Legia Warszawa wygrała z Widzewem Łódź 3:2. Głośno zapowiadane starcie obfitowało w emocje, ale jak mówi trener Wojskowych, nie o to w tym chodzi.
Po tym jak Legia orała Wisłę Kraków 7:0, wydawało się, że wicemistrzowie kraju wręcz rozniosą drugoligowca.
To było bardzo emocjonujące spotkanie. Takie, które mogło się podobać kibicom, choć mi osobiście nie do końca, bo z meczu „wygranego” na własne życzenie robimy spotkanie, które przyprawia o emocje wszystkich, a przecież nie o to nam chodziło. Gratulacje, bo trudno o trudniejszy teren, by walczyć o awans. Ambitna postawa gospodarzy. A u nas bardzo dobre około 50 minut. Po strzeleniu bramki chwila dekoncentracji, strata, kontratak i to mogło skończyć się źle – komentuje trener.
Legia prowadziła już 2:0 i straciła sporą zaliczkę. Dużo w tym własnych błędów. Pierwsza bramka Łodzian padła po rzucie karnym, zaś druga po samobóju.
Nie jesteśmy drużyną doskonałą, po ostatnim meczu ligowym tę czujność mieliśmy w swoich szeregach. Mieliśmy ją aż do momentu strzelenia drugiej bramki. Zupełnie jakbyśmy myśleli, że już jest po wszystkim. Cieszę się z wygranej, z awansu, że strzeliliśmy trzy bramki. To duża nauczka – dodaje szkoleniowiec.