[POLSKA vs ŁOTWA] Mamy więcej szczęścia niż rozumu! Wygrywamy po bardzo słabym spotkaniu

24 mar 2019, 22:53

Polska podejmowała na stadionie narodowym reprezentację Łotwy. Podopieczni Jerzego Brzęczka wygrali to spotkanie 2:0. Patrząc na sam wynik, już można mieć obawy. Oglądając mecz, można było dostać zawału i palpitacji serca. Mecz bardzo, bardzo słaby, mimo to trzy punkty zostają w Warszawie.

Początek spotkania w wykonaniu naszej reprezentacji mocno apatyczny. Nie mogliśmy wymienić kilku podań. Próbowaliśmy grać głównie długie piłki, pomijając linie pomocy. Goście od początku podeszli wysokim pressingiem. Od początku grali bez kompleksów. Przegrali pierwsze spotkanie w eliminacjach, więc musieli zaryzykować i próbować za wszelką cenę strzelić pierwszą bramkę, aby zyskać pewność. Do tego grali bardzo pewnie w obronie.

Już w 2. minucie Łotysze po raz pierwszy celnie uderzyli na naszą bramkę. Próbował Gutkovskis. Huknął z okolic 20. metra. Piłkę odbił Wojciech Szczęsny. Chwilę później strzelał Rakels z rzutu wolnego. Piłka minęła prawy słupek bramki Szczęsnego. W ósmej minucie kolejny celny strzał Łotyszów. Rozpędzali się goście, a nasi reprezentanci nawet nie przemieścili piłki pod ich pole karne. Nie wyglądało to dobrze przez pierwsze 10. minut. Polacy grali zbyt wolno. Mało było szybkich zagrań, z pierwszej piłki. W środku pola praktycznie nie istnieliśmy.

Nadeszła 13. minuta kiedy to próbowaliśmy rozegrać piłkę przed polem karnym gości. Strzelał Piątek, został zablokowany. Z rzutu rożnego też nic nie wyszło. Do tego Reca faulował w taki sposób, że nic tylko się śmiać… Odepchnął zawodnika rywali w polu karnym, licząc na to, że ten przez przypadek nie trafi w piłkę… Chwilę później sam oberwał w twarz. Cóż, oliwa sprawiedliwa.

Krychowiak miał problemy nawet z przyjęciem piłki. Klicha w środku pola nie było, dosłownie. Grzegorzowi udało się czasami odebrać piłkę. Po jednym z odbiorów Lewy ruszył na bramkę rywali. Uderzył zza pola karnego dość mocno, ale równie niecelnie. Jedyne momenty, kiedy stwarzaliśmy jakiekolwiek, głównie teoretyczne zagrożenie pod polem karnym Steinborsa, to stałe fragmenty gry. Z nich też niewiele wynikało przez pierwsze 20 minut.

Chwilę później tragicznie poślizgnął się Glik i Łotysze ruszyli z kontrą 2 na 1. Pomimo, iż Rakels wyszedł z Ekstraklasy, Ekstraklasa z niego ewidentnie nie. Podał fatalnie i po akcji. A szansa była naprawdę dobra.

Polacy próbowali akcji skrzydłowych. Mało było rozgrywania, gry kombinacyjnej. Raczej proste środki, w stylu wrzutki w pole karne, trochę na aferę i liczenie na to, że albo Piątek albo Lewandowski coś z tym zrobią. Problem w tym, że 99% dośrodkowań skutecznie omijało naszych napastników. Łotysze byli dobrze ustawieni. Grali bardzo konsekwentnie. Spokojnie i cierpliwie budowanie swoje akcje. Przede wszystkim bardzo dobrze się ustawiali i skutecznie przerywali nasze ataki.

