Piłkarskie szachy we Wrocławiu. Derby Dolnego Śląska na remis

Aktualizacja: 3 lut 2022, 10:40
3 kwi 2019, 10:08

To był mecz z gatunku tych, które można spokojnie wymazać z pamięci. Podczas spotkania miało się ochotę wyjść i wyrzucić bilet / karnet do pobliskiego kosza. Derby Dolnego Śląska były tak nudne, że kibice mogli jedynie głęboko westchnąć i powiedzieć: „ale bym obejrzał takie Podbeskidzie z Łęczną”.

Jeżeli popatrzymy w statystki tego spotkania, to mogłoby się wydawać, że we Wrocławiu mieliśmy zacięty i wyrównany mecz. Obie ekipy oddały 27 strzałów, z tego 11 celnych. Miedź dłużej utrzymywała się przy piłce. Śląsk stworzył minimalnie więcej sytuacji bramkowych. Ładnie to wygląda na papierze – no właśnie papier wszystko przyjmie. W rzeczywistości w pierwszej połowie mieliśmy festiwal badziewiactwa i zagrań godnych Ekstraklasy… wróć co najmniej B Klasy (nic nie ujmując oczywiście nikomu i niczemu). Nie jedno już widzieliśmy na naszych boiskach, ale od tego co pokazywali piłkarze w pierwszych 20 minutach, aż oczy bolały. Emocji było tyle, że zastanawiam się jak ktoś, leżąc na kanapie, przed telewizorem po prostu nie zasnął…

W pierwszych 45. minutach nie działo się nic spektakularnego. Dużo strat, niedokładnych zagrań, walka w środku pola. Miedź mimo to sprawiała lepsze wrażenie. Częściej utrzymywała się przy piłce, próbowała rozgrywać, jednak brakowało przyspieszenia akcji. Wszystko było grane zbyt wolno, statycznie. Można było odnieść takie wrażenie, że plan gości był prosty. Piłka miała zostać dostarczona do Forsela, a on miał po prostu uderzyć na bramkę. W meczu z Lechem podziałało. Tutaj owszem, ale… takich uderzeń oddał chyba z 4 lub 5 w pierwszej połowie. Wszystkie bardzo niecelne. To był jedyny pomysł Miedzi, aby pokonać Śląsk.

A gospodarze wyglądali na kompletnie zagubionych. Jakby oczekiwali, że przyjadą przyjaciele z Legnicy, położą się i znów gładko wsadzimy pięć bramek. Otóż niekoniecznie. W środku pola szarpał Chrapek. „Szarpał” to za dużo powiedziane. Miał momenty, kiedy mu się chciało biegać i momenty kiedy kompletnie uciekał od piłki i od podań. W drugiej części biegał już nawet po skrzydle, byleby nie być rozgrywającym. Łabojko trochę bardziej aktywniejszy. To właśnie on miał najlepszą okazję do zdobycia bramki. Po podaniu od Celebana w polu karnym, stanął oko w oko z Kanibołockim, ale trafił prosto w bramkarza gości.

Na skrzydłach Musonda jak zawsze biegał, starał się, jednak niewiele z tego wynikało. Piłka bardzo często mu uciekała, odskakiwała, albo po prostu przegrywał pojedynek 1 na 1 z obrońcą. W drugiej połowie za to ciągle uderzał – przeważnie wychodziło niecelnie, a jak już udało się trafić w światło bramki, to bramkarz gości tylko się uśmiechnął i spokojnie chwytał piłkę.

Z drugiej strony Gąska był kompletnie zagubiony. Widać, że pozycja skrzydłowego, w tym meczu kompletnie mu nie leżała. Do tego odcięty od piłki Robak, za którym cały mecz jak cień chodził Augustyniak. Piech też nie potrafił wciąż ciężaru gry na siebie.

W przekroju całego spotkania to Miedź miała lepsze okazje do zdobycia bramki. Po pierwsze: Aleksandar Miljkovic, który fantastycznie uderzył. Jeszcze lepszą interwencją i refleksem popisał się Jakub Słowik.

Druga groźna sytuacja to kontra z końcówki, zapoczątkowana przez… fatalne zagranie Mateusza Hołowni przed polem karnym rywali. Camara odegrał na prawo do Fabiana Piaseckiego, ten uderzał, jednak z sygnalizowanej pozycji. Słowik spokojnie sobie poradził. Była jeszcze niecelna przewrotka Camary. Efektownie wyglądała, zabrakło bardzo niewiele.

Ostatecznie gol nie padł dla żadnej ze stron, mimo że w końcówce akcja przenosiła się już z jednej połowy na drugą. To jednak nie ratuje ogólnego obrazu meczu: jedni i drudzy nie będą narzekali na wynik. Za to kibic – nudził się jak mops. Miarą tego niech będzie sytuacja z przerwy. Pierwsze brawa na stadionie usłyszeliśmy nie za sprawą piłkarzy, a za sprawą jednego z kibiców gospodarzy, który postanowił oświadczyć się swojej wybrance. Powiedziała… TAK! Gratulujemy! To było zdecydowanie najciekawsze wydarzenie wczoraj, na stadionie we Wrocławiu.

Trener Miedzi Legnica, Dominik Nowak troszkę przemeblować swoją jedenastkę, w porównaniu do meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Do składu wskoczyli: Miljković, Osyra, Pikk i Ojamaa. Na ławce usiedli: Musa, Zieliński, Roman i Fernandez. Można powiedzieć, że zmiany podziałały, bo Miedź nie przegrała. Ponad to była bliższa zwycięstwa.

– Podsumowując wynik spotkania – uważam go za w pełni sprawiedliwy. Były fajne fazy jeżeli chodzi o nasz zespół i dobra kontrola jeżeli chodzi o ten bardzo ważny element, który ostatnio pokutował, czyli przejścia z ataku do obrony. Mądrze taktycznie, muszę pochwalić zespół. Wszyscy realizowaliśmy założenia […]. Jesteśmy zadowoleni z faktu, że nie straciliśmy bramki. Grając na wyjeździe zdobyliśmy tej wiosny pierwszy punkt. Dalej ta ciężka jeżeli chodzi o utrzymanie walka będzie nas czekać. Po wtorkowym meczu jestem z zespołu bardzo zadowolony. Zawodnicy włożyli maksimum jeżeli chodzi o siłę. Nie tylko chodziło o determinację, ale mądrość, a ona była też widoczna jeżeli chodzi o realizację założeń taktycznych – mówił po zakończeniu spotkania Dominik Nowak.

Podobne zdanie na temat tego miał szkoleniowiec Śląska Wrocław.
Myślę, że to był sprawiedliwy wynik. Mecz bez bramki nie jest dobry dla kibiców. Trochę mi brakowało energii z naszej drużyny. U nas pierwsza połowa była niedobra, brakowało nam jakości. Druga połowa była lepsza. Co było dobre, to organizacja gry w defensywie. Nie straciliśmy gola, ale w ofensywnie brakowało większej jakości – podsumował Vitezslav Lavicka.

Typowe derby przyjaźni!

 

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA