Czemu rozpoczęcie Euro od meczu z Irlandią Płn. to najgorsze co mogło nam się przytrafić?

13 gru 2015, 11:13

Kiedy Mateusz Borek i Roman Kołtoń poinformowali wszystkich telewidzów, że pierwszy mecz na Euro 2016 rozegramy z Irlandią Północną przeszły mnie ciarki. Wszystkie mroczne wspomnienia wróciły. Przecież od pewnego czasu zawsze najprostszego przeciwnika dostajemy na początek, dopisujemy sobie przed meczem trzy punkty, a później okazuje się, że tych trzech punktów nie udaje się zdobyć w całych Mistrzostwach.

Pierwsze mistrzostwa, które pamiętam, a w których wzięła udział reprezentacja Polski, to Mistrzostwa Świata w roku 2002. Nadzieje wielkie, forma też niczego sobie. Aż tu wychodzą Koreańczycy bach, bach i po zabawie. Tak właśnie wszystko się rozpoczęło, wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że gramy z reprezentacją, która w kontrowersyjnych okolicznościach zajdzie aż do półfinału. Ale czy to jest jakieś usprawiedliwienie? Przecież wiemy, że główną siłą Koreańczyków na tamtej imprezie byli sędziowie, a nie piłkarze. Sześć dni później z Koreą grały Stany Zjednoczone i Amerykanom udało się ugrać, jak się później okazało zbawienny punkt. My dostaliśmy dwie brameczki, nie odpowiedzieliśmy żadną i nadzieje na dobry wynik prysły błyskawicznie.

Człowiek ponoć uczy się na błędach. Więc może druga próba zakończyła się powodzeniem? Nic z tych rzeczy. Mundial u zachodnich sąsiadów, a na pierwszy ogień idzie egzotyczny Ekwador. Tu już większość marzycieli przeszła sama siebie. Przed startem mieliśmy dopisane sześć punktów, bo przecież jeszcze Kostaryka pozostawała na sam koniec, a więc awans musiał być, a oczywiście go nie było. Czemu? Porażka z Ekwadorem…. w pierwszym meczu. Znowu pierwszy mecz, znowu teoretycznie łatwy rywal i znowu 0:2. Ekwador, co prawda do półfinału nie zaszedł (może dlatego, że sędziowie nie pomagali) ale z grupy wyszedł, czyli historia się powtórzyła.

Mistrzostwa Świata to jedno, a Mistrzostwa Europy to drugie. Niestety w reprezentacji Polski zmiana jest niewielka. Austria, czy Grecja, to nieważne. Oba mecze mieliśmy wygrać, bo jak nie z nimi, to z kim? O dziwo, zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku byliśmy na prawdę blisko. Koniec końców przeznaczenie musiało nas jednak dopaść i tam gdzie widzieliśmy już magiczną liczbę 3 zamieniała się ona w smutne dla oczu 1.

Czemu za kilka miesięcy ma być inaczej? Czemu nasza reprezentacja, która na Mistrzostwach Europy nie wygrała ani jednego meczu ma wyjść na boisko i bez problemu pokonać Irlandczyków z Północy? Czemu po otrzymaniu do rąk dobrze znanego scenariusza wciąż go źle odczytujemy? Ten schemat przerabialiśmy w XXI w. cztery razy, za każdym razem kończył się on dla nas klęską. Pewnie, możecie mówić, że do pięciu razy sztuka, tylko jeśli okaże się, że znów się rozczarujecie, to pamiętajcie, że ostrzegałem.

 

 

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA