Aleksandra Gaworska to polska lekkoatletka, sprinterka i płotkarka urodzona w Bełchatowie. Jej największymi sukcesami w sporcie jest tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy z 2017 roku w sztafecie 4×400 m oraz brązowy medal mistrzostw świata 2017 w sztafecie 4 x 400 metrów, który wraz z Justyną Swięty, Małgorzatą Hołub i Igą Baumgart zdobyły podczas niedzielnego finały, a dziś zgodziła się na wywiad przed wylotem na letnią Uniwersjadę do Tajpej.
Rafał Hałada: Chciałbym pogratulować sukcesów w sztafecie. Rok 2017 jest dla ciebie bardzo udany, najpierw zdobyłaś tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy w sztafecie 4×400, a kilka dni temu brązowy medal MŚ w Londynie na dystansie 4×400. Jakie są dalsze plany na ten rok ?
Aleksandra Gaworska: Przede mną letnia Uniwersjada w Tajpej, na której pobiegnę na dystansie 400m ppł. Nie czuję żadnej presji, jadę głównie po doświadczenie. Ten start nie był do końca pewny, ponieważ na początku nie znalazłam się na liście powołanych zawodników. Cieszę się, że ostatecznie mogę wziąć udział w tak wielkiej lekkoatletycznej imprezie. Tylu studentów z całego świata w jednym miejscu .. to na pewno będzie świetna przygoda. Mój sezon startowy zbliża się ku końcowi, we wrześniu, bodajże 9 pobiegnę na 400m oraz w sztafecie 4x400m w Paryżu. Myślę, że to będzie ostatni akcent tegorocznych startów.
RH: Ile w tym roku miałaś obozów treningowych, które przygotowały cię do sukcesów ?
AG: Ciężko mi zliczyć, ile ich dokładnie było, myślę że około dziesięciu. Na początku okresu przygotowawczego bywało tak, że dwa tygodnie spędzałam na uczelni i kolejne dwa na obozie, później byłam na chwilę w Krakowie i kolejny obóz. Spała i Zakopane to miejsca, w których najczęściej szlifuję formę. Był także dość długi, bo 3-tygodniowy obóz klimatyczny w Hiszpanii. Przed MŚ w w Londynie trenowałam w Cetniewie.
RH: Jakie uczucia towarzyszyły ci w momencie odbioru brązowego medalu MŚ ?
AG:Serce bije mi mocniej, kiedy o tym mówię. Czasem dla chwil jak ta trenuje się całe lata. Dla tych przysłowiowych pięciu minut. To cudowne uczucie, gdy urzeczywistnia się własne marzenia. Czułam wielką satysfakcję i ogromną wdzięczność dla tych, dzięki których się tu znalazłam. Szczęście mnoży się, gdy się je dzieli, a my osiągnęłyśmy ten sukces wspólnie. Dlatego gdy widziałam tą radość w oczach dziewczyn, odczuwałam ją z jeszcze większym natężeniem.
RH: Jak to się robi, jaki jest twój przepis na taki sukces?
AG: Przede wszystkim sukces osiąga się ciężką pracą i determinacją. Wytrwałością, charakterem i sercem do walki. Duże znaczenie ma też psychika, nasza odporność na ból i działanie mimo zmęczenia. Ważne jest, aby nie porównywać się z innymi i nie brać ich za punkt odniesienia. Każdy ciężki trening wyobrażam sobie jako drogę, którą muszę przejść do końca, aby osiągnąć sukces. Kiedy odpuszczam, znowu jestem na początku, kiedy nie daję z siebie 100%, stoję w miejscu a inni idą dalej. Dróg na skróty nie ma, bo prowadzą tylko w ślepe uliczki. Czasem jak każdy wpadam w rutynę treningową i muszę na nowo szukać motywacji. Ale to nie jest tak, że jestem z tym wszystkim sama. Mam wokół siebie wspaniałych przyjaciół, którzy zawsze ciągną mnie w górę niezależnie od sytuacji. Kiedyś miałam duży problem, żeby uwierzyć w swoje możliwości ale starałam się z tym walczyć, przeczytałam kilka książek psychologicznych i po trochu wyciągałam coś z każdej dla siebie. Motywuje mnie zarówno sukces jak i porażka, może trochę w inny sposób ale potrafię iść po swoje niezależnie od tego, co się dzieje po drodze.
RH: Co jest najważniejsze w trakcie takiej rywalizacji, szczęście, determinacja czy może dyspozycja dnia?