W 25. minucie kapitalnym podaniem nagle popisał się Krychowiak. 40-metrowa laga dotarła do Lewandowskiego, który znalazł sobie trochę miejsca w polu karnym. Świetnie zgasił piłkę, oddał strzał z obrońcą na plecach, ale wprost w bramkarza. Jeszcze Piątek próbował wymusić rzut karny. Zanurkował niczym Suarez. Dostał żółtą kartkę i słusznie.

Im dalej w las, tym więcej „próby kombinacyjnej gry”. Na małej przestrzeni przed polem karnym. Tym razem Piątek do Lewego, jednak ten za mocno wypuścił sobie piłkę i nic z tej akcji nie wyszło. Dopiero w okolicach 30. minuty zaczęliśmy stwarzać sytuacje, próbować grać z pierwszej piłki, przyspieszać akcje. Ale dalej to były tylko próby Lewandowskiego, Piątka czy też Zielińskiego. Dość mozolne i do tego nieudane.

W 35. minucie piłka zagrana w pole karne. Dośrodkowanie zamykał Lewandowski. Próbował chytrym strzałem, z krótkiej nogi po długim słupku. Piłka trafiła w obramowanie bramki. Chwilę później Grosicki wrzucił piłkę na głowę Piątka. Było blisko, ale wciąż daleko. Zbyt daleko.

Łotysze spokojnie się bronili. Ale jak trzeba to poszli do przodu. Rakels i Gutkovskis zdążyli oddać po celnym strzale na naszą bramkę. W przeciągu 2 minut. Ten drugi był w całkiem dobrej sytuacji. Wpadł z piłką w pole karne, ale uderzył słabo, w środek bramki.

I znów wrzutka Kędziory, chyba pierwsza celna. Wreszcie znalazł swojego kolegę w polu karnym. Lewy przyjął na klatkę, uderzył, wprost w obrońce. Blok defensywny gości spisywał się bez zarzutu. Polacy wyglądali jakby kompletnie nie mieli pomysłu na to, jak przedrzeć się przez zasieki Łotyszy. Wrzutki nic nie dały. „Kombinacyjna” gra też nie. Laga do przodu jeszcze gorsza, niż te wrzutki. Jedyne momenty, kiedy było „jakby groźnie” to po przejęciu piłki i próbie szybkiego ataku, albo po prostu przez przypadek…

Brakowało dokładności, pomysłu, składnych akcji. Środek pola nie istniał. Nie gramy w piłkę nożna, a raczej w grę „piłka parzy”. Każdy z naszych reprezentantów gra na alibi. W pierwszej części zagraliśmy wielkie g…. bardzo, bardzo słaby mecz.

Druga połowa zaczęła się od bardziej zdecydowanych ataków. Próbował Grosicki, potem Lewandowski. Najpierw na drodze piłki, po strzale Grosickiego, stanął Steinbors, następnie obrońca gości, po tym jak próbował Lewandowski.

Pierwsze dobre i celne dośrodkowanie w pole karne, z rzutu wolnego. Uderzał Piątek i wreszcie Steinbors musiał się wyciągnąć, aby obronić uderzenie naszego napastnika. Trochę większa aktywność w środku pola, czy to Zielińskiego czy to Krychowiaka. Przyniosło to kolejny rzut wolny, po faulu na tym pierwszym. Ale dalej brak realnego zagrożenia bramki gości.

W 56. minucie Zieliński uderzał z 16. metra, wysoko ponad bramki. Nic nam, póki co nie wychodzi w tym spotkaniu. Łotysze wykorzystują naszą nieporadność. W 58. minucie Kędziora zaspał. Zamiast zasuwać za rywalem, który bardzo dobrze wyszedł do podania prostopadłego, wolał podnieść rękę i liczyć na to, że sędzia boczny zrobi to sami. Nic z tego. Karasauskas pognał na naszą bramkę, startując z okolic 40-metra od naszej bramki. Dobrze, że gość zbyt dynamiczny nie jest. W pole karne zdążył dobiec. Na szczęście Glikowi chciało się gonići w ostatniej chwili wślizgiem ratował sytuacje. Skończyło się na rzucie rożnym, po którym musiał interweniować Szczęsny, bo skończyło by się stratą bramki.

