Lech Poznań sensacyjnie przegrał swoje pierwsze spotkanie II rundy eliminacyjnej z Kalju Nomme 1:0.
Lech do Estonii jechał jako faworyt, wszak to on ma silniejsza kadrę, lepszy budżet. Początek spotkania to potwierdził. To Lech rozpoczął mecz od ataków. Pierwszą dogodna sytuacje lechici stworzyli już w 6 min, ale Pawłowski uderzył zbyt słabo by zaskoczyć bramkarza. 3 minuty później ten sam piłkarz dokładnie dośrodkował na głowę Lovrencsicsa ale i ten uderzył zbyt słabo i bramkarz z łatwością złapał piłkę. Niestety z każdą kolejną minutą ataki Kolejorza słabły, za to co raz śmielej poczynali sobie gospodarze. W 22 min znakomitą okazję miał Felipe Nunes, ale jego strzał kapitalnie obronił Burić. Później Kolejorz miał jeszcze swoje okazje, ale za każdym razem na posterunku stał bramkarz Estończyków – Teles. Poznaniacy mieli przewagę optyczną w pierwszej połowie o to oni częściej gościli pod bramką rywali, ale z tego nic nie wynikało.
Wydarzenia z pierwszej połowy zniecierpliwiły nieco fanów Lecha, którzy licznie przybyli na to spotkanie. Zadowolić swoich fanów w 49 min mógł Hamalainen, ale po jego strzale głową spokojnie interweniował goalkeeper. Fin miał jeszcze lepszą sytuacje w 55 min, kiedy to wyszedł oko w oko z Telesem, ale niestety dla fanów Lecha przegrał tej pojedynek. Kalju w drugiej połowie praktycznie nie istniało jednak w 81 min objęło prowadzenie. Fatalny błąd popełnił nowy nabytek Kolejorza – Maciej Wilusz, który dał sobie odebrać piłkę w okolicach własnego pola karnego. Futbolówkę przejął Wakui i nie dal szans Buriciowi. Poznaniacy mogli szybko, bo już 2 minuty później odpowiedzieć, ale strzał Dawida Kownackiego zatrzymał się na poprzeczce, a dobitka Hamalainena z trzech metrów !! była niecelna. Niedługo potem sędzia zakończył spotkanie i sensacja stała się faktem.
Może zabrakło szczęścia, bo Kolejorz zagrał przyzwoite spotkanie, ale Poznaniacy, nawet jeśli odrobią starty, nie mają czego szukać w dalszej fazie rozgrywek.
Autor: Bartosz Węgielnik