AG: Myślę, że wszystko z wymienionych jest ważne, ciężko powiedzieć, co najważniejsze. Determinacja zależy od nas samych, na dyspozycję dnia nie mamy już wpływu, warto po prostu uwierzyć, że wszystko zagra i to, na co ciężko pracowaliśmy odda na bieżni. Trzeba mieć przy tym wszystkim trochę szczęścia, do mnie los się uśmiechnął i dostałam szansę na występ w sztafecie. Nie mogłam jej zmarnować.
RH: Co do tej pory było twoim celem w sporcie, a co jest teraz kiedy na arenie międzynarodowej coś zdobyłaś ?
AG: Moim głównym celem w tym sezonie były Młodzieżowe Mistrzostwa Europy w Bydgoszczy, ale kiedy okazało się, że forma pozwala mieć większe ambicje postanowiłam zawalczyć o powołanie na MŚ w Londynie i Uniwersjadę. Miałam jechać po doświadczenie, a przywiozłam medal. To wspaniałe uczucie i chciałabym to kiedyś powtórzyć. Jeśli chodzi o przyszłość, nie stawiam sobie bardzo odległych celów, ponieważ sport bywa zaskakujący i czasem ma wręcz brutalne oblicze, nie wiem co będzie za rok, czy za dwa. Nie nakręcam się zbyt wcześnie, ale nie oznacza to, że nie mierzę wysoko. Ja po prostu wolę zachować zimną krew i powoli, konsekwentnie realizować założenia. Przyznam, że zerknęłam już orientacyjnie w kalendarz 2018r i mam gdzieś w głowie Mistrzostwa Europy w Berlinie. Jednak na myślenie o tym przyjdzie czas, przede mną Uniwersjada i na razie tylko to się liczy.
RH: Co w twoim życiu zmieniło się po osiągnięciu sukcesów na arenie międzynarodowej
AG: Ograniczenia przestały dla mnie istnieć, uwierzyłam w to, że nie tylko z trybun mogę oglądać największe lekkoatletyczne imprezy ale sama mogę być ich częścią i walczyć o najwyższe cele. Odblokowałam się psychicznie i mam nadzieję, że pomoże mi to w przyszłości. Po zdobyciu medalu dzwoniło i pisało do mnie bardzo dużo osób, które cieszyły się z naszego sukcesu. To bardzo miłe.
RH: Kto zaszczepił w tobie pasję do sportu i nakierował na lekkoatletykę?
AG: Mój pierwszy trener, Pan Dariusz Rybarczyk. Co roku na międzyszkolnych przełajach zapraszał mnie do Bełchatowskiego Klubu Lekkoatletycznego, ale nie byłam przekonana. W końcu któregoś razu przyszłam na trening dla świętego spokoju. Postanowiłam, że pojawię się tylko raz i więcej tam nie wrócę. Ale wróciłam. Bieganie to nie była moja pasja czy miłość od pierwszego wejrzenia, w tym przypadku od pierwszego treningu, ale trener Rybarczyk prowadził zajęcia w taki sposób, że przychodziłam na treningi coraz chętniej. Miałam z tego wszystkiego dużą frajdę i tak na prawdę to liczyło się najbardziej. Nie osiągnięcia, ale dobra zabawa i przyjemność z uprawiania sportu. To powinno być najważniejsze, kiedy zaczynamy przygodę z lekką atletyką. Nastawienie na rywalizację od najmłodszych lat nie zawsze idzie w parze z późniejszymi sukcesami. Niektórzy czują się już wypaleni i nie mają motywacji, żeby dalej trenować. Kiedy robimy coś na siłę, z przymusu wtedy z tej mąki nigdy nie będzie chleba. Cieszę się, że w właśnie w BKL-u stawiałam swoje pierwsze kroki.
RH: Komu najwięcej zawdzięczasz?