Polacy próbowali odpowiedzieć. Całkiem niezłe dośrodkowanie w pole karne Krychowiaka. Do piłki doszedł Grosicki i Steinbors na raty, ale złapał piłkę przed linią bramkową.

W 63. minucie pierwsza zmiana w naszej kadrze. Boisko opuścił Klich, który zagrał tak fatalnie, jakby go w ogóle na boisku nie było. W jego miejsce Jakub Błaszczykowski.

Nie udało się wrzutkami, to może wreszcie spróbujemy prostopadłych zagrań. Lewandowski do Piątka. Ten minął bramkarza, ale nie starczyło miejsca, aby precyzyjnie uderzyć. Tylko boczna siatka.

Dariusz Szpakowski: „Nasi zawodnicy się przewracają, chociaż utrzymujemy się przy piłce„. Kolejny cytat na dziś, poprzedzający „pocisk” Arkadiusza Recy: „Doceniam to, że walczy„.  Albo: „Ruszamy z kontrą„, w momencie, kiedy czterech Polaków, wychodzi na siedmiu Łotyszy. Tak ten mecz podsumujmy, przynajmniej na kwadrans przed końcem. Zostało 15. minut nadziei.

MAMY BRAMKĘ! „Czekaliśmy, czekaliśmy i mamy„. Szpakowski przed chwilą stwierdził, że Reca nadaje się na ławkę, a ten jakby usłyszał. Zgarnął piłkę po przeciągniętym dośrodkowaniu. Wrzucił ponownie w pole karne, wprost na głowę Roberta Lewandowskiego, a ten pakuje piłkę do siatki. Uffff! Co za kamień z serca. Steinbors wreszcie pokonany. Męczarnie, oczy krwawią… Mamy więcej szczęścia, niż rozumu.

W 83. minucie boisko opuszcza „Grosik”. W jego miejsce Przemysław Frankowski. Ponownie Dariusz Szpakowski w akcji: „Trzeba zabezpieczyć, tę lewą stronę, gdzie gra niedoświadczony Reca.

No i Frankowski zaliczył babola roku, 60. sekund po tym jak wszedł na boisku. Świetnie wszedł w pole karne Lewandowski, wyczekał i dograł do Frankowskiego, na pustaka! Ten trafił w Steinborsa z odległości dwóch może trzech metrów… DRAMAT!

Rzut rożny: GOL! Glik bardzo dobrze poszedł na piłkę i podwyższył prowadzenie. Za dużo nerwów, za dużo błędów, ale trzy punkty będą. W najśmielszych przewidywaniach nie oczekiwaliśmy takiego meczu!

Na ostatnie minuty na boisku pojawił się Arkadiusz Milik, w miejsce Krzysztofa Piątka. W sumie niezły mecz „El Pistolero”. Próbował, walczył, starał się. Jako nieliczny oddał chociaż celny strzał na bramkę gości.

Milik, chwilę po wejściu wywalczył rzut wolny, ale Lewandowski uderzył wysoko nad bramką.

Tak to podsumujmy:

Bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu. Druga połowa lepsza niż pierwsza. I wynika to tylko z tego, że musieliśmy wygrać, że porażka byłaby totalną kompromitacją, że graliśmy na narodowym, że Łotyszom dziś zabrakło trochę szczęścia, precyzji, determinacji. Pierwsza bramka podcięła im skrzydła, Nam dała pewność. Inkasujemy 3. punkty, ale w stylu który pozostawia wciąż bardzo dużo do życzenia. Scenariusz z 2002 roku się nie powtórzył, ale było blisko, niebezpiecznie blisko…

https://twitter.com/Hubert_Michno/status/1109930584837636096

 

 

 

 

 

 

 

 

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA