Stało się. Krzysztof Piątek, po dłuższej przerwie, ponownie znalazł się w pierwszym składzie Herthy Berlin na ligowe spotkanie. O ile Polak może być zadowolony, ponieważ udało mu się zdobyć bramkę, o tyle jego zespół musi się pogodzić z wysoką porażką na własnym stadionie.
Od pierwszych minut spotkanie mogło się podobać, zaangażowania z obu stron nie brakowało. A szczególnie mogło się podobać polskim kibicom, którzy już w 24. minucie mogli podnieść ręce w geście triumfu. Krzysztof Piątek wpadł w pole karne, dosyć szczęśliwie przedarł się przez trzech obrońców rywali i pewnie wykorzystał z bliska okazję na sam. Można mówić, że więcej w tej bramce było przypadku niż umiejętności, ale szczęściu też trzeba pomóc. I dokładnie to zrobił Piątek, który zdaje się wracać do coraz lepszej strzeleckiej formy.
W samej końcówce doszło jednak do wydarzenia, które właściwie ustaliło dalszy przebieg spotkania i jego ostateczny wynik. Czerwoną kartkę, za faul na ostatnim zawodniku, obejrzał Dedryck Boyata, środkowy obrońca Herthy.
Po zmanie stron grający w dziesiątkę gospodarze byli już zdecydowanie gorszym zespołem. Eintracht wręcz zdominował swojego rywala, strzelając bramkę za bramką. W 51. minucie Das Bost świetnie wykończył czubkiem buta przedłużone podanie Andre Silvy. Jednak prawdziwym popisem była druga bramka Eintrachtu. Daichi Kamada właściwie sam przedryblował całą defensywę rywali i wyłożył, jak na tacy,, piłkę Andrie Silvie, który pięknym krzyżaczkiem wykończył koncertową akcję. Jeśli macie obejrzeć jeden moment z tego spotkania, to niech to będzie właśnie to trafienie. Nie pożałujecie!
Gracze Eintrachtu z każdą minutą czuli się coraz pewniej i robili właściwie co chcieli. A chcieli strzelać kolejne bramki. W 68. minucie świetnym i precyzyjnym uderzeniem z pół woleja popisał się Evan N’Dicka, a w końcówce meczu Herthę ponownie pogrążył Andre Silva. Pełna dominacja i pewne zwycięstwo Eintrachtu. Zresztą wynik 4:1 dla gości mówi sam za siebie.
Krzysztof Piątek rozegrał raczej przeciętne spotkanie. Co prawda strzelił bramkę, ale poza tym niewiele był w stanie zdziałać. Dodatkowo Polak mocno zawinił przy trzeciej bramce dla rywali, kiedy nie był w stanie skutecznie wybić piłki z okolic własnego pola karnego. Zresztą cała Hertha, od momentu grania w osłabieniu, nie wyglądała zbyt dobrze i ograniczała się do pojedynczych i szarpanych kontrataków.
Dzięki wygranej Eintrachtu oba zespoły zrównały się punktami, mają na koncie po 38 oczek i zajmują odpowiednie dziewiątą oraz dziesiątą lokatę Bundesligi. Zarówno więc dla Herthy jak dla Eintrachtu gra w europejskich pucharach wciąż pozostaje realnym celem, co nie znaczy, że łatwym.