodatkowo, z każdym nowo nabytym zawodnikiem klub podpisywał umowę, w ramach której dzielili się oni zyskami z kontraktów reklamowych. W ten sposób obie strony zyskiwały – dla piłkarzy możliwość dodatkowego zarobku wzrosła diametralnie po przenosinach do Madrytu. Perez inwestując w zawodników światowej klasy momentalnie zawyżał ich wartość marketingową, na czym zyskiwał sam klub.

Kiedy Perez odchodził ze stanowiska w 2006 roku, pozostawiał Real w dużo lepszej kondycji finansowej i z kilkoma kolejnymi trofeami na koncie. Dla kibiców pierwszy etap jego panowania był jednym wielkim show. Na boisku Galacticos potrafili robić rzeczy niezwykłe. Niestety, w końcowej fazie sezonu zbyt często zawodzili, a w latach 2003-2006, odpadali z Ligi Mistrzów po bojach z Monaco, Juventusem i Arsenalem. Począwszy od roku 2005, Real sześć razy z rzędu odpadał z najważniejszych europejskich rozgrywek w 1/8 finału.

3 lata przerwy w zarządzaniu klubem i patrzenie, jak po raz kolejny nowy prezes nie radzi sobie z powierzonym zadaniem, wystarczyły. W 2009 roku Perez ponownie kandydował na stanowisko prezesa i objął stanowisko, ściągając wkrótce największą gwiazdę Realu w XXI wieku – Cristiano Ronaldo. Pieniądze zarobione dzięki erze Galacticos pomogły zbudować drużynę, która wkrótce sięgnęła po 5 pucharów Europy w ciągu 8 lat.

W XXI wieku Real Madryt przeszedł drogę od bankruta do najwyżej wycenianego klubu piłkarskiego na świecie o wartości ponad 5 miliardów dolarów. Spore ryzyko, jakie wziął na siebie Perez, ściągając największe światowe gwiazdy za niebotyczne kwoty, na dłuższą metę opłaciło się. Dziś, kiedy z klubem żegna się Karim Benzema, wieńcząc piękną historię napisaną przez tercet BBC, a kariery Modrica i Krossa zmierzają ku końcowi, możemy zadać sobie pytanie: czy w Madrycie nadchodzi era nowych gwiazd?

Stworzyć nowe “Galacticos” – główny cel Florentino Pereza. Real poluje na Mbappe, Bellinghama i Kimmicha

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA