Michael Jordan, LeBron James, Kobe Bryant – ci trzej panowie to bezsprzeczne legendy koszykówki. Swoją grą, postawą na boisku oraz podejściem do życia codziennego dają przykład fanom basketu na całym świecie. Każdy chłopak, fascynujący się koszykówką, marzy o tym, by latać jak MJ, albo rzucać jak Black Mamba. Oglądają filmiki, żeby nauczyć się jakiegoś ruchu ich ulubionego zawodnika, czytają biografie swoich idoli, kupują ich koszulki. Maniaków basketu jest mnóstwo, od osób interesujących się tylko samą dyscypliną, przez orlikowych grajków, aż po tych grających na co dzień. Jak się okazuje, nie tylko panowie są tak bardzo zafascynowani tym sportem.
Do tej pory nie zwracałem na to uwagi, ale na pewno niejeden facet się zastanawiał, dlaczego koszykówka jest tak mało popularna wśród kobiet. A może źle na to patrzymy? Sama koszykówka nie ma wcale tak nielicznej grupy zwolenniczek. Tak, w Polsce basket nie stoi na jakimś wysokim poziomie. Króluje piłka nożna, a my spadamy na dalszy plan. Jak się jednak okazuje, nie przeszkadza to płci pięknej w reprezentowaniu naszego pięknego sportu. Jedne dziewczyny tylko interesują się koszykówką, inne grają gdzieś na osiedlowych boiskach lub w szkole. Są również takie, które trenują i mają swoje pięć minut w najróżniejszych ligach całego kraju. Udało mi się dotrzeć do przedstawicielek każdej z tych grup i zapytać, jak ich oczyma wygląda koszykarski świat.
Przez ostatnie dwa miesiące kontaktowałem się z blisko dwudziestką kobiet w najróżniejszym wieku. Każda z nich miała swoje spojrzenie na koszykówkę, ale wszystkie łączyło jedno – wspólna pasja. Wiele dziewcząt rozpoczyna swoją przygodę z basketem w szkole, a nawet wcześniej. Jedna osoba przyznała, że pierwszy raz miała styczność z koszykówką już w zerówce. Na lekcjach wychowania fizycznego nauczyciele trenujący szkolne reprezantacje wypatrują wyróżniające się jednostki. Zazwyczaj sytuacje takie mają miejsce w podstawówce lub w gimnazjum. Oczywiście większość dziewczyn boi się iść w pojedynkę na trening, dlatego przeważnie idzie grupka przyjaciółek, z której ostaje się ta jedna. „No ale wiadomo – koleżanki idą , to ja też pójdę. No i poszłam. Pierwszy trening, pierwsze odbicie piłki.” – wspomina Paulina Bednarska. „Podpytałam koleżanki, czy może nie chciałyby zapisać się tam razem ze mną. Na początku były skłonne się zgodzić, ale po czasie zmieniły swoje zdanie” – dodaje Oliwia Kościk. Inne dziewczyny podpatrują chłopaków na orlikach i zastanawiają się, o co właściwie chodzi w tej całej koszykówce, że oni się tym tak jarają. Dylematy zostają rozwiane, kiedy same biorą piłki i same już wiedzą o co chodzi. Następnie wracają do domu, odpalają YouTube i szukają najlepszych akcji, by nauczyć się czegoś nowego. Takich historii jest mnóstwo. Zarażenie się tym od znajomych czy starszego rodzeństwa. Od tego momentu stają się przesiąknięte koszykówką.
Z chłopakami w sumie jest podobnie. Zawsze się od czegoś zaczyna. Moja przygoda zrodziła się po obejrzeniu w telewizji filmu „Coach Carter”. Część moich znajomych pokochała basket po na orlikach lub została w jakiś sposób przekonana do niego przez kumpli z osiedla. Potem zaczyna się fascynacja NBA i cała karuzela rozkręca się jeszcze bardziej. Zaczyna się zarywanie nocek, żeby obejrzeć mecze, zbieranie hajsu na nowe kicksy i jersey ulubionego zawodnika. Spotkałem się z dziewczynami, które również jarają się ligą za wielką wodą i kolekcjonują koszykarskie gadżety, jak na przykład dwie koszykarki z Chojnic: „Nasze półki są zapełnione książkami koszykarskimi. […] Jeżeli ujrzymy cokolwiek związanego z basketem, musimy to mieć. Z czasem rosnącej zajawki zaczęły się inwestycje w buty, lepsze piłki, koszulki. Zdecydowanie bardziej jara nas kupowanie kicksów niż jakichś szpilek”.
Zauważyłem, że spora grupa przedstawicielek płci pięknej jedynie gra w koszykówkę, nie interesując się np. NBA czy WNBA. Chodzą na treningi do szkół i klubów, zbierają się na orlikach, żeby wspólnie porzucać, ale nie są typowymi maniakami. Z drugiej strony są również osoby takie jak te opisane w poprzednim akapicie. Ulubionymi drużynami zza oceanu, figurującymi w damskim świecie są przeważnie Chicago Bulls, Los Angeles Lakers, New York Knicks i Cleveland Cavaliers. Natomiast ulubionym zawodnikiem często jest Derrick Rose, no i oczywiście Michael Jordan. „Jest to dla mnie przykład niesamowitej wytrwałości i dążenia do celu.”
Wracając jednak do typowo kobiecej gry. Spróbujcie sobie wyobrazić taką typową koszykarkę w Polsce. Jak się okazuje, wśród młodzieży nie ma jakichś gigantów. Koszykarki mają typowo dziewczęcą posturę ciała i dobrze. Czasem zdarzają się malutkie drobinki, które swoim zapałem przewyższają niejedną większą koleżankę.
„Pomimo tego, że jestem drobna, mogę powalić dziewczynę dwa razy większą ode mnie.” ~ Anna Kucharska
„Nie gram profesjonalnie w koszykówkę, ponieważ matka natura niestety nie obdarzyła mnie wzrostem, ale nie czuję się przez to wykluczona, żeby kibicować, a przede wszystkim wyjść czasem ze znajomymi i rekreacyjnie spędzić czas na korcie.” ~Weronika Mocek
Powyższe słowa zapadły mi najbardziej w pamięci spośród wszystkich, które padły przez ostatnie dwa miesiące. Dowód na to, że zapał kobiet nie ma granic. Praktycznie wszystkie moje rozmówczynie potwierdziły, że koszykówka to wspaniała szkoła życia, działania w grupie i budowania więzi. Przyznały również, że ogromną rolę w ich koszykarskich przygodach odgrywają trenerzy, bo to właśnie oni są ich drogowskazami i mentorami.
Podsumowując, kobiece spojrzenie na koszykówkę nie różni się wiele od męskiego, a zdarza się, że często jest takie samo. Koszykarki, fanki basketu, typowe maniaki – jest ich o wiele więcej niż nam się zdaje. I uwierzcie, w 1 na 1 mogłyby pokonać niejednego z nas panowie!
Autor: Beniamin Piłat – więcej jego tekstów na blogu: Wspomnienia z NBA