SNiestety w tej kolejce dominował błędy sędziów i to błędy wypaczające wyniki meczów. Poza tym Lechia mimo fatalnego wyniku dalej jest liderem, odrodziła się Legia, tylko Lech dalej swoje.
Korona Kielce – Górnik Łęczna Pierwsza połowa pojedynku mogła wyprowadzić z równowagi nawet kogoś kto zażył całe opakowanie środka uspokajającego. Pasztet nie z tej planety, obraza dla futbolu. Właściwie o tej części meczu lepiej nie wspominać, bowiem dopiero po przerwie ten „peformance” zaczynał przypominać mecz piłki nożnej. Ku zdziwinieniu większości to goście jako pierwsi zdobyli gola za sprawą Śpiączki, który raczej przyzwyczaił nas do tego iż jego nazwisko idealnie odzwierciedla jego grę. W piątek grał jednak bardzo poprawnie, a co najistotniejsze – zdobył gola. To rozwścieczyło Koroniarzy, którzy ruszyli do ataku. Na kilka chwil przed końcem wyrównał niezawodny Kiełb, a na kilka sekund przed końcem błysnąć postanowił błysnąć pan Paweł Raczkowski – arbiter. W 97 minucie podyktował karnego dla gospodarzy, który pochodził z przysłowiowej „du*y”. Łyknął symulkę Micańskiego niczym młody pelikan i Kiełb zamienił szansę na gola. Niesmak po tym meczu. 2:1
Zagłębie Lubin – Legia Warszawa Goście MUSIELI to spotkanie wygrać po dość kompromitujących/zaskakujących wpadkach z Ruchem i Termaliką. Pierwsza połowa to nie było jakieś super widowisko, jednak przyzwoite bo widzieliśmy dwa walczące zespoły, jednak nie ograniczające się tylko do defensywy. Pierwsza ukłuła Legia, po kosmicznej akcji Odjidjy-Ofoe. Kosmicznej, bo przeszedł wszystkich – łącznie z bramkarzem – jednak wykazał się altruizmem i zamiast strzelać, podał do lepiej ustawionego kolegi. Klasa i na tym koniec fajnych akcji w pierwszej połowie. W drugiej – po strzale głową – wyrównał Woźniak. Z resztą golem dla Zagłębia po stałym fragmencie pachniało intensywnie, jak w toalecie na Woodstocku. Było blisko kolejnego meczu bez wygranej Legii i tym samym powiedzenia przez nich głośnego „My o mistrzostwo już nie walczymy”. Szczęście jednak sprzyja lepszym i po zamieszaniu w polu karnym, po strzale w poprzeczkę Hamalaiena, piłkę jakoś do bramki wepchnął ten, który z Lubina trafił do stolicy, czyli Maciej Dąbrowski. Na chwilę przed końcem raz jeszcze błysnął Vadis i podał do Szymańskiego, który ustalił wynik na 3:1. Większa satysfakcja byłaby jednak gdyby przy tej akcji nie było spalonego, jednak nie wypaczyło to wyniku meczu, jak w poprzednim meczu. 1:3
Cracovia Kraków – Arka Gdynia Trzeci mecz i trzeci rabunek i to najpoważniejszy. O ile podyktowanie karnego w ostatniej minucie to jeszcze nie gol, nieodgwizdanie spalonego przy golu „o pietruszkę” nie ma jeszcze znamienia przestępstwa, o tyle nie uznanie komuś bramki to zwyczajne chamstwo. Pasy od 12. minuty powinny już prowadzić, ale Panowie arbitrzy mieli w tym czasie inne absorbujące zajęcie, które uniemożliwiło im prawidłową ocenę sytuacji. Lepsza ekipa nie wygrała, bo ktoś jest ślepy, ale trudno już. Sytuację wykorzystali za to goście – konkretnie Trytko. Otrzymał on podanie, od w sumie niemrawego Szwocha (jego gra to loteria) i wykorzystał sytuację „oko w oko” z Sandomierski. Po przerwie krwiożercze instynkty wstąpiły w gospodarz, którzy szybciutko wyrównali i…. opadł kurz. Im dalej w las tym słabszy mecz. Pasom brakowało sił, umiejętności, a Arka mądrze się broniła do samego końca. 1:1
Termalica Niciecza – Ruch Chorzów Najsłabsze spotkanie całej kolejki, gdzie nie zobaczyliśmy żadnej bramki, mało myśli taktycznej i roznegliżowane słabości obu zespołów. Prym wiedli bramkarze, zwłaszcza Hrdlicka, który prawdopodobnie zagrał swój najlepszy mecz jako „Niebieski” i wybronił spotkanie Ślązakom. Jego vis a vis też trochę się musiał pogimnastykować, mając w obronie fatłapy, które mu pomagały tylko raz, a właściwie to tylko Szarek, który wybił piłkę zmierzającą do pustej bramki. Gospodarze nawet z rzutu karnego nie potrafili zdobyć bramki, zatem bezbramkowy remis jest sprawiedliwy, ale panowało przekonanie: „Z czym do ludzi?!” 0:0
Piast Gliwice – Wisła Kraków Efekt „nowej miotły” w Piaście zadziałał jak „no-spa” na ból głowy, czyli nijak. Piast konsekwentnie udowadnia, że z „plasteliny bata nie ukręcisz” i nawet gdyby prowadził ich sam Jose Mourinho, czy sir Alex Ferguson, to oni i tak wyżej pewnego poziomu nie zagrają. Poziom jest niestety tak niski jak poziom wody w sierpniu w Wiśle. Apropo Wisły. Też zagrali kaszankę, ale mieli więcej szczęścia. Najpierw gol Ondraska, który rozruszał grę Białej Gwiazdy, potem wyrównał Badia a wynik ustalił w końcówce Brlek. Generalnie dziś Piast, a właściwie Korun grał jakby… najgorzej na boisku. Gdy piłka leciała w jego kierunku zachowywał się jakby rzucano w niego granatami. Słabe spotkanie. 1:2
Jagiellonia Białystok – Śląsk Wrocław Nie było niespodzianki. Na taką zanosiło się po niektórych, niechlubnych wyczynach Jagi. Śląsk objął prowadzenie bo bramce Picha, jednak wiadome było iż jest to chwilowe, tak jak w niskich klasie filmach budują wśród nas napięcie a na końcu i tak wygrywa dobro. Mdłe to i przewidywalne, jednak Jaga po tym jak stracił gola, aż 4 razy zmuszała swoich fanów do powstania z miejsc. Zostawmy już wynik a skupmy się na czymś głębszym. Mianowicie gdyby Dumie Podlasia powinęła się noga to prawdopodobnie bardzo mocno by ograniczyli swoje szanse na miejsce w europejskich pucharach. Na szczęście wschód Polski dalej może żyć tym iż zespół z ich stron wciąż liczy się w walce o najwyższe cele. 4:1
Lech Poznań – Lechia Gdańsk Mecz zapowiadany jako hit okazał się kitem. Głównie z powodu ekipy gości, którzy pokazali, że na mistrza się nie nadają. Cięższy rywal na wyjeździe to dla nich sportowa bariera nie do pokonania. Na domiar złego jeszcze to spotkanie pokazało, że są chłopcami, którzy gotują się przy złym obrocie spraw. Peszko pokazał się jako burak, Kuświk nic nie powiedział a Milinković wzywał na solo… Marciniaka. Nawet w B klasie nie mają takich pomysłów. Lech bez fajerwerków ale rywal bardziej ogarnięty od poprzednich. Gol Majewskiego poprzedzony fajnym zgraniem Robaka. Du*y to może nie urywało, ale grunt, że padła jakakolwiek bramka, bo to sól futbolu . 1:0
Pogoń Szczecin – Wisła Płock Mecz tych „tuz” kończył nam kolejkę i gdyby to były zawody w usypianiu to byliby to faworyci do Mistrzostwa. Wisła była tak tragiczna, że nawet gola strzeliła… przypadkiem. Piłka w pole karne, trochę odbijanek i gol. Szymiński jakimś cudem piłkę do siatki wepchnął. Niespodzianka, choć patrząc na Pogoń to na usta cisnęło się „ no i bardzo im tak dobrze, mają za swoje”. Portowcy nie grali kompletnie nic. Dopiero po przerwie wyglądało to o niebo lepiej i po 12345637 wrzutce wyrównał Fojut. Fajnie bo ten gol uratował mi kupon i na tym pozytywy się kończą. 1:1
1. Lechia Gdańsk 46 39-28
2. Jagiellonia Białystok 45 46-27
3. Lech Poznań 44 39-19
4. Legia Warszawa 42 49-27
5. Termalica Nieciecza 36 26-31
6. Zagłębie Lubin 34 30-25
7. Wisła Kraków 34 37-37
8. Korona Kielce 32 34-47
9. Pogoń Szczecin 31 34-32
10. Arka Gdynia 30 29-31
11. Wisła Płock 29 31-32
12. Cracovia Kraków 26 34-33
13. Śląsk Wrocław 26 23-36
14. Ruch Chorzów 23 33-39
15. Piast Gliwice 22 32-41
16. Górnik Łęczna 21 23-41
25. kolejka
10.03.2017 18:00 Śląsk Wrocław – Piast Gliwice
10.03.2017 20:30 Arka Gdynia – Lech Poznań
11.03.2017 15:30 Wisła Płock – Termalica Nieciecza
11.03.2017 18:00 Ruch Chorzów – Lechia Gdańsk
11.03.2017 20:30 Jagiellonia Białystok – Korona Kielce
12.03.2017 15:30 Górnik Łęczna – Pogoń Szczecin
12.03.2017 18:00 Legia Warszawa – Wisła Kraków
13.03.2017 18:00 Cracovia – Zagłębie Lubin