„Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka
gdyby się nie przewrócił byłaby rzecz wielka.
Gdyby – to najczęstsze słowo polskie(…)”
śpiewa popularny Kazik. Jest w tych słowach ogrom prawdy. Pokazują one naszą narodową przypadłość – rozmyślamy co by było, gdyby sprawy potoczyły się inaczej, gdyby coś poszło po naszej myśli. Wtedy na pewno wszystko byłoby już dobrze, nie byłoby rozmyślania tylko upojenie faktem, że dokonało się to, czego chcieliśmy. A czemu rozmyślamy? No bo te sprawy tak jak chcieliśmy się nie potoczyły… Kolejny raz.
Big Cyc z kolei śpiewał, że Polacy zawsze mają pecha, który prześladuje tylko nas. Wydaje się niemożliwym jednak by nad tylko jednym narodem zawisło tego typu fatum, które trwa i trwa. Jednak zastanówmy się: ile razy przeżywaliśmy rozczarowania związane z naszymi rodzimymi sportowcami? Czy to nie za dużo?
Jako kibice zawsze mamy ogromne nadzieje na sukces. Nasze aspiracje na sukces rosną równomiernie z pompowaniem balonu przez media. Gdy zbliża się decydujący moment, gdzie sportowcy muszą zachować zimną krew, skupić się na swoim i odnieść zwycięstwo, wszyscy analizują: jakie są szanse, co będzie jak wygra, ile zarobi, ile razy pokonano już tego rywala, jaką taktyką zagrają? Ponadto z głównymi bohaterami tego przedstawienia robione są wywiady, zdjęcia, bo przecież wszyscy muszą napisać co akurat zawodnik zjadł na śniadanie, jak się odstresowuje (no przecież nie udzielaniem wywiadu!!!) i czy zrobił zdrową kupkę. I taki zawodnik mówi jak to on nie jest zmotywowany, że ważne dla niego jest zwycięstwo (dla piłkarzy oczywiście 3 punkty), a jego zespół nareszcie stanowi monolit i tym razem nie zawiedzie, bo pokazał nie raz, że potrafi grać w piłkę/ wytrzymać presję/ oddać po dwa równe skoki itp. itd. To nie pomaga tym, na których za chwilę skupią się oczy większości Narodu. I właśnie przez robienie tego typu rzeczy Naród ma nadzieję, często wygórowane na wielki sukces. A potem nadchodzi zimny prysznic i powrót do szarej rzeczywistości.
Słynne pompowanie balonu to jedno. Jest też druga sprawa, a mianowicie fakt, że Polacy nie zawsze potrafią zachować zimną krew. Naprawdę. Jeżeli dochodzi do ważnego starcia to czegoś brakuje, coś idzie nie tak jak powinno, w konsekwencji nie ma oczekiwanego sukcesu. Zdarza się, że to przeciwnik jest lepszy i mimo bohaterskiej walki któregoś z rodaków, ponosi porażkę. Taki stan rzeczy często ma miejsce, ale to uznajemy jako normę – dobry zawodnik/zespół przegrywa z lepszym. I tyle, wynik przechodzi do historii więc nie ma co rozpamiętywać.
Niestety po wielu porażkach zostaje wielki żal, bo już widzieliśmy Polaka jak wygrywa. A przegrał w najbardziej frajerski sposób w jaki można było. Porażki Reprezentacji Polski w piłce nożnej podczas eliminacji to od paru lat standard. Zawsze liczymy na awans do wielkiej imprezy, a od 2008 roku dostajemy baty od drużyn, które jeszcze za czasów Krzynówka i Dudka zjedlibyśmy na śniadanie. Słynne Euro***erdole to także kawał historii w polskiej piłce. Słowa: Karabach, Levadia, Żalgiris, Stjarnan kiedyś były jakąś egzotyką, dziś zna je każdy kibic. Wszystkie te klęski to właśnie frajerstwo, skutek minimalizmu, ale pośrednio także pech. Z jednej strony można powiedzieć, że Wisła, czy Lech powinny rozprawić się szybko z takimi słabeuszami, ale z drugiej strony dręczą nas myśli powtarzane przez mózg: „gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka…”
O gigantycznym pechu może mówić warszawska Legia. Sportowo zdecydowanie pokonała szkocki Celtic 6:1 i już była w IV rundzie el. Ligi Mistrzów. Jak więc nazwać to, co stało się przez błąd kierownictwa Mistrzów Polski. Fakt, jest to skandal, jest to coś niedopuszczalnego i niebywałego nawet w skali światowej, jednak dla mnie kibica oraz dla samych piłkarzy jest to pech. Tak to należy nazwać. O wielkim pechu może mówić Robert Kubica. Przez wypadek w 2011 roku na stałe rozstał się z Formułą 1, w której był jedną z największych gwiazd. Teraz ściga się w WRC, gdzie już nie zdobędzie takiej popularności ani takich pieniędzy. Ile Kubica stracił chwały jako sportowiec oraz pieniędzy? Chyba sam tego nie chce liczyć. Adam Małysz versus Simon Ammann. Wszyscy znamy tę historię, która podczas Igrzysk Olimpijskich zawsze kończyła się happy endem dla Szwajcara. To przez „Harryego Pottera” skoków narciarskich Małysz nie zdobył jedynego brakującego medalu w swojej pięknej karierze. O ile w Vancouver Ammann mógł mieć minimalnie lepszą formę, to czy w Salt Lake City też tak było? Czy może tam nie zadecydowały niższe noty dla skoczka z Wisły po tym, jak w dziurę wpadła mu lewa narta? A Marcin Dołęga na Igrzyskach w Londynie? Nie można powiedzieć, że jego klęska to skutek braku formy, czy złego przygotowania do Igrzysk. Trema, za duże naładowanie, no po prostu pech.
