Rafał Sonik dla Polski-sport.pl: Bo Rajd Dakar to życie w pigułce. Na Dakarze tak jak w życiu, nie możesz się wycofać gdy idzie nie po Twojej myśli

Aktualizacja: 7 kwi 2017, 17:42
7 kwi 2017, 13:25

Gdybym chciał Pana przedstawić powinienem powiedzieć pan Rafał Sonik przedsiębiorca i kierowca rajdowy? Jak Pan sam siebie określa?

Ktoś kiedyś o mnie powiedział „człowiek renesansu”. Moim zdaniem jest to zbyt górnolotna opinia. Jednak jeżeli miałbym siebie określić w krótkich słowach, to biorąc pod uwagę szerokie działania w kilku obszarach mogę powiedzieć o sobie, że się spełniam. Inną definicją mojej osoby jest zdanie byłej wspólniczki, która napisała po kilku latach „I see you’re enjoying life and doing good things”. Czyli można powiedzieć, że jestem człowiekiem, który cieszy się życiem i robi dobre rzeczy.

W swym siódmym dakarowym starcie Rafał Sonik wygrał rywalizację wśród quadowców. Zwycięstwo nadeszło we właściwym momencie

W tegorocznej edycji Rajdu Dakar ukończył Pan rywalizację na najgorszym dla sportowca czwartym miejscu. Rzeczywiście czwarte miejsce jest tym najgorszym?

To byłoby złe miejsce, gdyby oceniać je jako pojedyncze wydarzenie w moim życiu sportowym. Przyjechałem wygrać, dojechałem czwarty, więc można by powiedzieć, że poniosłem porażkę. Jednak wychodzę z założenia, że na wynik należy patrzeć z trochę szerszej perspektywy. Jestem zwycięzcą Rajdu Dakar, więc w teorii każde inne miejsce niż pierwsze wydaje się porażką. Jednak każdy z dziewięciu dotychczasowych startów czegoś mnie nauczył, bo Dakar to „życie w pigułce”. Co roku startując w tym najtrudniejszym rajdzie świata, zdobywałem nowe doświadczenia, by w końcu w 2015 roku wygrać całą rywalizację wśród quadowców. Nie chciałbym, aby zwycięstwo przyszło wcześniej. Do wszystkiego musiałem dojrzeć. Oczywiście każdy z nas chciałby zawsze wygrywać. Jednak jeżeli to się nie udaje, nie ma powodu, by się denerwować czy poddawać. Należy cieszyć się z zebranego doświadczenia i iść do przodu, do celu, wykorzystując to, czego dotychczas się nauczyliśmy.

Rafał Sonik nagradza tych którzy pomagają, aby pokazać, że dobro wraca

Lubi Pan pomagać? Dlaczego warto pomagać?

Tak, lubię pomagać. Jednak nie chcę, by określano mnie filantropem, bo dla mnie bycie filantropem to przywilej. Dlaczego? Ponieważ w dzisiejszych czasach każdy by chciał jak najwięcej zjeść. Zarówno w znaczeniu dosłownym, jak i w przenośni. Każdy chciałby mieć wszystko lepsze – lepszy samochód, lepsze mieszkanie, lepsze życie. I to jest dobre, bo pcha nas do rozwoju. Prawdziwa pomoc nie polega jednak na tym, że dajemy innym, to co nam zostało, ale gdy dajemy im część tego co mamy. Co więcej nie polega ona wyłącznie na wsparciu finansowym. Musimy wyjść ze swojej strefy komfortu i ofiarować komuś to, czego ten ktoś potrzebuje. Wcale nie muszą to być środki finansowe.

Bo tak, jak już wspomniałem pomagać może każdy i można to robić na różne sposoby. Oczywiście najczęściej przybiera ona postać materialną, ale nie tylko. W konferencji, na której ogłoszono kwotę, jaką zebrała w tym roku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, wzięła udział m.in. trójka dzieci: Łukasz, Amelka oraz Aleks. Z Łukaszem miałem przyjemność spotykać się po raz kolejny. W 2015 jeździliśmy razem quadem na Przystanku Woodstock. Podczas spotkania na wspomnianej konferencji zaproponowałem rodzicom tych dziewczynek, że jeśli się zgodzą, zabiorę dzieci w lot helikopterem nad Warszawą. Zgodzili się. Po co to zrobiłem? Aby te dzieci, które tak bardzo zaangażowały się w pomoc innym, zobaczyły, że dobro wraca. One pomogły potrzebującym – zostało to dostrzeżone i w pewien sposób docenione. To może być impuls dla ludzi, którzy pomagają, że warto to robić.

