Już w czwartek kolejny test przed naszymi ligowcami na tle europejskiej klasy średniej (Broendy) i przeciwko europejskim kopciuszkom (Kuopion Palloseura i Riga FC). Pierwszego dnia sierpnia będziemy dopisywać kolejne kluby na liście hańby i demaskatorów amatorki naszej ligi? Czy może wszyscy odetchniemy z ulgą i skupimy się na kolejnym losowaniu tym razem już trzeciej rundy Ligi Europy?
Ten schemat zna każdy kibic. Polskie kluby co roku najczęściej rozbijają się na pierwszych fazach europejskich pucharów. Sporo z nich nie dociera do trzeciej rundy, tylko najwybitniejszym udaje dobrnąć się do decydującej czwartej fazy, rozgrywanej w ostatki wakacji. A to wyprzedaż kadry, a to za krótka przerwa między sezonami. W tym roku z europejskiego obiegu wypadła już Cracovia. Kto zostanie po czwartku?
Po pierwsze weźmy pod lupę mistrza, bo mistrzowi należy się pierwszeństwo. Piast powinien wziąć sobie wyjątkowo głęboko do serca słowa byłego premiera: „Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna”. Drużyna z Gliwic zgrabnie weszła w europejskie potyczki meczem w Borysowie, lecz wszystko co dobre na tym się kończy. BATE w rewanżu na polskiej ziemi ugrało awans, a Piast musiał obejść się smakiem. Podobnie było przed kilkoma dniami we Wrocławiu, kiedy ostatni kwadrans Śląska okazał się zabójczy dla drużyny Waldemara Fornalika. Na domiar złego wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na odejście gwiazdy ekipy z Gliwic-Joela Valencii. Wynik 3:2 z pierwszego meczu stawia gliwiczan w roli umiarkowanego, ale jednak faworyta. Musi on jednak ograniczyć błędy (żeby nie powiedzieć babole) w defensywie i powinno być z górki. Oczywiście łatwo powiedzieć, trudniej zrealizować. Brak Sedlara, który odszedł przed sezonem, jest mocno odczuwalny w defensywie drużyny byłego selekcjonera reprezentacji Polski.
Po drugie Lechia, bo za mecz w Gdańsku trzeba bić brawa. Drużyna Piotra Stokowca wygrała w ostatni czwartek 2:1 z duńskim Broendby, ale mogła wyżej. Trener gdańszczan wyraźnie nastawia się na rywalizację w Europie, bo w ostatnim pojedynku z krakowską Wisłą postawił na bardzo eksperymentalny skład. Dość powiedzieć, że tylko jeden piłkarz z podstawowej jedenastki z meczu z Duńczykami pojawił się w pierwszym składzie na mecz ligowy. Głębia składu godna pochwały. Jednak zadanie, jakie stoi przed ekipą Stokowca jest nieporównywalnie trudniejsze niż te, które mają przed sobą Legia i Piast. Co jednak ciekawe, rodzimi bukmacherzy w roli bardzo delikatnego faworyta upatrują mimo wszystko naszych piłkarzy. Oby się sprawdziło.
No i Legia. Mizerne wejście w sezon, mizerna gra w ostatnim meczu ligowym z Koroną, zakończona mimo wszystko wygraną. Zaliczka 1:0 z pierwszego spotkania niepokoi, ale nikt sobie nie wyobraża wpadki. Problem w tym, że wpadek zaliczonych przez warszawiaków nie wyobrażał też sobie nikt rok i dwa lata temu. Dwa czynniki dodatkowo mogą zadziałać na niekorzyść naszej drużyny. W Finlandii warszawiacy będą musieli się zmierzyć ze sztuczną nawierzchnią oraz brakiem Mateusza Wieteski, który to ma problemy z mięśniem dwugłowym uda. Bukmacherzy są jednak zgodni, będzie awans Legii.
Dla polskich kibiców ważną informacją jest, że niestety nie będą mogli się rozkoszować pucharową ucztą w pełni. O 18 bowiem startuje Legia, pół godziny po niej Piast, a już o 19.30 Lechia.
Reasumując polskie drużyny do wszystkich trzech spotkań podchodzą, z delikatnym jednobramkowym handicapem. W przypadku Legii nie wypada jednak go bronić, tylko od pierwszych minut pokazać kto jest faworytem i szybko zabić dwumecz bramką. Ciężko powiedzieć co wypada w przypadku Piasta, to zmartwienie Waldemara Fornalika i gdybym miał stawiać swoje pieniądze, to wydaje mi się, że z łotewskim wyzwaniem gliwiczanie sobie jednak poradzą. Natomiast Lechia powinna swojej zaliczki strzec jak oka w głowie, ale przecież powszechnie wiadomo, że najlepszą obroną jest atak.