Nie udał się Legii po kilku miesiącach tułaczki po innych halach do obiektu w którym grają od blisko trzydziestu lat. Przegrana z Stelmetem ujmy może nie przynosi. Zielonogórzanie wygraną przypieczętowali dopiero w ostatnich niespełna pięciu minutach meczu.
Początek spotkania to skuteczne akcje Stelmetu. Legia nie umiała się przebić przez obronę gości. Zielonogórzanie zaczęli od serii dwunastu oczek z rzędu. Dopiero po blisko czterech minutach gry pierwsze punkty dla Legii zdobył Keanu Pinder. Nawet odpowiedź serią 7:0 Prowadzenie ekipy Żana Tabaka oscylowało na poziomie kilku punktów. Legioniści potrafili popełnić proste błędy przy zastawieniu własnej tablicy. Skuteczne akcje w Stelmecie zaliczali Tony Meier, Jarosław Zyskowski i Ivica Radić. W drugiej odsłonie na początku trwał pojedynek pod koszem między Radiciem i Milanem Milovanoviciem. Legii po trójce aktywnego w tej części gry Kuby Nizioła udało się zmniejszyć straty do stanu 28:32. Chwilę później dzięki walecznemu Mariuszowi Konpatzkiemu i trafieniu Dukesa zielonogórzanie prowadzili już tylko dwoma oczkami. Role w drugiej kwarcie zaczęły się odwracać. W połowie kwarty Legia wyszła na pierwsze prowadzenie. Szybko trener Tabak powrócił do ustawienia z pierwszą piątką. Przyniosło to zielonogórzanom skuteczne rozwiązanie. Seria 9:0 wyprowadziła ich na prowadzenie. Właśnie w końcówce zielonogórzanie grali odrobinę skuteczniej, czym odzyskali zaliczkę z pierwszej kwarty.
Pierwsze minuty po zmianie stron to utrzymujące się prowadzenie Stelmetu W ataku próbował swoich sił Ludvig Hakanson. Rzuty szweda były jednak nieskuteczne. Dopiero po kilku akcjach Legii udało się dojść rywali. W połowie kwarty był remis 60:60. Przez kilka akcji utrzymywało się minimalne prowadzenie Zielonogórzan. Nie było to coś przy dyspozycji gości, czego Legia by nie próbowała odrobić. I po trafieniu zza łuku Jakuba Nizioła nawet prowadziła 70:68. Stelmet w tej części nie mógł złapać na dłużej równowagi w ataku.Pojedyńcze trafienia Zyskowskiego czy Koszarka to było za mało. Kompletnie nie widoczny był Joe Thomasson. Warszawianie też grali falami. Ton w grze ofensywnej legionistów w tej kwarcie nadawał Michalak zdobywca w tej części dwunastu punktów. Po trzech kwartach jednak sensacja mogła wisieć w powietrzu. Prowadzenie Legii 75:72 mogło nie zaskakiwać.
Początek czwartej kwarty to już uważniejsze akcje zielonogórzan. Legia mimo, że to ponownie goście wyszli na minimalne prowadzenie nie zamierzała się poddać. Trafienie za trzy Zyskowskiego, które dało Stelmetowi prowadzenie 79:85 było sygnałem, że to goście przejmują kontrolę nad spotkaniem. Legia straciła skuteczność. W ostatnich akcjach goście dostawiali kropkę nad I oraz nad wygranym spotkaniem.
LEGIA WARSZAWA – STELMET INEA BC ZIELONA GÓRA 89:97 (19:26, 24:22, 32:24, 14:25)

