Zamknięcie stadionu Legii Warszawa na mecz z Realem Madryt pozwoliło otwarcie pokazać narastający pomiędzy sobą konflikt właścicieli stołecznego klubu. Co ciekawe problem jest już od dawna, ale dopiero kary nałożone UEFA wyprowadziły je na światło dzienne.
Właścicieli jest trzech, ale tylko dwie strony konfliktu. Nie wiadomo jak skończy się “rywalizacja” pomiędzy Dariuszem Mioduskim, a Bogusławem Leśnodorskim i Maciejem Wandzelem, ale wiemy, że każdy z nich ma swoje pomysły na zażegnanie kryzysu, a także na poprawienie sytuacji w klubowej szatni, która po kilku świetnych piłkarskich sezonach w tym roku jest prawie na samym dole ligowej tabeli.
Sprawę najpierw otwarcie przedstawił doświadczony bramkarz Arkadiusz Malarz, który wielokrotnie w wywiadach mówił, że tak słaba postawa zespołu jakim jest Legia Warszawa jest niedopuszczalna. Wiadomo, że każdy konflikt ma jakąś podstawę i wydaje się, że Liga Mistrzów na jakiś czas zatuszowała nam prawdziwy problem Wojskowych. Niestety UEFA przerwała piękny sen, zamykając stadion na mecz z Realem Madryt, przedstawiając kilka niezbitych dowodów.
Leśnodorski i Wandzel od razu postawili sprawę jasno. Sprawcy zamieszek zostaną ukarani karami finansowymi i zakazami stadionowymi, a jest to około 100 pseudokibiców zespołu. Mioduski otwarcie przyznał, że wina nie leży w UEFA, ale wewnątrz klubu. Są trzy wyjścia aby klub się ustabilizował i wrócił do pracy na odpowiednich torach:
1. Mioduski wykupuje udziały Leśnodorskiego i Wandzela, wprowadzając do klubu swoje poglądy i zasady bez możliwości kwestionowania ich przez innych właścicieli, których już by wtedy formalnie nie było.
2. Leśnodorski i Wandzel wykupują udziały Mioduskiego prowadząc obecną politykę klubu, która według nich jest skuteczna.
3. Klub przejmuje zewnętrzny, prawdopodobnie zagraniczny “inwestor”, który może wprowadzić nową politykę klubową, zdecydowanie przybliżoną do zagranicznych klubów.
Jak zakończy się ten konflikt przekonamy się zapewne już niedługo.