Podczas meczu Wisły z Piastem Gliwice kibice dali wyraz swej dezaprobacie wobec ewentualnego zatrudnienia Franciszka Smudy w roli trenera i wywiesili ogromny baner z napisem: „Smuda łapy precz od Wisły”.
O tym, że przy Reymonta kibice mają dużo do powiedzenia wiadomo nie od dziś. Już w 2014 roku, kiedy to pod Wawelem na stanowisku prezesa urzędował Jacek Bednarz, ogłoszono bojkot. Sektor C, czyli ten zajmowany przez największych fanatyków, zawsze pełny i głośny podczas spotkań „Białej Gwiazdy” – tym razem świecił pustkami. Rozpoczęła się wojenka pod hasłem ”Kto kogo przetrzyma”. I nie trzeba było być wizjonerem, by stwierdzić że to prezes stoi na straconej pozycji.
I w końcu kibice dopięli swego, a Bednarz zapłacił za to „głową” i z hukiem spadł ze stanowiska. Sympatycy klubu od razu rozpoczęli pospolite ruszenie, wykupując wejściówki i zapełniając stadion. Ba, sami zgłosili wniosek o podniesienie cen biletów, by ratować finanse klubu. Wobec takiego postawienia sprawy, włodarze Wisły nie mogli pozostać obojętnymi.
Minęły niespełna dwa lata, a klub znalazł się na dnie tabeli. Kolejne zmiany, kolejni szkoleniowcy tylko pogłębiali kryzys panujący w drużynie. Odszedł Moskal, Pawłowski wytrzymał na ławce trenerskiej raptem trzy spotkania i pojawiło się pytanie: Co dalej? Naturalnym kandydatem do objęcia posady trenera wydawał się Franciszek Smuda. Popularny „Franz” na łamach mediów zadeklarował, że jest gotów przez trzy miesiące, nie pobierając wynagrodzenia, pracować z piłkarzami i pomóc w uniknięciu spadku.
I tym razem do głosu doszli kibice, którzy podczas ligowego spotkania z Piastem Gliwice jednoznacznie dali do zrozumienia, że nie życzą sobie Smudy w klubie. Transparent z hasłem: „Smuda łapy precz od Wisły” mówił sam za siebie. Co mogło być przyczyną aż takiej niechęci wobec – bądź co bądź – lubianego niegdyś szkoleniowca, za którego poprzedniej kadencji drużyna znajdowała się w górnej części tabeli i „groziły” jej nawet europejskie puchary? Jak wiadomo w Wiśle rządził wówczas prezes Gaszyński. Obaj panowie nie zapałali do siebie sympatią i trener został zmuszony do spakowania walizek.
Liczono wówczas, że „Franz” zrezygnuje z części należnych mu pieniędzy z kontraktu. Były selekcjoner nie zamierzał jednak pozbywać się swych apanaży, w przeciwieństwie do Kazimierza Moskala, który po zwolnieniu zrzekł się pozostałych poborów. To mogło być jedną z przyczyn kości niezgody. Inna – to powrót do klubu Patryka Małeckiego, będącego ulubieńcem sektora C. Popularny „Mały” niejednokrotnie zasiadał w tzw. młynie, skąd prowadził doping. A że on również nie miał po drodze z Franciszkiem Smudą, oczywistym stało się, że kibice wezmą stronę piłkarza.
Media już zapowiedziały, że wobec takiego dictum Franciszek Smuda powiedział pas. I znów należy zapytać: Co dalej? Ponoć klubowi odmówił Maciej Skorża, a temat powrotu Moskala to tylko prasowe dywagacje. Odpowiedź powinniśmy poznać niebawem. Istnieje tylko obawa, że przy Reymonta pojawi się kolejny „Wesoły Tadek”, pod wodzą którego pożar w klubie zostanie jeszcze bardziej podsycony, a Wisła zamiast w górę tabeli, popłynie prosto do pierwszej ligi…
Ł.S.