AG: Na mój sukces pracowało i pracuje bardzo wiele osób. Największy udział ma w nich mój obecny trener, Pan Andrzej Giza. Odkąd zaczęliśmy współpracę, mój sportowy świat stanął do góry nogami. Nie spodziewałam się, że zrobię taki progres. Na obozach kadry pomagają mi też inni szkoleniowcy, przede wszystkim trenerzy Marek Rożej i Aleksander Matusiński. Uważam, że poprzedni trenerzy też mają swój udział w moich sukcesach, ponieważ nie eksploatowali mojego organizmu na tyle, że osiągnęłam swoje maksimum możliwości w młodym wieku. Dalej się rozwijam i widzę jeszcze rezerwy. Nie poradziłabym sobie z tymi wszystkimi wyzwaniami, gdyby nie moi przyjaciele, w szczególności Ola, Kinga, Agata, Magda, Justyna, Julka, Mariusz. Czasem miałam wrażenie, że bardziej we mnie wierzą niż ja sama. Są ze mną na dobre i na złe, mimo że mam dla nich bardzo mało czasu i zapominam o umówionych telefonach, spotkaniach, są wyrozumiali i nadal mi pomagają, znoszą moje marudzenie i czasem monotonne gadanie o sporcie. Bardzo się cieszę, że na bieżni także znalazłam bratnie dusze i pomimo tego, że rywalizujemy, szczerze nawzajem się wspieramy i cieszymy ze swoich sukcesów. Pozdrowienia dla Justyny Saganiak, bo o niej tu mowa. Jestem też wdzięczna za pomoc fizjoterapeutom, którzy wielokrotnie stawiali mnie na nogi po ciężkich treningach i drobnych urazach. Także moi bracia pomagają mi finansowo i z dojazdami, często odbierają w środku nocy z dworca i zawożą wcześnie rano, gdy muszę gdzieś wyjechać.
RH: Jak wyglądają koleżeńskie relacje w sztafecie ?
AG: Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tak miłym przyjęciem mnie do grupy seniorskiej sztafety. Bałam się trochę, że dziewczyny będą na mnie patrzeć z góry i nie zaakceptują mnie w zespole. Ale nic takiego się nie stało. Przyjemnie się z nimi trenuje, szybko zauważyłam, że są zgraną paczką, widać że są zżyte, wzajemnie się wspierają i pomagają sobie. Byłam najmłodsza w tym zespole i trochę zagubiona ale zawsze mogłam liczyć na ich i trenera pomoc. To jest świetny team, cieszę się , że mogłam być jego częścią podczas Mistrzostw Świata. Nic dziwnego, że dziewczyny w sztafecie wielokrotnie stoją na podium międzynarodowych imprez, to prawdziwa drużyna z dużym potencjałem. Osobno są silne, ale razem nie do zatrzymania. Bardzo bym chciała jeszcze kiedyś zasilić ten zespół w sztafecie.
RH: Jak godzisz sprawy sportowe z rodzinnymi?
AG: W rodzinnym domu bywam bardzo rzadko, w tym roku także święta Wielkanocne spędziłam na zgrupowaniu. Ale to nie żadna tragedia, dla wielu zawodników takie sytuacje są już codziennością, a sukces wymaga przecież wyrzeczeń. Czasem, gdy okaże się, że jest jeden, dwa, trzy dni wolnego dzwonię niespodziewanie do domu i mówię mamie, żeby zrobiła ulubione gołąbki czy dobre ciasto bo będę następnego dnia. Przywożę też walizkę ciuchów do prania a później wyjeżdżam nie będąc w stanie określić, kiedy uda mi się przyjechać następnym razem. Nie uważam, że jestem gdzieś w tym pokrzywdzona i przywykłam do tego, że często robię coś w pośpiechu, sama wybrałam taką drogę i jestem szczęśliwa w swoim życiu. Mam okazję zwiedzić wiele miejsc, poznać wspaniałych ludzi a przede wszystkim się realizować.
RH: Istnieje jakiś autorytet, na którym wzorujesz się w swej karierze i który w jakimkolwiek stopniu na nią wpłynął?
AG: Tak, już jako młoda lekkoatletka zawsze podziwiałam Justynę Święty. To jak wyprowadzała sztafety na medalowe pozycje i w jaki sposób to robiła budzi we mnie ogromny szacunek i podziw. Jej finiszowe metry biegu to coś niesamowitego. Wielokrotnie pokazywała silny charakter i serce do walki, dostarczając niesamowitych emocji. Zainspirowała mnie. Ostatnio usłyszałam nawet od trenera kadry, że mam podobny styl biegania do Justyny. To było miłe. Dużą sympatię wzbudziła we mnie również Allyson Felix. Podziwiam ją za to, że tyle lat jest wciąż w światowej czołówce. Poza tym nie robi z siebie wielkiej gwiazdy, wydaje mi się bardzo sympatyczna. Ucieszyłam się, kiedy była okazja żeby zrobić sobie wspólne zdjęcie. Nie przypuszczałam, że stanę obok niej za podium w Londynie!
RH: Czego Ci życzyć na nadchodzące miesiące treningów i startów?
AG: Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia!
RH: Dziękuje za rozmowę i życzę Tobie oraz dziewczynom ze sztafety dalszych sukcesów.
AG: Dziękuję w imieniu swoim i całej sztafety.
Iga Baumgart… .a nie Bamert.