Rafał Sonik od lat wspiera działania WOŚP. W tym roku wystawiony na licytację quad zasilił konto Orkiestry kwotą 150 000 zł

Czy rozpoczął Pan operację „Dakar 2018”?

Jak najbardziej. Przygotowania do przyszłorocznego rajdu są już w toku. Zaczęły się już na mecie tegorocznej edycji. Jestem umówiony z organizatorami na spotkanie, w celu omówienia błędów, jakie zostały popełnione podczas tegorocznej edycji Rajdu Dakar. Cały czas trenuje, zarówno pod kątem Dakaru, jak też sezonu Pucharu Świata, który rusza w tym tygodniu. Jest to nie tylko trening na quadzie. W zasadzie jest to głównie trening ogólnorozwojowy, a na quadzie spędzam może 20% czasu poświęconego na przygotowania.

W przyszłym roku wystartuje Pan w swym jubileuszowym, dziesiątym Rajdzie Dakar. Czuje się Pan weteranem?

Tak, ale w tym dobrym tego słowa znaczeniu. Doświadczam czegoś, o czym marzy wielu i chciałbym się dzielić tym dakarowym doświadczeniem z innymi. Dotychczasowym problemem było jednak to, że nie miałem z kim. Owszem zgłaszali się do mnie różni ludzie, którzy chcieli wystartować w Rajdzie Dakar i chcieli, bym im pomógł. Jednak by jechać w tym najtrudniejszym rajdzie, potrzebne są pewne określone cechy. Dopiero po kilku latach udało mi się znaleźć takiego zawodnika, w którego warto zainwestować. Jest to tylko nie kwestia osoby, w którą mam zainwestować swój czas i doświadczenie, ale również kwestia otoczenia tego sportowca. I wszystkie te cechy spełnia Kamil Wiśniewski. By wystartować w Dakarze, trzeba być spokojnym, wyważonym i dojrzałym. Takie właśnie cechy wynikające, zarówno z charakteru, ale też doświadczeń życiowych posiada Kamil, któremu przekazuję swoje doświadczenia. Zatem bycie weteranem to przywilej, który pozwala dzielić się swą wiedzą z innymi sportowcami i pasjonatami.

Pomagam również Maciejowi Berdyszowi, mikro przedsiębiorcy z Wysp Brytyjskich, dla którego rajdy terenowe to treść życia. Myślę, że nie będzie przesadą i Maciek się nie obrazi, gdy powiem, że nauczyłem go prawie wszystkiego, jeżeli chodzi o sporty motorowe. Mogę go nazwać prawdziwym dakarowcem. Dlaczego? Dwukrotnie odpadł z rywalizacji, ale za każdym razem jechał aż do mety z rajdową karawaną. Tylko taki sportowiec może zostać prawdziwym dakarowcem. Wypadł z rywalizacji, ale nie pojechał do domu, tylko dojechał do mety, by nabrać doświadczenia, nauczyć się tego rajdu. Jest to namacalny przykład na to, że Dakar to życie w pigułce. Trzeba walczyć do samego końca – do mety i tak ja życiu, gdy nam się nie wiedzie, nie możemy powiedzieć „do widzenia” i wyjść.

Jak zmienił się sam rajd na przestrzeni tej niemalże dekady?

Największe zmiany zaszły w ciągu ostatnich dwóch lat. Rajd wjeżdża w coraz wyższe góry i przekształca się z pustynnego w górski. Zatem w Dakarze pojawiły się elementy, o których występowaniu jakiś czas temu nikt by nie pomyślał  – mróz, śnieg czy błoto. I jest to coś, co nie podoba mi się we współczesnym Dakarze. Kolejną rzeczą, jaka zmieniła się na przestrzeni tej niemalże dekady moich startów, są dystanse. Kiedyś nie do pomyślenia było, pokonywanie 1000km jednego dnia, a teraz powoli staje się to normą. Problemy z pokonywaniem takich dystansów mają nie tylko zawodnicy rywalizujący na trasie, ale też obsługa – zespoły serwisowe i dziennikarze. Zdarzają się sytuację, kiedy na biwakach sami musimy dokonywać napraw w naszych quadach, bo ciężarówki serwisowe są jeszcze w drodze. Na jednym z etapów sam dotarłem na biwak o godzinie 00:57, podczas gdy limit, pozwalający dalej brać udział w rywalizacji, mijał o godzinie 1:00. Kolejnym elementem, który się zmienił na gorsze, są warunki na obozach między etapami. Tego, co naprawdę dzieje się na Dakarze, nie zobaczymy w telewizji, ponieważ helikoptery telewizyjne nie dolecą w najbardziej odległe o najtrudniejsze miejsca. W ten sposób organizator dba, aby w mediach nie było ciemniejszej strony rajdu.