Czy tak samo nie można określić wczorajszego występu naszej młodzieżówki? Jako pecha? Ktoś powie: żaden pech! Grecy naciskali cały mecz i wygrali zasłużenie. – Zgadza się, cały mecz grali lepiej, a nasi młodzieżowcy nie przypominali tych walczaków co wcześniej. Jednak zastanówmy się co by było, gdyby (znowu to słowo), inaczej potoczyło się kilka sytuacji. Przy pierwszej bramce w 12. minucie meczu do piłki szybciej wychodzi Szumski i likwiduje jakiekolwiek zagrożenie. Piłka w pole karne leciała chyba całą wieczność więc nasz bramkarz spokojnie mógł ją złapać. W 85. minucie Kacper Przybyłko trafia na pustą bramkę i mamy wynik 1:2. Z tego Grecy już by się nie podnieśli i raczej stracili by ochotę do gry. Minutę później faulowany został grecki zawodnik i arbiter spotkania wskazał „na wapno”. Tyle tylko, że faul miał miejsce pół metra przed polem karnym! Jak taki stan rzeczy i taką porażkę nazwać? Było tyle boiskowych sytuacji i wystarczyło, że jedna z nich spełniłaby się, a wynik meczu prawdopodobnie byłby inny. Na domiar złego w tabeli wyprzedziła nas Szwecja, która strzeliła zwycięskiego gola w piątej minucie doliczonego czasu gry. To jest właśnie pech.
Warto dodać, że Polska U-21 wystąpiła bez najlepszego gracza i króla strzelców eliminacji, Arkadiusza Milika. Ten bowiem miał zadanie z samej centrali na „ważniejszy” mecz z amatorami z Gibraltaru. Pierwszy front go wzywał więc gracz Ajaxu stawił się na ten rozkaz, aby wypełnić narodową misję. Ta została wykonana, jednak Milik był nie był w niej nawet statystą. Zagrał poniżej oczekiwań i nic swoją grą pozytywnego nie wniósł. Tymczasem młodzieżówka potrzebowała go chyba jak nigdy wcześniej…
***
Mimo tego wszystkiego my kibice nadal mamy nadzieję. Wierzymy, mniej lub bardziej, zawsze mimo tego, że jesteśmy świadomi tego jak wielkie rozczarowanie może nas czekać. Mamy dość pięknych porażek, zwycięskich remisów tylko chcemy realnych tryumfów. Na każdej płaszczyźnie.
Choć jak teraz sobie przypomnę, to przecież sami potrafimy kreować tryumfy! I to jakie! Przecież od ponad tygodnia w mediach mówi się, że pewien Polak podbije Stary Kontynent. I to realnie, jego pozycja będzie bardzo ważna dla losów Europy, a Polacy tylko na tym zyskają. Nareszcie stajemy ponad innymi narodami. Mimo ogromnego długu publicznego, bezrobocia, mimo tego, że mało co funkcjonuje u nas jak należy i nie wiadomo nawet, czy kasa, którą odkładamy na starość do nas wróci. Co z tego! Nasz człowiek coś osiągnął i powinniśmy być wszyscy z tego dumni. A kto tak nie uważa ten się nie zna i jest antypatriotą! Przecież media nie mogą się mylić, czyż nie?
***
kończąc “Plamy na słońcu”:
“Czy doczekam Ligę Mistrzów wygra Legia albo Lech?”