Polski Cukier Toruń – TBV Start Lublin 83:71 (19:11, 17:19, 23:21, 24:20)
Pierwsze punkty w starciu zdobyli lublinianie, jednak później nie potrafili znaleźć odpowiedzi na twardą obronę Polskiego Cukru, co w połączeniu z doskonałą skutecznością zza łuku i czterech celnych trójkach dało prowadzenie torunian 12:2. Nie by to jednak przypadkowy wystrzał torunian, bowiem w całej kwarcie trafili aż 5 z 8 prób za 3.
Druga kwarta pozwalała mieć nadzieję lublinianom, szczególnie kiedy na parkiecie znajdował się Darryl Reynolds. Podkoszowy nie miał kłopotów ze zdobywaniem punktów, ale nie dostawał wsparcia od reszty drużyny. Twarda obrona Polskiego Cukru wymuszała dużą ilość strat, przez co do przerwy Polski Cukier prowadził sześcioma oczkami.
Po przerwie lepiej grać zaczęli lublinianie, którzy dogonili Polski Cukier do jednego oczka, jednak później znów zaczęli zostawiać otwarte pozycje zza łuku, co podopieczni Dejana Mihevca bezlitośnie wykorzystywali. Coraz bardziej rozkręcał się w tym elemencie Karol Gruszecki, który miał na swoim koncie 5 celnych prób na 8 oddanych.
Ostatnie 10 minut rozpoczęło się od przewinienia technicznego dla Davida Dedka, a następnie faulem niesportowym ukarany został Michael Gospodarek. Te dwie sytuacje podziałały jednak motywująco na Start. Lublinianie ponownie zdołali zniwelować stratę do jednego oczka, ale ponownie na więcej nie starczyło sił i umiejętności. Torunianie do końca kontrolowali wynik spotkania i awansowali do półfinału.
Głównym czynnikiem, który przeważył na korzyść torunian była skuteczność zza łuku. Trafili aż 53.6% prób za trzy, przy zaledwie 21.4% rywali. Najlepiej w tym elemencie czuł się Karol Gruszecki, który sześciokrotnie trafił z tej odległości. Torunianie wygrali, mimo poważnego osłabienia pod koszem, jakim jest brak Aarona Cela. Było to jednak widoczne tylko w momentach, w których na parkiecie grał bezbłędny dzisiaj Darryl Reynolds (14 punktów, 6/6 z gry, 8 zbiórek, 6 w ataku).
Polski Cukier Toruń: Gruszecki 22 (7 zb), Wiśniewski 19, Diduszko 14, Cosey 9 (7 ast), Mbodj 6, Śnieg 6, Sulima 4 (7 zb), Krefft 3, Grochowski 0
Stelmet Enea BC Zielona Góra – Legia Warszawa 109:63 (27:18, 27:12, 28:12, 27:21)
Pogrom Stelmetu, który już od pierwszych akcji narzucił swój styl oraz swoje tempo gry, któremu legioniści nie byli w stanie sprostać. O tym spotkaniu wystarczy po prostu napisać, że miało miejsce. Trudno jakkolwiek się rozdrabniać. Koszykarze Andreja Urlepa zagrali na swoim poziomie w ofensywnie, dokładając do tego znakomitą obronę. Udowodnili, że da się zatrzymać będącego ostatnio w gazie Anthony’ego Beane’a, który skończył mecz, mając na swoim koncie jedynie 6 punktów i słabą skuteczność 2/13. Jedynym koszykarzem gospodarzy turnieju, który zasługuje na wyróżnienie, jest Hunter Mickelson (15 punktów, 6/8 z gry, 6 zbiórek, 4 bloki). Niestety w grze środkowego Legii również można było znaleźć niedociągnięcia, a do nich na pewno należała gra w obronie. Dwójka środkowych Stelmetu (Adam Hrycaniuk i Vladimir Dragicević) zdobyli łącznie 33 punkty, trafiając 15 z 19 prób. Rozmiary wygranej mogą robić wrażenie, ale prawdziwy test zielonogórzan czeka w półfinałowym starciu, gdzie zmierzą się z Anwilem Włocławek.
Stelmet Enea BC Zielona Góra: Hrycaniuk 18, Dragicević 15, Murić 14, Marković 10 (8 zb), Hernandez 10, Zamojski 9, Koszarek 9, Kelati 6, Matczak 6, Mokros 5, Gecevicius 5, Florence 2 (6 ast)
Legia Warszawa: Kukiełka 16, Mickelson 15, Kołodziej 9, Robak 8, Wilczek 7 (7 zb), Beane 6, Selakovs 2, Linowski 0, Sulima 0, Andrzejewski 0, Szpyrka 0, Wall 0