Dziś w Lublinie spotkały się dwie drużyny do tej pory nie pokonane w tych eliminacjach w naszej grupie. Podejmowaliśmy Estonię, głównego rywala do pierwszego miejsca w tych eliminacjach. Po grze falami wygrywamy i z bilansem 3-0 zostajemy samodzielnym liderem grupy.
Dzięki trójkom nasi rywale prowadzili 10:11 na początku spotkania. To właśnie na zawodnikach z pozycji 1-3 opiera się gra Estonii. Gdy do głosu doszli nasi czołowi zawodnicy (Lampe, Waczyński) szybko wyszliśmy na dziesięciopunktowe prowadzenie w pierwszej kwarcie.
W drugiej odsłonie ciężar wziął na siebie Maciej Lampe wspomagany trafieniami Slaughtera i Gielo. Szybko przewaga naszego zespołu osiągnęła wydawało się bezpieczny kilkunastopunktowy poziom. Wystarczyło jednak kilka chwil dekoncentracji i mieliśmy wynik na tablicy 30:24. Ale tu znowu przypomniał o sobie Lampe (12pkt i 8 zbiórek do przerwy).
W trzeciej kwarcie trener Taylor powrócił do ustawienia z Hrycaniukiem na czwórce. Ale szybko zmienił go na Tomka Gielo. Na szybciej grającą Estonię wydawało się to lepszym rozwiązaniem. Zdobywanie punktów naszym zawodnikom jakby się zablokowało, a po akcji 3+1 gości prowadziliśmy tylko 45:44 w dwudziestej siódmej minucie. Na ławce naszej kadry zaczęła się wkradać nerwowość. Upominający się o błąd ośmiu sekund Mike Taylor otrzymał przewinienie techniczne. W grze w ataku znowu podporą był nasz jedyny zawodnik z doświadczeniem w NBA. Gdy na tablicy pozostaje nie co ponad dwie minuty przegrywamy 48:49. Nasi rywali zaliczyli w tej kwarcie zryw 12 do 23. Gdy naszej drużynie potrzeba punktów jak rybie wody trójkę trafia A.J. Slaughter i punkt dorzuca z wolnego Ponitka i odzyskujemy prowadzenie 55:49 na niespełna minutę do końca trzeciej kwarty. Ważne piłki w ataku zbiera Aleksander Czyż.
Na ostatnie dziesięć minut mieliśmy sześć punktów zaliczki a wynik otwierają dwójkową akcją alleyem Slaughter do Ponitki. Po chwili dwa punkty dorzucił Hrycaniuk i nasi reprezentanci odzyskali dwucyfrową (59:49) przewagę. Znowu nasi kadrowicze wrócili do agresywnej obrony. Po czasie dla Estonii szybko trójkę dorzucił Amerykanin z polskim paszportem. W tej odsłonie widać pozytywną agresję od początku do końca w grze naszego zespołu. Tyczy się to gry w obronie jak i pod atakowaną tablicą, a wspomnijmy nie było w tym momencie na boisku Maćka Lampe. Na pięć minut do końca meczu za faule spada Hrycaniuk a w jego miejsce wraca właśnie wspomniany zawodnik Shenzhen Leopards. Ale w tym momencie prowadzimy już największą różnicą. Na tablicy widnieje 65:49. I nagle nasi zawodnicy znowu stanęli w ataku. W półtorej minuty Estończycy zaliczają serię 0:7. Po kolejnym czasie dla Mika Taylora teraz podobną serią zaliczają nasi koszykarze wychodząc na szesnastopunktowe (72:56) prowadzenie na niespełna dwie i pół minuty do końca spotkania. Tej wygranej już nasi koszykarze nie wypuścili.
POLSKA – ESTONIA 78:64 (21:14, 15:12, 19:23, 23:15)
Polska: Lampe 17, Ponitka 15, Waczyński 14, Slaughter 13