Po widowisku, jakie mieliśmy okazję oglądać w Gdańsku, przyszedł czas na wnioski. Co o spotkaniu Lechii z Termalicą myślą trenerzy, zawodnicy i my – dziennikarze?
Pierwsza połowa dla Lechii
To nie ulega najmniejszej wątpliwości i z tym nikt się nie kłóci. W pierwszej części spotkania Lechiści zagrali naprawdę dobry futbol i całkowicie zdominowali Termalicę. Nie tylko nie dopuszczali gości w swoje pole karne, ale także byli zdecydowanie lepsi w środkowej strefie boiska. Piłkarze z Niecieczy wydawali się kompletnie stłamszeni, nie mieli tu nic do powiedzenia.
Brak okazji
Mimo to Lechiści nie potrafili… wypracować sobie choćby dogodnej pozycji do strzałów. Uderzeń było zdecydowanie za mało, a co za tym idzie – padła tylko jedna bramka. Do przerwy Lechia prowadziła 1:0, choć wydawało się, że Gdańszczan stać było na więcej.
Cofnęli się?
Czy 1:0 zadowoliło Lechię na tyle, że postanowiła się cofnąć już od początku drugiej połowy i bronić wyniku? Tak to przynajmniej wyglądało z trybuny. Trenerzy jednak zaprzeczają.
“Ja nie powiedziałbym, że Lechia grała zachowawczo. My przegrywając po prostu rzuciliśmy wszystkie siły do przodu, aby odwrócić losy spotkania. Jest takie powiedzenie, że tak się gra, jak przeciwnik pozwala, a myśmy myślę spisaliśmy się dzielnie, stąd być może odbiór gry zespołu Lechii w drugiej połowie jest taki, a nie inny, ale ja bym się z tym nie zgodził” – mówił po meczu trener Piotr Mandrysz.
“To nie była zachowawcza gra. Uważam, że zmiany, które zrobiliśmy były podyktowane czymś. Michał był bardzo poturbowany. Widząc, że kuleje chcieliśmy tą zmianę przeprowadzić już dużo wcześniej. Było widać, że Seba te braki, które ma w tych ostatnich tygodniach przez chorobę na pewno dają mu się we znaki. Dał co miał najlepszego. I z Michałem… szkoda było tej zmiany Michała Chrapka, bo naprawdę grał bardzo dobrze, no ale był poturbowany. Było widać na początku drugiej połowy, że miał problemy z tą nogą, także był parę razy w nią trafiony. Musieliśmy te zmiany przeprowadzić. Nie uważam, że to była gra zachowawcza.” – dodał później trener Piotr Nowak.
Problem bramkarza
Skoro dwóch trenerów stwierdziło niezależnie, że Lechia się nie cofnęła z “własnej woli” no to okej – nie czepiamy się, szukamy dalej. Wiadomo, był błąd obrony. Ale co z bramkarzem, który wpuszcza… jedyny celny strzał rywali w meczu?
Właśnie – biało-zieloni już od dawna borykają się z tym problemem i wciąż nie mogą znaleźć leku na tą pozycję. Dziś między słupkami zagrał Marco Marić.
“Uznaliśmy, że Marco był bardzo dobry w tym tygodniu na treningu. Tak jak mówię, mamy te sytuacje, zespół gra dobrze. Uważaliśmy, że jeżeli radzi sobie bardzo dobrze na treningu i wygrywa tę rywalizację, powinien stać w bramce. Także z tego wynikała ta zmiana w bramce.” – skomentował swój wybór trener Nowak.
Na pytania czy to ostatnia zmiana na tej pozycji, odpowiedział ironicznie “Już więcej chyba możliwości nam nie zostało”. Sytuacje nie jest jednak tak zabawna. Lechia byłaby bowiem dużo wyżej w tabeli, jeśliby między słupkami miała człowieka, który odbiłby choćby 2 na 3 piłki lecące w światło bramki.
Pokazał się!