O sukcesie Rafała Sonika w Rajdzie Dakar 2009 zdecydowały doświadczenia z lat ’70 i ’80 ubiegłego wieku

W swym debiucie w 2009 dojechał Pan do mety na trzecim miejscu. Mimo, że Pana koledzy z teamu – Jacek Czachor i Marek Dąbrowski – jak i inni startujący nie dawali Panu większych szans nawet na ukończenie rywalizacji. Co sprawiło, że już w pierwszym swym starcie osiągnął Pan tak dobry wynik?

Taki wynik, osiągnąłem dzięki niewykrytemu wcześniej genowi, który ja nazywam genem dzielności. Mają go wszyscy Polacy, którzy przeszli komunizm, socjalizm i stan wojenny, kiedy to pokonywanie trudności było chlebem powszednim. I właśnie to doświadczenie radzenia sobie z trudną rzeczywistością, które praktykowałem w latach ’70 i ’80 pomogło mi w pierwszym starcie w 2009, gdy brakowało mi dakarowego „objeżdżenia”. Wspomnienia i nauka wyniesiona z lat młodości, spędzonej w kraju Europy Wschodniej sprawiło, że codziennie dzielnie walczyłem by dojechać do mety.

Gdy 2007 i 2008 roku ponownie sięgnął Pan po Mistrzostwo Polski pojawiła się myśl by powalczyć o coś większego skoro polski szczyt już Pan osiągnął. O czym teraz myśli, jakie ma plany sportowe Rafał Sonik zawodnik który czterokrotnie kończył rywalizacje Quadowców w Rajdzie Dakar na podium oraz sześciokrotnie zdobył Puchar Świata.

Jadę na Dakar, by przeżyć życie, by przeżywać emocje. Rajd Dakar to niesamowita przygoda. Chce przeżywać tę przygodę na nowo. Gdyby ktoś mi powiedział – Rafał, jestem jasnowidzem i wiem, że Ty już nigdy nie wygrasz Rajdu Dakar- to i tak bym pojechał. Rajd Dakar to fenomen, igrzyska sportu motorowego. Każdy kto w nich zasmakował, chce wracać. W tym roku na boliwijskiej części trasy pojawiły się ciężkie do pokonania wydmy. Były one tak strome i pełne pułapek, że organizator dał możliwość ominięcia ich, ale wtedy nakładał na zawodnika 12 godzin kary. Żaden sportowiec nie zgodzi się dobrowolnie na taką karę, zanim nie spróbuje uporać się z przeszkodą. I właśnie po to jedzie się na Dakar, aby stawiać czoła takim wyzwaniom.

Już pierwszego dnia kwietnia rozpocznie Pan kolejny sezon Pucharu Świata Cross – Country Quads. W latach 2012 – 2016 nie schodził Pan z podium klasyfikacji generalnej na koniec sezonu, a w sumie triumfował Pan w pięciu edycjach Pucharu Świata. Jakie cele ma Pan przed sobą przed rozpoczynającym się sezonem?

Starty w Pucharze Świata to doskonałe przygotowanie do Rajdu Dakar. Np. Abu Dhabi Desert Challenge odbywa się tylko na wydmach. Jest to bardzo niebezpieczna impreza, gdzie należy uważać, bo w każdym momencie może się zdarzyć nieszczęście. Zatem trudno wyobrazić sobie lepszy test przed Dakarem, gdzie niebezpieczeństwa na trasie to chleb powszedni.

W tym roku, stawiam sobie za cel ponownie wygrać dwie klasyfikacje Pucharu Świata – quadowców oraz weteranów. Ta druga jest wspólna dla quadowców i motocyklistów, którzy ukończyli 45. rok życia. Wygrałem w grupie „seniorów” w 2016 roku, co jest niespotykane. Dlaczego? Bo motocykle są zdecydowanie lżejsze od quadów, więc mają przewagę. Jednak czołowi motocykliści, którzy są sklasyfikowani w kategorii weteran, nie mają już tej prędkości i wytrzymałości.

