Chyba nie było przedwczoraj osoby, która po tym jak w finale Eder pięknym strzałem zza pola karnego dał wygraną Portugalii, nie uśmiechnęła się pod nosem i mruknęła: „Nas Portugalia nie ograła”.
Dokładnie. Jesteśmy jedną z nielicznych ekip, która w fazie pucharowej mistrzostw nie dała się pokonać Mistrzom Europy. Ta sztuka udała się niemal wszystkim ale na nas Portugalczycy potrzebowali aż 120 minut i rzutów karnych aby awansować dalej.
Ronaldo i spółka w fazie pucharowej tylko raz nie wygrali przez 90 lub 120 minut. Z kim? Z tymi, którzy dostarczyli nam pełno emocji, którzy sprawili, że poczuliśmy się jak kibice solidnej kadry, która nawiązuje walkę z każdym, a nie jest chłopcem do bicia i modli się o jak najmniejszy wymiar kary.
Kurz po Euro opadł albo prawie opadł. Mamy dość niespodziewanego mistrza, mieliśmy kilka niespodzianek, kilka razy nas negatywnie zaskoczono i my jako Polacy czujemy po Euro dumę i głowy możemy mieć śmiało podniesione wysoko. W końcu osiągnęliśmy wynik lepszy niż chociażby stawiana w gronie faworytów Anglia, mocna Szwecja, czy zawsze nieobliczalna Rosja.
Ci co czytają ten artykuł raczej oglądali mecz Polaków z Portugalią, choć może przez pewien złocisty napój pamięć o nim jest w mniejszym lub większym stopniu ograniczona. W każdym razie chodzi o to, że byliśmy dla graczy z Półwyspu Iberyjskiego przeciwnikiem równorzędnym. Te 120 minut gry mogło się zakończyć naszą wygraną gdyby tylko bardziej sprzyjało nam szczęście. Ostatnio Cracovia przegrała w eliminacjach LE z jakimiś pasterzami z Macedonii. W meczu z Mistrzami Europy to my mieliśmy być takimi pasterzami do zlania a suma sumarum bliżej było nam do takich pasterzy jak ograli faworyzowaną ekipę z Krakowa.
Reasumując cieszmy się, bo piłkarsko bliżej nam do Mistrzów Europy niż tak jak do tej pory, II świata.