Robert Kubica spisywał się bardzo dobrze podczas wczorajszego GP Meksyku. Polak na jednym z okrążeń zdołał wyprzedzić swojego partnera z zespołu – Georga Russela, przed którym powiększał przewagę i bezpiecznie zajmował wyższą lokatę. Niestety, krakowianin musiał przywitać się aleją serwisową, co zepchnęło go na ostatnią lokatę.
Polak i Brytyjczyk nie tylko bili się o przedostatnią pozycję, gdyż oba kierowcy Williamsa utrzymywali się przed jednym z zawodników Haasa. Ostatecznie tylko Russel minął linię mety jako trzeci od końca, a Kubica był ostatni, gdyż przebiła mu się opona. Na pewno jednak było to ściganie. Polak nie walczył sam z sobą, a mógł poczuć smak prawdziwej rywalizacji.
Kubica nie ukrywał, że wciąż pojawiały się problemy techniczne, ale porównując to do kwalifikacji, było naprawdę przyzwoicie.
Start był całkiem niezły, ale na 3/4 prostej nie miałem pełnej mocy. Dopiero na ostatnich 200-300 metrach auto zaczęło ciągnąć, dlatego specjalnie nie pchałem się na pierwszym zakręcie. Później udało mi się zyskać dwie-trzy pozycje. Miałem sporo problemów z oponami, ale wyczucie było całkiem niezłe. Jakieś sto razy lepsze niż wczoraj. Balans był dużo lepszy – mówi nasz jedynak w F1.
Krakowianin odniósł się też do sytuacji z Russelem, kiedy wyprzedził go zaraz po wyjeździe z boksu.
Mieliśmy długi pit-stop. Straciłem na nim dwie-trzy sekundy. To pozwoliło Georgowi wjechać przede mną i później go wyprzedziłem – komentuje Polak.
Niestety, w końcowej części wyścigu zdarzył się pech. Kubica musiał zjechać do boksu, bo jak twierdził, przebiła mu się opona.
Kubica nie wie jednak czy tak rzeczywiście było. Czyż to kolejna odsłona konfliktu na linii Williams – Polak. Wszystko wydaje się być dobrze z oponami – mówił Kubica w rozmowie z inżynierami.
Widocznie powietrze schodziło wolno. Z reguły na tarki na torze się najeżdża. Na nich się nie łapie “kapci” – tłumaczył w rozmowie z Mikołajem Sokołem.