Poza tym, że rywalizuje Pan na quadzie jest Pan również przedsiębiorcą. W jaki sposób łączy Pan te dwie role?

Słowo klucz to „organizacja”. Mam bardzo precyzyjnie ułożony kalendarz i każdego dnia potrafię łączyć te dwie funkcje. Mój zespół tworzą ludzie, których średni staż pracy ze mną wynosi 15-20 lat. Wszyscy wiedzą jak się ze mną komunikować w sposób efektywny. Nie zajmuje się czytaniem maili. Moi pracownicy są nauczeni, że muszą mi przedstawiać sprawy w sposób syntetyczny. Najlepiej w wiadomości SMS. Na podstawie tych komunikatów podejmuję decyzje – bez potrzeby czytania mnóstwa stron maili.

Rafał Sonik to niejedyny „Prezes” w dakarowej karawanie

Gdy rozpoczynał Pan swe starty w Rajdzie Dakar miał Pan przydomek „Prezes”. Czy może Pan opowiedzieć skąd się to wzięło i czy nadal zdarza się, że osoby zwracają się do Pana w ten sposób?

Zawsze na zawody jeździłem z kierowcą. Zatem ci, którzy widzieli mnie wysiadającego z tylnego siedzenia samochodu wymyślili, że zachowuje się jak prezes, co wydaje się naturalnym skojarzeniem. Jednak powodem takiego sposobu podróżowania nie było to, że stać mnie było na jeżdżenie z kierowcą i to był kaprys. Wręcz odwrotnie. Nie stać mnie było na to, by nie pracować lub nie spać po drodze. Ponieważ jestem z Krakowa, a większość imprez quadowych odbywała się na północy Polski, więc w drodze do celu pracowałem, bądź odsypiałem, przygotowując się do startu. Natomiast w drodze powrotnej odpoczywałem, by móc w poniedziałek rano normalnie iść do pracy. Osoby, które znają mnie jeszcze z tamtych czasów, wciąż zwracają się do mnie „prezes”.

Ksywę „Prezes” ma również Jacek Czachor. Tutaj jednak powód jest inny. Motocykliści większość czasu jadą na stojąco, natomiast Jacek niemal cały rajd przejeżdża w pozycji siedzącej. Pojawiły się komentarze, że siedzi na motorze jak prezes w fotelu i w ten oto sposób mamy dwóch prezesów.

Osoby pracujące na co dzień za biurkiem odpoczywają uprawiając różne aktywności fizyczne. Jak to wygląda u Pana? W jaki sposób Pan odpoczywa?

Moje dwie ulubione formy odpoczynku to czytanie książek oraz patrzenie na góry. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spędziłem urlop, leżąc na plaży, bo takiej formy wypoczynku po prostu sobie nie wyobrażam.

 Czy podróżując na zawody sportowe znajduje Pan czas na zwiedzanie?

Na miejsce zawodów udaję się na ogół wcześniej niż inni zawodnicy. Na aklimatyzację często przeznaczam trzy dni, podczas gdy innym wystarczy jeden. Natomiast po zakończeniu rywalizacji spora liczba zawodników wyjeżdża dzień po ceremonii wręczenia pucharów, a nierzadko jeszcze w ten sam wieczór. Ja zazwyczaj nie pędzę na lotnisko prosto z podium i nie zgadzam się z teorią, że wtedy byłbym dobrym mężem, partnerem, czy ojcem. Dlaczego? Każdy rajd to ogromne przeżycie i chcę zostawić sobie możliwość przeżycia go do końca. Zazwyczaj wracam z Dakaru, co najmniej dzień, a niekiedy dwa i trzy dni później niż pozostali polscy zawodnicy. Podobnie w przypadku rajdów Pucharu Świata. Wracając szybko, przyspieszyłbym proces zapominania wszystkiego, co przeżyłem. A ja nie robię tego dla pieniędzy, tylko dla wspomnień! Dlatego właśnie opóźniam nieco powroty, by jak najdłużej zachować w sobie emocje związane ze startem. W pewien sposób wpływa to na moje życie, bo tata Karoliny (partnerka Rafała Sonika, Karolina Sołowow, córka Michała Sołowowa, kierowcy rajdowego i binzesmena – przyp. red.) przyzwyczaił ją, że wraca dzień po Rajdzie. Ja tak nie umiem i nie chcę. Moim świętym prawem jest w pełni doświadczyć i wyryć w sobie emocje, by w odległej przyszłości, kiedy przestanę się ścigać, móc do nich wracać i czuć, że jestem spełniony.

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA