Można go było kochać, można było go krytykować, jedno jest pewne – był inny niż wszyscy. Jego pogrzeb był czymś specjalnym, tak jak on sam.
“Docenicie mnie kiedy umrę.” – mawiał do swoich “uczniów” dziennikarskich Paweł Zarzeczny. Wtedy mówił to żartobliwie, ale patrząc na opinie płynące z wielu miejsc, miał rację. Zapraszany do najróżniejszych programów, po prostu, by mówić swoje. Bo jego zdanie miało przebicie, potrafiło rozwścieczyć widza, lub go kupić. Widząc tłumy idące wraz z nim w jego ostatniej drodze można było zobaczyć, że wielu rozumiało jego sposób na dziennikarstwo, a były to najróżniejsze osobistości. Koledzy z redakcji, znajomi z Legii, rodzina i przyjaciele, ale największa ilość to ludzie, których pewnie nawet nie znał. Oni za to znali go doskonale, oglądając One Man Show można było mieć wrażenie, że słucha się najlepszego kumpla, choć był dla nich obcy. Jego opowieści czasami prawdziwych, czasami zmyślonych, można było słuchać godzinami, niektórzy nawet uważają, że jedyną osobą która mogła się w tym polu równać z Pawłem jest Andrzej Strejlau.
Kościół był za mały, kilkanaście razy za mały by pomieścić osoby, które przyszły go pożegnać. Przed nim setki osób, Polskie flagi, szaliki i koszule z “eLką”. Nie mogło zabraknąć rac, o które postarali się kibice Legii. Jak sam mówił, uwielbiał dym rac, zawsze był zwolennikiem ich używania. Mimo iż ludzie przyjechali z różnych miejsc, Łodzi czy Wrocławia, Sen o Warszawie zaintonowali wszyscy. “Najpiękniejszy mój świat, Najpiękniejsze dni, Zostawiłem tam kolorowe sny” To wszystko jednym głosem. Paweł zawsze płakał kiedy śpiewał to na meczach Legii, prosił by było to także odegrane na jego pogrzebie. Prosił też, żeby nie było zbyt smutno i postarano się o Stinga i Shape of my Heart. Do tego jeszcze Rydwany Ognia. No i brawa, głośne brawa. O wspólnych podróżach opowiadał Krzysztof Stanowski, przyjaciel który nie opuścił Zarzecznego, gdy ten potrzebował jego pomocy. Była też córka i jedno pytanie: “Dlaczego odszedłeś?” i odpowiedź drżącym głosem za śmiejącego się tatę: ” Bo mogę”.