W grudniu 2023 roku Bartosz Salamon wrócił do gry w Lechu Poznań. Wówczas skoczyło się jego zawieszenia, jakie było wynikiem wykrycia w organizmie 32-latka chlortalidonu, czyli środka znajdującego się na liście substancji zakazanych. Teraz więcej o całej sprawie opowiedział sam zawodnik, który udzielił obszernego wywiadu klubowej telewizji Kolejorza.
Stoper o początkach zawieszenia i wielkim wsparciu kibiców
Bartosz Salamon o stosowanie dopingi został oskarżony po meczu Ligi Konferencji Europy ze szwedzkim Djurgardens IF. Od kwietnia do grudnia stoper Kolejorza był zawieszony ze względu na toczące się przeciwko niemu postępowanie. Zawodnik wrócił na boisku dopiero w ligowym starciu z Radomiakiem Radom (2:2). Teraz w rozmowie przeprowadzonej przez “Lech TV” 32-latek opowiedział więcej o całym zawieszeniu.
– Dla mnie to było wielkie, wielkie zaskoczenie. Dowiedziałem się o tym w dniu wolnym po meczu z Pogonią Szczecin. Dostałem z klubu telefon, że mam pilnie zjawić się na stadionie. W tym momencie zaczął się cały ten koszmar, z którym wszyscy musieliśmy się zmierzyć – zaczął reprezentant Polski.
– Ja wiedziałem, że to musi być jedna, wielka pomyłka […] Jestem alergikiem, więc muszę uważać na to, co zażywam. Mam alergie pokarmowe, reaguję na nie duszeniem. Każdy, kto ma podobne problemy, wie, jak trzeba uważać. Wszystko, co jadłem czy zażywałem, wiedziałem, czym jest. Gdy dowiedziałem się o wykrytej substancja, byłem bardzo zdziwiony, bo jej nie znałem. Po pozytywnym wyniku oddałem się w ręce klubu i lekarzy – stwierdził 32-latek.
– Dla mnie bardzo ważne było to, jak zachował się wobec mnie klub, koledzy z drużyny oraz kibice. Nie zapomnę, jak podczas meczu z Fiorentiną kibice byli ze mną i skandowali moje nazwisko. Chodząc po mieście, cały czas czułem wokół mnie taką dobrą atmosferę. Wiedziałem, że mam wsparcie całej rodziny Lecha – dodał Salamon.
Salamon ma żal, że wiele osób skreśliło go już w kwietniu
Salamon podkreślił, że rozumie fakt, iż jego zawieszenie wzbudziło duże emocje w mediach. Ma jednak żal, że wielu dziennikarzy skreśliło go już wiosną i nie miało ochoty bardziej zagłębić się w całą sprawę. Ponadto odniósł się do mediów, które wieszczyły mu wieloletnią dyskwalifikację
– Akceptuję to, że przy takich sytuacjach po prostu łatwiej się klikają tytuły, gdzie od razu skazuje się zawodnika na wieloletnią dyskwalifikację i robi się z niego “dopingowicza”. Mam jednak trochę żal, bo uważam, że rzetelni dziennikarze i eksperci powinni, zanim wydadzą opinię, bardziej zagłębić się w moją sprawę – powiedział w rozmowie z klubową telewizją.
– Każdy, kto się zagłębił w moją sytuację, po tym całym procesie zrozumiał, że w moim ciele nie znaleziono dopingu. W moim ciele znaleziono diuretyk, jakim jest chlortalidon, który w piłce nożnej sam w sobie nie jest żadnym dopingiem i nie pomaga w poprawieniu moich występów na boisku. Jest substancją zakazaną, która rzucała na mnie podejrzanie, że być może stosowałem doping – stwierdził defensor.
– Od pierwszego dnia oddałem się w ręce specjalistów. Pojechałem od razu do medycyny sądowej na testy włosów, paznokci. Powiedziałem jasno, że mają mnie przebadać całego, bo ja wiem, że jestem czysty. Nikogo nie chciałem oszukać. Te wszystkie testy przyznały mi rację […] Znaleziono jedynie mikro objętość tego diuretyku. Dowiedziałem się, że gdybym zażył pełną tabletkę tego leku, to stężenie we włosach byłoby kilkaset razy większe. Eksperci stwierdzili, że to oczywiste, że doszło do zanieczyszczenia – tłumaczył obrońca Lecha Poznań.
– Najważniejsze było to, że udowodniłem tymi testami włosów, a testy włosów nie kłamią, iż nie chciałem nikogo oszukiwać. Moja rodzina i mój klub mogły być spokojne, że mają przed sobą zawodnika szczerego, a nie oszusta – podsumował.
Artur Sobiech musi przejść operację. To dla niego koniec przygody w Lechu?