Po jedenastu meczach bez wygranej z rzędu, Wisła Kraków w ostatnim tegorocznym pojedynku przed własną publicznością zrobiła im, jak i sobie, spory prezent pod choinkę. Krakowianie pokonali lidera – Pogoń Szczecin 1-0 po bramce Lukasa Klemenza.
Początkowe minuty wyglądały tak, jak tabela ligowa. Portowcy konstuowali akcje, podczas gry Wiślacy czekali na ataki z kontry. Dopiero po 26 minutach obejrzeliśmy pierwsze zagrożenie ze strony gości, Adam Buksa uderzył z narożnika pola karnego, zrobił to jednak niedokładnie i futbolówka minęła cel. Trzy minuty później bramkę na koncie powinien mieć David Stec, prawy defensor strzelał dwukrotnie, zabrakło jednak skuteczności. Po dwóch kwadransach do głosu doszli też ci, którzy powinni sobie tym meczem coś udowodnić. Z dalszej odległości szansy spróbował Maciej Sadlok, jednak dla Dante Stipicy takie próby nie są dużym wyzwaniem bramkarskim. W 39. minucie Wisła niespodziewanie objęła prowadzenie na własnym terenie, jej ataki były co prawda szybkie i groźne, ale tylko do obrębu pola karnego Pogoni. Tym razem, po stałym fragmencie gry piłkarze Białej Gwiazdy mogli się cieszyć z prowadzenia. Po dość niskim kornerze wykonanym przez Jakuba Błaszczykowskiego, do piłki po koźle dopadł Lukas Klemenz, który strzałem zza pleców dał wynik 1-0 dla Wisły. Kop motywacyjny był, kibice ryknęli, krzyknął też Błaszczykowski, widać było jak wiele znaczyło to trafienie przeciwko liderowi PKO Ekstraklasy. Tuż przed końcem pierwszej połowy okazję miał jeszcze rozpędzony niczym pendolino z Warszawy Centralnej do Krakowa Michał Mak, niestety dla niego piłka pomknęła obok słupka. Do szatni obie ekipy schodziły do szatni przy prowadzeniu ekipy z Krakowa.
Druga część gry wyglądała podobnie, jak pierwsze 30 minut spotkania, Pogoń biła głową w mur, a kiedy mur pękał, był do pomocy Buchalik, albo po prostu brakowało szczęścia w celności uderzeń. W 60. minucie bardzo bliski gola był Srdjan Spiridonović, którzy strzałem z rzutu wolnego dosłownie otarł futbolówką o słupek, wystraszony zdawał się być Michał Buchalik z wciąż czystym kontem w tym spotkaniu. Dziesięć minut przed końcem doskonale Michalisa Maniasa w polu karnym wypatrzył Adam Frączczak, jego próba także minęła światło bramki. Ostatnie zagrożenie w tym meczu stworzył Paweł Brożek, który niczym młody, obiecujący talent po podaniu od Błaszczykowskiego pomknął za piłką wyprzedzając wyglądających na świeższych defensorów Pogoni, akcję zakończył strzałem, lecz tylko obok bramki Stipicy. Finalnie Wisła Kraków pokonała u siebie 1-0 Portowców, czym naprawiła humory sobie, kibicom i zarządowi, oraz przerwała jedną z najczarniejszych serii przegranych spotkań w historii tego utytułowanego klubu.