Wszedł z ławki, strzelił bramkę. Chciałoby się powiedzieć: “Bartek Smuczyński miał dziś swój dzień”. Fakt, w składzie Termaliki lepiej zaprezentował się moim zdaniem Dalibor Pleva, ale to nie Słowakowi, a młodemu Polakowi poświęcam ten akapit. Czemu? Przez dodatkowy smaczek całej akcji. Bartłomiej Smuczyński ma w tym momencie 20 lat i była to jego pierwsza (!) bramka w Ekstraklasie. W dodatku strzelił ją zespołowi, w którym się wychował.
W Lechii Gdańsk grał od początku swojej kariery – najpierw w druzynie juniorskiej, później przez moment w seniorskiej. To w niej właśnie rozegrał jeden mecz w Ekstraklasie – zadebiutował jesienią 2013. Już wiosną 2014 został jednak wypożyczony na pół roku do Kolejarza Stróże. Stamtąd bezpośrednio trafił zaś do Termaliki Bruk-Bet Nieciecza.
Jak czuje się zawodnik, strzelając bramkę klubowi, w którym się wychował? “Tak się stało. Czy chciałem? Może nie chciałem, bo Lechia zawsze będzie w moim sercu, tutaj się wychowałem, nauczyłem się tutaj rzemiosła piłkarskiego i stało się tak, że strzeliłem Lechii. No czy chcąco czy niechcąco, tak się stało. Myślę, że dla nas ten punkt jest ważny. Chciałem się pokazać z jak najlepszej strony. Tym bardziej, że przegrywaliśmy. W takim wyniku ciężko się wchodzi, ale mówię – ważny punkt dla naszego zespołu” – powiedział o sytuacji sam zainteresowany.
Z konferencji prasowej:
Trener Mandrysz: No było takie spotkanie, w którym nikt nie chciał zginąć, więc jest dwóch rannych. Myślę, że ten remis, który nie krzywdzi żadnej ze stron nie satysfakcjonuje ani gospodarzy… nas również. Ale muszę pochwalić chłopców, bo pomimo że pierwsi straciliśmy gola, nie straciliśmy wiary w to, co robimy. I po ładnej akcji zespołowej i dośrodkowaniu Dalibora Plevy, z prawej strony Bartka Smuczyńskiego, notabene wychowanek Lechii, dał nam jeden punkt. Cieszymy się z niego. W prawdzie, tak jak powiedziałem, jest to tylko połowiczny sukces, ale w dalszym ciągu – jak to się mówi – jesteśmy w grze. Dwa mecze do końca, sześć punktów do zdobycia i wiele się jeszcze może wydarzyć.
Trener Nowak: Po raz kolejny nie udało nam się utrzymać prowadzenia, które tak ciężko wywalczyliśmy. Szkoda. Te punkty nam niepotrzebnie uciekają i musimy wyciągnąć z tego wnioski. Wydaje mi się, że w końcu musimy porozmawiać jak mężczyźni. Bo rzeczywiście to nie wyglądało tak, jak powinno to wyglądać. Błąd, który popełniliśmy przy straconej bramce na pewno nie powinien się wydarzyć. Także szkoda na pewno tych dwóch punktów w Zabrzu, a tym bardziej tutaj na swoim boisku przy tych dwóch sytuacjach powiedzmy, które Termalica miała. Na pewno byłoby nam łatwiej grać, ale… nie wyglądała ta gra tak, jakbym sobie tego życzył, szczególnie w drugiej połowie.
Gdański gepard nie dał rady Słoniom
Czas na subiektywne podsumowanie. Niedaleko stadionu, zaledwie kilka przystanków Szybką Koleją Miejską znajduje się zoo. Następnym razem przed meczem ze “Słoniami” z Niecieczy być może tam powinni udać się na przechadzkę? Bezpośrednio po wejściu do pokoju dla dziennikarzy usłyszałem dziś frazę “Jak można ze Słoniami zremisować? Taki gepard – Lechia”. No cóż… jakby podstawiać, to Lechia dziś geparda przypominała tylko w pierwszej połowie. W drugiej już słoń zdecydowanie stawił opór, a później w końcu nadepnął nogą na ogon. Jakiemu zwierzątku? No tu właśnie trudno znaleźć mi porównanie. Właśnie dlatego odsyłam zawodników do zoo – niech sami je znajdą.